Koncerty w plenerze

wpis

W sierpniu kontynuowane będą cykle plenerowych koncertów nad jeziorem w Paprocanach i na pl. Baczyńskiego.

Na klimatyczne „Muzyczne Wieczory nad Jeziorem” (oczywiście Paprocańskim) zapraszamy w piątki 4, 11, 18 i 25 sierpnia. Artyści, którzy w tym miesiącu pojawią się na plenerowej scenie, zatopionej w parkowej zieleni, z pewnością zaserwują publiczności paletę dźwiękowych doznań z wysokiej półki. Na początek wystąpi Phillip Bracken, australijski wokalista o hipnotyzującym głosie, a także kompozytor gitarzysta i autor tekstów. Artysta porusza się muzycznie w obszarze indie folku, ambientu czy soulu i z całą pewnością potrafi budować nastrój. Kolejny piątek nad jeziorem wypełni nam muzycznie Barbara Broda-Malon, znakomita wokalistka, która wystąpi ze swoimi interpretacjami pięknych piosenek znanych z repertuaru Alicji Majewskiej, Ireny Jarockiej, Anny Jantar, Anny German czy Ewa Demarczyk. Tydzień później zaprezentuje się Paweł Wójcik, który wraz z Tomaszem Sarmiakiem tworzy autorskie piosenki w klimacie Piwnicy pod Baranami. A na koniec mocne uderzenie: zespół Leepy, laureat nagrody publiczności w konkursie Dla Tych Zagrają, wykona ostatni sierpniowy koncert w Paprocanach. Będzie z pewnością głośno, ale swoimi ostrymi i niebanalnymi rockowymi utworami chłopaki potrafią skłonić też do refleksji.

Kto natomiast zasiądzie przy plenerowym fortepianie na placu Baczyńskiego? 6 sierpnia będzie to Marcin Wielgat, któremu towarzyszyć będzie Andrzej Zieliński – wokalista, gitarzysta, autor tekstów i kompozytor związany ze śląską sceną bluesową. Drugi sierpniowy koncert na placu Baczyńskiego odbędzie się 27 sierpnia. Wówczas Jakub Mariańczyk i Jan Kanty Mikosz zaprezentują swoje wykonania utworów Fryderyka Chopina, Ignacego Friedmana, Juliusza Zarębskiego i Maurycego Moszkowskiego.

Sylwia Witman

fot. Oliwia Dopierała

GALERIA


Share

Tychy Press Photo – Poza i symbol

wpis

Za nami 23. edycja konkursu Tychy Press Photo. Do 29 lipca w Miejskiej Galerii Sztuki OBOK trwała wystawa pokonkursowa oraz wystawa fotografii Grzegorza Maciąga – gościa specjalnego.

Tegorocznych laureatów Tychy Press Photo poznaliśmy 27 czerwca. Jury w składzie: Anna Lewańska, Arkadiusz Ławrywianiec, Grzegorz Maciąg oraz Wojciech Łuka przyznało dwie nagrody i dwa wyróżnienia.

Nagrodę za najlepsze zdjęcie otrzymał Łukasz Nenko. Jego fotografia przedstawia modelkę w tradycyjnym śląskim stroju na tle hałdy czy też zwałów pyłu węglowego. Ta praca od razu zwróciła naszą uwagę – mówi Wojciech Łuka, kurator Miejskiej Galerii Sztuki OBOK i juror konkursu. Jest to zdjęcie pozowane, ale jednak ma wielowymiarową symbolikę. Mamy wrażenie, że modelka jeszcze nie zdążyła się ustawić, że dopiero przygotowuje się do wykonania zdjęcia. Tak jest trochę ze współczesnym Śląskiem. Nie wiadomo do końca, czy to już ma tak wyglądać, czy to jeszcze wciąż transformacja.

Za najlepszy cykl zdjęć wykonany w Tychach nagrodę otrzymał Ireneusz Kaźmierczak. Sięgnął on do swojego bogatego archiwum i zestawił fotografie wykonane przed kilkunastu lub kilkudziesięciu laty z dzisiejszymi ujęciami tych samych miejsc. Wyróżnienia otrzymali: Aleksandra Grabowska oraz Michał Janusiński.

Obok nagrodzonych i wyróżnionych zdjęć można było oglądać wystawę fotografii Grzegorza Maciąga. Fotoreportaż Jorcajt został zrealizowany podczas zgromadzenia chasydów (ortodoksyjnych wyznawców judaizmu), jakie corocznie odbywa się w Lelowie w rocznicę śmierci cadyka Dawida Bidermana. Mistrzowskie kadry nie tylko przybliżają widzowi świat przeżyć wspólnotowych i religijnych, ale wręcz przenoszą go w inny czas i inną przestrzeń. Dopiero kilka ostatnich ujęć (na których widać m.in. policyjny radiowóz) uświadamia nam, gdzie i kiedy się znajdujemy. To wszystko dzieje się co roku, niecałe sto kilometrów od Tychów. Świat jest różnorodny, ale w tej różnorodności wszyscy jesteśmy tu i teraz – to wydaje się nam mówić autor zdjęć.

