XVII Festiwal Sztuk Podwórkowych „Po drugiej stronie tęczy"

wpis

Czy twoje dziecko lubi śpiewać, nie obce są mu występy przed widownią, taniec to jego pasja lub gra na jakimś instrumencie? Jeśli twój mały artysta chce pokazać swój talent na tęczowej scenie, to ten Festiwal jest dla was.

„Po drugiej stronie tęczy”, to Festiwal Sztuk Podwórkowych, którego finał XVII edycji odbędzie się 11 czerwca o godz. 16.30 na sali widowiskowej Spółdzielczego Domu Kultury „Tęcza”.
Zapisy trwają do 3 czerwca 2024 r.
Festiwal przeznaczony dla dzieci do lat 12.

Organizator: Dział Społeczno-Kulturalny TSM Oskard

Regulamin festiwalu
Karta zgłoszenia festiwalu

GALERIA


Share

Zapisy na letnie półkolonie dla dzieci z dzielnicy Balbina

wpis

Zapraszamy do zapoznania się z ofertą półkolonii dla dzieci z dzielnicy Balbina w ramach Budżetu Obywatelskiego!

Uwaga! Brak wolnych miejsc.

Na uczestników tegorocznej odsłony półkolonii letnich czekają liczne atrakcje tj.: warsztaty drukowania 3D, kino, park linowy, warsztaty plastyczne, zajęcia sportowe, survival i wiele innych. Przygotowany program zajęć sprawi, że zabawom nie będzie końca.

Terminy półkolonii:
8-12.07.2024 / 15-19.07.2024 / 22-26.07.2024

Regulamin-półkolonie-letnie-Balbina-2024_MCK_Tychy

Zapisy rozpoczną się 27.05.2024 o godz. 10.00.

Pierwszeństwo mają dzieci z dzielnicy Balbina.
Zgłoszenia wysyłane przed wskazanym terminem nie będą rozpatrywane (nie kwalifikują się do zapisów), a także nie będzie udzielana na nie odpowiedź.

Udział dziecka w półkoloniach jest bezpłatny, oprócz wyżywienia, gdzie opiekun prawny/rodzic dziecka zobowiązany jest do wpłacenia kwoty 150,00 zł w ciągu 7 dni od daty zakwalifikowania dziecka na półkolonie, na konto organizatora:
Klub Sportowy Sport Camp IV Sp. z o.o. ul. Lawendowa 12, 43-100 Tychy
Nr rachunku bankowego: 25 1050 1399 1000 0090 3276 7965
Wpłacenie powyższej kwoty jest warunkiem koniecznym do przyjęcia dziecka na listę uczestników.

Projekt sfinansowany z Budżetu Obywatelskiego Miasta Tychy dla dzieci z dzielnicy Balbina w Tychach.
Organizator półkolonii: Klub Sportowy Sport Camp IV (ul. Lawendowa 12)
Miejsce półkolonii: Szkoła Mistrzostwa Sportowego Tychy (ul. Oświęcimska 51)
Zgłaszane dziecko może wziąć udział tylko w jednym organizowanym turnusie.

Ważne informacje:
– dzieci każdego dnia powinny być zaopatrzone w obuwie zmienne sportowe (trampki, adidasy)
– prosimy o zaopatrzenie dzieci w drugie śniadanie i/lub zdrową przekąskę
– każdy uczestnik powinien mieć ze sobą podpisany bidon z wodą
– prosimy, aby dzieci brały ze sobą również ubrania letnie przeznaczone do zabaw na świeżym powietrzu
– odzież odpowiedną do pogody (zwłaszcza podczas wycieczek)

Podczas trwania półkolonii uczestnicy są proszeni o nie przynoszenie na półkolonie cennych urządzeń, np. telefonów komórkowych, odtwarzaczy muzyki, itp. niekoniecznych do udziału w zajęciach.

Klub Sportowy Sport Camp IV Sp. z o.o. nie ubezpiecza uczestników zajęć od następstw nieszczęśliwych wypadków (dzieci, które są objęte ubezpieczeniem zbiorowym w szkole, są chronione przez cały czas). Dziecko, które nie jest ubezpieczone od następstw nieszczęśliwych wypadków przez rodzica lub opiekuna prawnego nie może brać udziału w Półkolonii.


Dzień Dziecka w Tychach! Nie Przegap

wpis

Dzień Dziecka to święto, które na stałe wpisało się w kalendarz miejskich imprez. I słusznie, bo jest pretekstem do aktywnego spędzenia czasu wolnego ze swoimi pociechami na świeżym powietrzu! Sprawdźmy, jakie atrakcje przygotowały miejskie instytucje.

1 czerwca

14.00Dzień dziecka na Paprocanach – w ramach Budżetu Obywatelskiego Miejskie Centrum Kultury w Tychach przygotowało: spektakl, animacje, gry, zagadki i o wiele więcej!
16.00Wgraj się w Tychy! – gra miejska dla rodzin i nie tylko, przygotowana przez Muzeum Miejskie w Tychach.

2 czerwca

12.00Mam kota na punkcie Cukierka! – propozycją Urzędu Miasta Tychy jest spotkanie z Waldemarem Cichoniem, autorem książek o przygodach kota Cukierka i Dariuszem Wanatem – ilustratorem; w programie m.in.: warsztaty kociej muzyki pod dyrekcją Krzysztofa Nowakowskiego, strefa dobra ze Schroniskiem dla Zwierząt i Wolontariatem przy Schronisku dla Zwierząt w Tychach oraz wiele innych atrakcji dla dzieci i całych rodzin!