Warto odnotować, że po raz pierwszy wystawa została skomponowana w ten sposób, by nie oddzielać mistrzowskich zdjęć gościa specjalnego od prac uczestników konkursu. Wszystkie zostały wyeksponowane w jednej przestrzeni, bez wyraźnego podziału. Jak zapewnia Wojciech Łuka, w kolejnych latach będzie się starał utrzymać tę formułę.

Sylwia Witman

 

fot. Łukasz Nenko

GALERIA


Share

Aktualności powiązane


Wydarzenia towarzyszące



Sięgnij po sierpniowe „Ramy Kultury“

wpis

Na koniec wakacji czeka nas wydarzenie absolutnie niezwykłe. Będzie okazja spotkać się z autorkami i autorami literatury z najwyższej półki: Sylwią Chutnik, Mariuszem Szczygłem, Jerzym Jarniewiczem czy Filipem Springerem.

Wszystko za sprawą wędrującego festiwalu Miedzianka Po Drodze, o którym sam Filip Springer pisze więcej na sąsiedniej stronie.

Te spotkania będą miały miejsce na zielonej osi. W 2011 roku grupa architektów, artystów i ludzi kultury wydobyła tę przestrzeń z otchłani niepamięci, organizując artystyczny happening na całej jej długości. Akcja nazywała się Zielona oś 2.0 i miała być jej reaktywacją. W wizji projektantów oś stanowiła zielony, pieszo-rowerowy pas przecinający centrum miasta. Taki tyski Prater albo Central Park. Niestety od tamtej pory niewiele się na tu wydarzyło, chociaż – trzeba przyznać – samo jej istnienie powróciło do świadomości tyszan. A więc Zielona oś 3.0? Czemu nie?

To, co wartościowe i dobre, nie dezaktualizuje się. Dotyczy to nie tylko rozwiązań urbanistycznych. Na stronie 8 można przeczytać recenzję nowego spektaklu Teatru T.C.R. pt. Wykosztowanie. Jednocześnie grupa powraca z pokazem spektaklu Gnienie, który miał premierę w 2016 r. Wówczas, po jego obejrzeniu, zanotowałam takie słowa: T.C.R. każde nam z bliska przyglądać się sytuacjom, o których wolelibyśmy nie myśleć, jeśli dzieją się tuż obok nas. I do których nie chcielibyśmy się przyznać, jeśli dzieje się to z nami. Kto ma ochotę na powtórkę z Gnienia? Pokaz 20 sierpnia w Miejskim Centrum Kultury. Po długich 2424 dniach „Gnienie” wraca tam, gdzie powstało – piszą autorzy w zapowiedzi.

Jeśli natomiast na lato potrzebujecie czegoś lżejszego i bardziej radosnego, przed nami Port Pieśni Pracy. Wśród wykonawców – dobrzy znajomi, jak zawsze niezawodni.

Sylwia Witman

 

Wydawca: Miejskie Centrum Kultury w Tychach, ul. Bohaterów Warszawy 26, 43-100 Tychy, tel. 32 438 20 61, e-mail: redakcja@mck.tychy.pl
Re
daktor naczelna: Sylwia Witman, e-mail: ramykultury@kultura.tychy.pl
Zespół:
Daria Gawrońska, Agnieszka Lakner, Małgorzata Król, Justyna Stolfik-Binda
Korekta:
Agnieszka Tabor
Layout
: Aleksandra Krupa i Bartek Witański Blank Studio, Marcin Kasperek KlarStudio
Skład i łamanie:
Magdalena Dziedzic KlarStudio
Druk:
Drukarnia AAPrint, Mikołów Nakład: 3000 egz.
Foto na okładce:
Albert Zawada

Miesięcznik znaleźć można we wszystkich instytucjach kultury, młodzieżowych domach kultury, klubach osiedlowych, urzędach, Gemini Park Tychy oraz wybranych restauracjach. Szczegółowa lista punktów dystrybucji znajduje się TUTAJ.
Poniżej prezentujemy również dotychczasowe wydania „Ram Kultury” w wersji online:

Ramy Kultury nr 24
Ramy Kultury nr 23
Ramy Kultury nr 22
Ramy Kultury nr 21
Ramy Kultury nr 20
Ramy Kultury nr 19
Ramy Kultury nr 18
Ramy Kultury nr 17
Ramy Kultury nr 16
Ramy Kultury nr 15
Ramy Kultury nr 14
Ramy Kultury nr 13
Ramy Kultury nr 12
Ramy Kultury nr 11
Ramy Kultury nr 10
Ramy Kultury nr 9
Ramy Kultury nr 8
Ramy Kultury nr 7
Ramy Kultury nr 6
Ramy Kultury nr 5
Ramy Kultury nr 4
Ramy Kultury nr 3
Ramy Kultury nr 2
Ramy Kultury nr 1

 

GALERIA


Share

Memento dla polskiej moderny

wpis

Pierwsza wieża w kompleksie Zakładu Elektroniki Górniczej stanęła przy ulicy Karola Świerczewskiego (dziś: biskupa Juliusza Burschego) pod koniec lat 60. XX wieku.

Projekt Marka Dziekońskiego znakomicie obrazuje tezę, że istota modernizmu, jego wartość, tkwi w szczegółach. Oglądany z dystansu budynek mógł sprawiać wrażenie nieskomplikowanego, przepasanego wstęgami okien prostopadłościanu. Przy bliższych oględzinach nasycał się jednak detalem: przezierne pasy sprawiały, że lity blok otwierał się na otoczenie, a mechanizm obrotowych okien sprawiał, że pod wpływem akcji użytkowników gmach zmieniał wygląd – stawał się swego rodzaju wielkoskalową rzeźbą kinetyczną. Wizualność obiektu wzbogacały strategicznie rozmieszczone akcenty plastyczne (m.in. mozaika Franciszka Wyleżucha czy obrazy Eryka Pudełki), podkreślające wyjątkowość jego programu funkcjonalnego.

Także finałowy akord historii pierwszego budynku ZEG-u jest wiele mówiącym przykładem – tym razem na to, jak złożoną kwestią pozostaje w Polsce odbiór dziedzictwa powojennej architektury. W tym samym czasie, gdy historycy sztuki i architekci, akademicy, publicyści i artyści coraz głośniej namawiali do objęcia go konserwatorską ochroną, kolejne powstałe w latach 60. i 70. dzieła znikały z ulic naszych miast. ZEG legł w gruzach w roku 2016. Wcześniej podobny los spotkał m.in. świetny przykład polskiego brutalizmu – katowicki dworzec czy błyskotliwy inżynieryjnie Supersam w Warszawie. Później zrównano z ziemią jeszcze choćby warszawski Dom Meblowy Emilia, czy olsztyńską Halę Urania – a to dopiero początek długiej listy.

Architekt i artysta Vinicius Libardoni przyjechał do Polski z Brazylii – kraju, dla którego spuścizna modernizmu stanowi ważną część współczesnej narodowej tożsamości. Instynktownie zwracał więc uwagę na mijane na ulicach nowoczesne gmachy, dziś często będące w opłakanym stanie lub pokryte szczelnie warstwami styropianu i pastelowych tynków. Zgłębiając temat, natrafił na projekty, których na żywo nie miał już możliwości zobaczyć, bo zdążyły ustąpić miejsca wyczyszczonym działkom albo nowym placom budowy. Rozpalające wyobraźnię budynki zaczął więc na własną rękę rekonstruować – na odbijanych w betonie grafikach.

Na wystawie Libardoniego pokazywanej w Muzeum Miejskim w Tychach zobaczyć można osiem podobnych upamiętnień modernistycznych ikon. Otwiera ją obraz znaczący: portret gmachu Zakładu Elektroniki Górniczej, któremu towarzyszą materialne pozostałości po utraconym budynku – jego uratowane z gruzów fragmenty, dokumentacja, kapsuła czasu. To i inne pokazywane na wystawie betonowe płótna na wielu płaszczyznach (od metaforycznych po te całkiem namacalne) są pomnikami dla znamienitych osiągnięć powojennych budowniczych – manifestem tego, że nie powinny one z naszej kolektywnej pamięci zniknąć bez śladu.

Kuba Żary

fot. budynek Zakładu Elektroniki Górniczej w Tychach (1966–2015), proj. Marek Dziekoński, fot. 1969, ze zbiorów Muzeum Miejskiego w Tychach, w opracowaniu Viniciusa Libardoniego

GALERIA


Share

Tyscy rzemieślnicy w obiektywie

wpis

21 czerwca, w ramach cyklu Okno na Kulturę w centrum handlowym Gemini Park Tychy, odbył się wernisaż fotografii Piotra Podsiadłego.

Wystawę Tyscy rzemieślnicy będzie można oglądać przez całe wakacje, bo aż do 16 września. Prezentuje ona sylwetki rękodzielników, z których usług jeszcze możemy korzystać w naszym mieście. 

Chciałoby się zapytać, czy w dobie błyskawicznie postępującego rozwoju technologicznego rzemiosło ma jeszcze coś do zaoferowania? Czy może ono konkurować z zaprogramowanym przemysłem i inteligentną armią maszyn? Może to wszechobecne przytłoczenie masowością i nijakością zwróci ponownie nasz wzrok w kierunku poprawy harmonii życia społeczno-gospodarczego, co mogłoby pozytywnie wpłynąć na relacje międzyludzkie i zachwiać strukturami konsumpcjonizmu.

Autor fotoreportażu jednoznacznie uzmysławia, że ludzie, ich umiejętności i fachowość, często zdobywana latami, sprawiają, że zwykłe tworzywo nabiera wyjątkowego charakteru. Ich doświadczenie pozwala tchnąć nowe życie w nadgryzione zębem czasu przedmioty codziennego użytku, a wyobraźnia daje nieograniczone możliwości. Właśnie dlatego warto korzystać z tego, co mają do zaoferowania jedyni w swoim rodzaju – a nierzadko także ostatni w fachu – tyscy rzemieślnicy.

Nie tylko bohaterowie uwiecznieni na zdjęciach, ale również sam Piotr Podsiadły wykazał się znakomitym opanowaniem rzemiosła. Pokazał całe spektrum swojego warsztatu, ukazując różne oblicza zawodów, które nie są martwe i anonimowe, zawodów, które mają twarze tyszanki i tyszanina. Fotograf wszedł niejako w rolę miejskiego narratora. Pozwoliło mu to zachować pewien dystans, pozbawiony własnych, narzucanych odbiorcy interpretacji. Ta surowość reporterskiego spojrzenia pozwala lepiej zrozumieć i dostrzec ulotne szczegóły pracy bohaterów projektu i zachować ich własny indywidualny charakter.

Zapytany o odczucia pojawiające się podczas pracy przy projekcie, Piotr Podsiadły bez namysłu odpowiada:

To było wyjątkowo ciekawe i cenne doświadczenie. Cieszę się, że mogłem poznać tyskich rzemieślników, zobaczyć ich pracę „od kuchni”, poznać ich przeszłość i przede wszystkim podzielić się nią z innymi tyszanami. Każdy człowiek to zupełnie inna historia. Jest jednak jeden wspólny mianownik, który łączy wszystkich bohaterów. To pasja. Sposób, w jaki opowiadają o swoim zajęciu – za każdym razem słyszałem w ich głosach ogromny entuzjazm. Mam nadzieję, że Baza Rzemieślników w dalszym ciągu będzie się dynamicznie rozwijać, a my będziemy mieli okazję poznawać kolejne ciekawe historie.

Oprócz próby przedstawienia reprezentantów pewnej grupy zawodów, celem wystawy jest również zachęcenie mieszkańców do korzystania na co dzień z Tyskiej Bazy Rzemieślników, internetowej platformy zweryfikowanych zakładów z tradycją i osób oferujących usługi, będące dziełem ich rąk i talentu. Listę rzemieślników, która ciągle jest aktualizowana, znajdą Państwo na stronie internetowej Urzędu Miasta Tychy pod linkiem: umtychy.pl/tyscyrzemieslnicy.

Spójrzmy na tę wystawę z refleksją i postarajmy się ocalić od zapomnienia zawody, które z pokolenia na pokolenie przekazują wyjątkową jakość usług i wielowiekową trwałość wykonywanych przedmiotów. Nie pozwólmy, by zniknęły z mapy naszego miasta. Wraz z upadkiem sztuki rzemiosła upadnie wartościowość wytwórczości, a wraz z tym niechybnie pożegnamy się z jakością usług na rzecz jednorazowości.

Daria Gawrońska
Ramy Kultury

 


Polskie Lato Dudy-Gracza

wpis

Po Beksińskim i Dwurniku Tichauer Art Gallery zaprezentuje twórczość kolejnego z wybitnych polskich malarzy XX wieku.

Od czerwca do września na terenie Browaru Obywatelskiego będzie można oglądać wystawę Polskie lato. Duda-Gracz u Tichauera.

Malarstwo Jerzego Dudy-Gracza na Śląsku jest doskonale znane, chociażby za sprawą wystaw prezentowanych w Muzeum Śląskim. Jednak zbiór dzieł, który zostanie pokazany w Tichauer Art Gallery, należy do prywatnej kolekcji i rzadko jest udostępniany szerokiej publiczności.

Jerzy Duda-Gracz o swojej twórczości mówił: „Maluję to, co mi w duszy gra; im bardziej człowiek pierniczeje, tym lepiej wie, że odchodzi, a z nim cały ten świat. Z upływem czasu rodzi się czułość i tęsknota za tym, co bezpowrotne”. 

Był określany mianem „wnikliwego satyryka”. Jego sztuka odsłania świat „ponurej groteski” – jak twórczość artysty określał Krzysztof Teodor Toeplitz. Był jednym z najznakomitszych polskich portrecistów współczesnych. Jego dorobek zawiera wiele autoportretów i portretów, także osobistości tworzących kulturę Polski za życia artysty, m.in. Jerzego Waldorffa i Kazimierza Rudzkiego.

Artysta urodził się w Częstochowie w 1941 roku. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie Wydział Grafiki w filii w Katowicach (obecnie Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach). Dyplom otrzymał w 1968 roku. Nauczał na Wydziale Grafiki, w Europejskiej Akademii Nauk w Warszawie, a także na Wydziale Radia i Telewizji im. K. Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zmarł w 2004 roku.

Sylwia Witman
Ramy Kultury

Więcej informacji na temat wystawy znajdą Państwo na stronie dudagraczutichauera.pl

Powyżej fragment obrazu Ostatni zapis Jerzego Dudy-Gracza

GALERIA


Share

Od folku po jazz

wpis

Cykl Muzycznych Wieczorów nad Jeziorem hucznie rozpoczęliśmy koncertem Soni Bohosiewicz.

Ci, którym nie była dotąd znana kariera wokalna artystki, z pewnością byli pozytywnie zaskoczeni jej przejmującą, niską barwą głosu, którym pokazała, że potrafi operować zarówno agresywnie, jak i zmysłowo. Kameralność całej scenerii koncertu sprawiła, że obcowanie z tą artystką w tak odmiennych okolicznościach było szczególnym doznaniem.

Kto przywita słuchaczy w piątkowe wieczory lipca? Jako pierwszy wystąpi wyjątkowy, bo pięcioosobowy Kwartet ProForma, który zaprezentuje program Spotkanie bardów: Kaczmarski-Cohen. Dodając, że zainteresowania i temperament muzyczny grupy sytuują zespół gdzieś pomiędzy krainą łagodności a ciężkim rockiem, sygnalizuję, że zaczniemy lipiec z przytupem. 

W połowie miesiąca spotkamy się przy folkowych improwizacjach skrzypiec i akordeonu w wykonaniu Guzik & Chołomiej Jazz Quintet. Tytuł koncertu Na ludowo, na jazzowo nie oddaje jednak pełnego spektrum doznań muzycznych, których z pewnością możemy się spodziewać. Zespół cechuje duża otwartość formy, co pozwala łączyć z folkiem wiele styli muzycznych, na przykład bossa nova, swing, czy funk. Cała ta koncepcja świetnie rezonuje z przyjętą przez organizatorów cyklu ideą chilloutu i relaksu.

Następnie swój repertuar zaprezentują świetnie znane tyszanom skrawki. Muzycy obiecują ująć w koncercie „ciałość”, czyli ani całość, ani ciało, ale też nie miałkość, małość czy miłość. Deklarują, że postarają się ubrać muzykę w delikatne dźwięki z odrobiną szmeru i łoskotu. Co powstanie z połączenia tych nietypowych składników? Dowiemy się już 21 lipca na Paprocanach.

Ostatnim koncertem w lipcu będzie Jazzy Lake w wykonaniu Krzysztofa Nowakowskiego & Formation-IN. Muzycy odkryją przed słuchaczami nowe barwy brzmień gitary i wibrafonu. Warto zatem wybrać się na każdy z organizowanych przez Miejskie Centrum Kultury w Tychach koncertów tego lata, chociażby ze względu na możliwość obcowania z różnorodnym repertuarem oraz dla samego, wyżej wspomnianego, chilloutu.

Daria Gawrońska
Miejskie Centrum Kultury w Tychach

Pełny harmonogram koncertów znajdą Państwo tutaj.
Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tychach

GALERIA


Share

Kino wolnej miłości

wpis

Plenerowe seanse w ogrodzie Miejskiego Centrum Kultury w Tychach swoimi początkami sięgają roku 2014.

Wtedy pojawił się pierwszy cykl pokazów plenerowych – W Starym Kinie, w ramach którego przez trzy sezony pokazywana była zupełna klasyka kina. Z czasem repertuar zmienił się na całkowicie współczesny i pojawiła się nowa nazwa – Kino FreeLove. Już w samej nazwie chcieliśmy zawrzeć fakt, iż wstęp na seanse jest zawsze bezpłatny, a ich tematem przewodnim jest miłość, która może mieć najróżniejsze oblicza. „Wolna miłość” do kina doskonale taką relację między widzem a konkretnym filmem oddaje.

Przez poprzednich osiem sezonów udało nam się pokazać dużo najważniejszych filmów ostatnich lat. Publiczność docenia kino, jakie prezentujemy, bo zjawia się na pokazach coraz liczniej, co doskonale udowodniły czerwcowe pokazy, bo na obu mieliśmy spory nadkomplet widzów. Od samego początku myślą przewodnią towarzyszącą wyborom filmów było, aby zawsze stawiać na tytuły, które najlepiej ogląda się razem, w większej grupie osób. To właśnie wspólne przeżywania emocji sprawia, że podczas seansów plenerowych w ogrodzie panuje taka niesamowita atmosfera, a każdy gag śmieszy podwójnie, i każde wzruszenie jest dużo głębsze.

To bogactwo gatunków i tematyki sprawia, że każdy na naszych pokazach znajdzie coś dla siebie – seanse pod chmurką to propozycja dla młodzieży, dorosłych i seniorów. Dlatego warto przejrzeć program „Kino FreeLove” na lipiec, sierpień i wrzesień już teraz, poczytać opisy filmów i wybrać coś dla siebie i znajomych, a później zasiąść – na krzesełku, leżaku, ławie czy własnym kocu i tuż po zachodzie słońca zatopić się w świecie srebrnego ekranu. W najbliższych dziesięciu tygodniach w ramach cyklu będziemy mieli okazję przypomnieć sobie plusy i minusy lat 90. (Powrót do tamtych dni), zaliczyć nostalgiczną, ale miejscami też bardzo radosną wycieczkę do tureckiej wsi (Almanya), wysłuchać wzruszającego głosu młodych muzyków (Piosenki o miłości), wziąć udział w bardzo dziwnym i nieokiełznanym rejsie (W trójkącie), przenieść się do hiszpańskiego teatru współczesnego pełnego absurdów i wielkich gwiazd światowego kina (Boscy) lub spróbować powalczyć o to, co najważniejsze, wraz z młodziutką bohaterką błąkając się po peryferiach małej miejscowości (Tonia).

Zapraszamy Państwa w magiczną podróż tegorocznego Kina FreeLove.

Piotr Kumor
Miejskie Centrum Kultury w Tychach

Cały program cyklu Kino FreeLove znajdą Państwo tutaj.
Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tychach

GALERIA


Share

Kochając muzykę miłością szczerą… Rozmowa z Maciejem Lipiną

wpis

Przez Wojciecha Olszaka określony został mianem polskiego Johna Mayera. Wokalista, gitarzysta, autor piosenek, wydawca płyt. Założyciel i lider grupy Ścigani, zespołu mającego na koncie kilka płyt i mnóstwo koncertów.

Bez wątpienia ścigany i ciągle w biegu, czasem w nieznane, jak napisał o nim na łamach „Twojego Bluesa” (Z nożem na gardle mogę więcej, nr 90, jesień 2022) Jacek Kurek. Odtwórca głównej roli Ryśka Riedla w spektaklu Skazany na bluesa w Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego w Katowicach, główny głos na akustycznej płycie Acoustic 8 filmów legendy polskiego metalu, czyli zespołu KAT. Jeden z solistów w oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza i Leszka Aleksandra Moczulskiego Nieszpory Ludźmierskie. Laureat wielu nagród i wyróżnień kochający muzykę ponad wszystko… 

Beata Cieślak: Maćku, powiedz proszę, kiedy zdałeś sobie sprawę, że to jest to, co chciałbyś robić?
Gdy miałem siedem lat, rodzice zapisali mnie do prywatnego studium muzycznego, żebym nauczył się grać na keyboardzie, bo zauważyli u mnie jakieś ku temu predyspozycje. Wkrótce potem pojawiła się gitara. W zasadzie tak mniej więcej od szóstego roku życia bardzo dużo słuchałem muzyki. Pierwsze moje fascynacje to Black Sabbath i Elvis, a zaraz potem pojawił się Dżem! I wtedy okazało się, że to jest to!

Jesteś muzykiem o rozmaitych obliczach. Grasz, śpiewasz, komponujesz, piszesz teksty, a nawet zdarza Ci się być aktorem. To ostatnie może niektórych zaskakiwać?
W spektaklu Teatru Śląskiego pt. Skazany na bluesa byłem częścią zespołu, grałem na gitarze. Krótko po premierze tego przedstawienia odtwórca głównej roli uległ wypadkowi i wtedy zaproponowano mi tę rolę. Gram Skazanego na bluesa już prawie dziesięć lat. Było bardzo mało czasu na przygotowanie, bo to była nagła sytuacja… Niewiele prób, duża trema, w końcu nigdy wcześniej tego nie robiłem, wielki spektakl… Ale chyba dałem radę, skoro tyle lat spektakl cieszy się tak dużym zainteresowaniem, za co jestem wdzięczny przede wszystkim publiczności. Rysiek i Dżem od najmłodszych lat to był mój ukochany muzyczny klimat, więc chyba idealnie trafiło… Nie ma przypadków na tym świecie…

No właśnie, Nieszpory Ludźmierskie, Skazany na bluesa, Kat, duży rozrzut. Skąd taka rozpiętość repertuaru? Co tak naprawdę gra w duszy Macieja Lipiny?
Zawsze chciałem grać własne piosenki ze swoim zespołem, ale życie rzucało mi różne wyzwania. Dlatego cieszę się i twórczością własną, i tym, że mogłem się wykazać także w innej stylistyce. To buszowanie w pozornie odległych stylach bardzo rozwija i dowodzi niezmiennie, że muzyka jest jedna, choć w tak wielu wariantach i odsłonach fascynuje.

Zdecydowanie! Zdradź nam proszę, jak to się stało, że postanowiłeś na nowo zinterpretować album zespołu Anawa z 1973 roku?
Kilka lat temu byłem zaproszony przez wybitnego gitarzystę krakowskiego Jacka Królika do Krakowa na koncert z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza, wybrałem m.in. utwór Ta wiara. Po jego wykonaniu pan Jan Kanty, kompozytor i założyciel Anawy, opowiedział mi ciekawą historię związaną z tym utworem. Jak się okazało – tej pieśni nikt nigdy nie coverował ani też sama Anawa nigdy nie zdążyła zagrać tego materiału na żywo, bo po ukazaniu się albumu Andrzej Zaucha odszedł z zespołu. Pan Jan zaproponował mi, że skoro pasują mi te numery, to powinienem zrobić całą płytę, i tak się też stało. Rok temu ukazała się płyta Anawa 2.0, czyli moje autorskie aranżacje pieśni, które pięćdziesiąt lat temu zespół Anawa nagrał z Zauchą, a nie zdążyli tego nigdy zagrać live.

Zostałeś wokalistą zespołu Ścigani, a przecież chciałeś być gitarzystą? Wiem, że szukałeś długowłosego wokalisty, który przypominałby nieco Jima Morrisona…
Tak, zacząłem śpiewać niejako z musu, bo nie umiałem znaleźć odpowiedniego głosu do mojej kapeli, ale szybko pokochałem śpiewanie.

Powiedz nieco o Twoich albumach.
Od dziesięciu lat jestem głównie kojarzony z rolą Ryśka w teatrze, natomiast zanim to nastąpiło w 2001 roku, założyliśmy z kolegami zespół Ścigani, i pierwsze nasze kroki to były festiwale bluesowe w Polsce. Zgłosiliśmy się na wszystkie możliwe, jakie wtedy były. W 2003 i 2004 roku tak się złożyło, że dużo tych festiwali udało się wygrać, nie zawsze pierwsze miejsce, czasami drugie, trzecie, ale te sukcesy zachęciły nas do pierwszej autorskiej płyty – Nigdy więcej bluesa – to był debiut roku 2005 w „Twoim Bluesie”. Następnie była płyta nagrana ze Sławkiem Wierzcholskim, tzn. graliśmy swoje piosenki, a Sławek nam pomagał pisać teksty i muzykę, była to płyta roku 2007 w „Twoim Bluesie”. Był w 2009 roku taki program w telewizji TVP2 Hit Generator, w którym zdobyliśmy dwie statuetki. To zachęciło nas do kolejnej płyty, w 2011 roku ukazał się krążek Spiritus movens, w 2018 – mój pierwszy solowy, autorski album, sam napisałem wszystkie piosenki i nagrałem wszystkie instrumenty (poza perkusją). Najnowsza, wydana w 2022 roku, to wspomniana już wcześniej Anawa 2.0. Teraz skupiamy się na koncertach Maciej Lipina & Ścigani – gramy trasę na 20-lecie zespołu Zaufać sobie 2023 tour, czyli najlepsze kawałki ze wszystkich moich płyt.

Jesteście bardzo utytułowani, zdobyliście wiele nagród, m.in. dwie statuetki Super Hit TVP2 za utwory Niby razem i Uwierz mi chociaż raz (2009), Odkrycie roku 2005, Płyta Roku 2007, Wokalista roku 2008 w Blues Top, Grand Prix na Blues Rock Jazz Festival 2009 i wiele, wiele innych! Co czujesz, otrzymując te wyróżnienia?
W Ściganych nie tworzymy muzyki dla nagród, choć są one oczywiście miłe, ale najważniejsze jest to, że możemy nagrywać, jeździć na koncerty, mamy dla kogo występować. I jeszcze jedno – ważne, że mamy zdrowie, bo nie wszyscy koledzy, którzy zaczynali z nami, jeszcze żyją, inni chorują. Cieszę się zdrowiem, staram się doceniać każdy dzień, a nie zawsze miałem tyle pokory, teraz dopiero jej nabieram. Wydaje mi się, że najważniejsze jest żyć codziennie, tu i teraz, nie przestawać pracować, tworzyć, grać koncerty, szanować ludzi dookoła i szczerze kochać muzykę, a zdobywanie nagród nie może być głównym celem. Niektórzy poddają się też, bo nie zawsze można wyżyć z muzyki, a tu przecież trzeba rodzinę utrzymać, dziećmi się opiekować. Niektórzy kompozytorzy, tak samo zresztą jak malarze, zostają docenieni dopiero sto pięćdziesiąt lat po śmierci. Niektórzy nie wytrzymują tego ciśnienia, znajdują sobie jakieś inne zajęcie, lepiej płatne, a sztukę stawiają na drugim, trzecim miejscu. To jest w ogóle trudne zajęcie, ale ja na przykład nie mam zamiaru nic innego robić, i nie chcę, i nie lubię, i nigdy nic innego nie robiłem. Nie można się oszukiwać, trzeba przede wszystkim pozostać sobą.

To absolutnie najważniejsze. Szczerość, autentyczność procentuje. W końcu swego czasu Zbigniew Hołdys powiedział, że jesteście najlepszym zespołem w Polsce…
Brzmi to tak clickbajtowo i bałwochwalczo, ale faktycznie – tak wtedy powiedział w telewizji, ale oczywiście w ramach tego, co wtedy mógł słyszeć w Polsce na scenie. Natomiast to było kilkanaście lat temu i wiele mogło się zmienić. Chciałbym rzeczywiście uchodzić za dobrego muzyka, bo po to to robię. Kocham muzykę i staram się zawsze wykonywać ją najlepiej, jak potrafię. Z drugiej jednak strony, gusta są przecież różne, dlatego trzeba przyjść na nasz koncert i sprawdzić, jak to naprawdę jest.

A skąd ten kapelusz na Twojej głowie?
Pierwszy mój kapelusz dostałem w prezencie na koncercie od zespołu Skazanego na bluesa na koncercie, który odbył się w moje urodziny w 2016 roku, w legendarnej Leśniczówce. Poza tym wszyscy moi ulubieńcy mieli kapelusze na scenie: nie tylko Rysiek, ale także Niemen, Stevie Ray Vaughan, okazjonalnie Hendrix, Clapton, ale także całe Lynyrd Skynyrd, Allman Brothers czy trochę też w hołdzie dla śląskiego brzmienia: Andrzej Urny (Dżem, Krzak, Perfect), Jurek Kawalec (Krzak).

Zapraszając na „Jazdę trolejbusem z bluesem”, gdybyś zechciał w kilku słowach powiedzieć nam, co tam się będzie działo?
To wydarzenie ku pamięci Ryśka Riedla. Trolejbus z publicznością, i również ze mną, będzie jeździć po najważniejszych miejscach związanych z Ryśkiem w Tychach: pierwsza sala prób Dżemu, czyli Dom Kultury Górnik, klub Jesiony – tam zagram utwór Jesiony, i chyba jeszcze mural Ryśka na jego bloku. W tych lokalizacjach będą krótkie koncerty. Nie tylko Ryśkowe piosenki będą grane, ale moje również!

Fantastyczna inicjatywa!
To pomysł Marcina Sitki, chodzi m.in. o promowanie książki Rysiek Riedel we wspomnieniach. Już dwa lata temu w związku z obchodami poświęconymi Ryśkowi miasto Tychy poprosiło mnie o plenerowy występ Skazanego na bluesa i przyszli chyba wszyscy mieszkańcy! Było naprawdę wspaniale!

Dziękując Ci za rozmowę, wszystkich Państwa, którzy ją przeczytali, zapraszam nie tylko do Tychów, ale także na inne Twoje koncerty!

Beata Cieślak
pedagog, autorka tekstów o sztuce,
organizatorka wystaw

GALERIA


Share

Imponuje mi niezależność

wpis

Zwyciężczynią 7. edycji konkursu „Dla Tych zagrają – nowa fala tyskich brzmień” została 21-letnia Tosia Lazar. „Dziewczyna, która mogłaby być moją wnuczką, pojawiła się na scenie z gitarą i pianinem i dosłownie nas powaliła” – powiedział Wojciech Waglewski.

Z Tosią Lazar rozmawiałyśmy w chwilę po odczytaniu werdyktu i wręczeniu nagród.

RK: Jak się czujesz na gorąco, zaraz po ogłoszeniu wyników?
Tosia Lazar: Czuję się, jakby od mojego występu upłynęły już wieki, bo grałam za kwadrans siedemnasta [ogłoszenie wyników miało miejsce po godzinie dwudziestej pierwszej – SW]. Jestem zaskoczona, jeszcze to do mnie nie dociera. Pewnie brzmi to jak truizm, ale mówię szczerze, naprawdę nie spodziewałam się. To był mój debiut z własnymi piosenkami i byłam jedyną solistką w konkursie. Tym bardziej jestem zaskoczona i naprawdę bardzo się cieszę. Spodziewałam się, że wygra Viadomo (śmiech).

Skoro to Twój debiut, to powiedz coś o sobie. Kim jest Tosia Lazar?
Mam dwadzieścia jeden lat, mieszkam od trzech miesięcy w Katowicach, ale całe wcześniejsze życie spędziłam w Tychach. Chodziłam do tyskiej szkoły muzycznej, gdzie grałam na fortepianie. Nadal zresztą na nim gram. Ostatnio miałam różne zwroty w moim życiu; skończyłam szkołę masażu, uczyłam angielskiego. Teraz czekam na wyniki rekrutacji do Szkoły Muzyki Rozrywkowej i Jazzu w Krakowie. Będą znane za tydzień. Mam nadzieję, że się dostanę.

Skoro uczyłaś się w szkole muzycznej, to pewnie do występów jesteś przyzwyczajona?
Tak, ale nie do takich, gdzie wszystkie oczy zwrócone są na mnie, na moje wnętrze wylane w tych piosenkach i w moich tekstach. Myślę, że nawet dla moich znajomych było zaskoczeniem, że mam tyle swoich utworów.

We wrześniu, gdy wystąpisz na „Rocku na Plaży”, prawdopodobnie będzie patrzyło na ciebie jeszcze więcej oczu.
Właśnie. Trudno mi w to uwierzyć. „Rock na Plaży” i moje piosenki (śmiech)?

Nie czujesz się rockmenką?
Być może jest we mnie nutka dzikości i to mnie łączy z rockmenami, ale muzyka, którą tworzę, z pewnością rockowa nie jest. To raczej utwory do refleksji i do rozmarzenia się. Ale może przez te najbliższe miesiące popracuję trochę nad jakimiś ostrzejszymi numerami, żeby było bardziej porywająco.

Dalej zamierzasz występować solo?
To mój następny cel: znaleźć zespół. Jeśli ktoś z osób czytających byłby chętny, to zapraszam do kontaktu (śmiech). Poza tym planuję jak najbardziej rozwijać się muzycznie, szczególnie rozwijać warsztat, żebym miała wszystkie narzędzia potrzebne mi do tego, co chcę przekazać.

Jakie są twoje inspiracje muzyczne? Jaka muzyka porusza cię jako słuchaczkę?
Największą inspiracją i chyba powodem, dla którego zaczęłam śpiewać, była muzyka Alice Phoebe Lou. Inspiruje mnie też Aurora, która jest dla mnie niesamowitą postacią. Uwielbiam w niej wszystko; jej piosenki, energię, szczerość i zaangażowanie. Bardzo lubię niezależnych artystów, imponuje mi niezależność.

Rozmawiała Sylwia Witman

Tosia Lazar jako laureatka Nagrody Jury otrzymała nominację do finału konkursu „Rock Na Plaży 2023”. Laureat Nagrody Publiczności zespół LEEPY wykona koncert na „Muzycznych Wieczorach nad jeziorem” w dniu 25 sierpnia.

GALERIA


Share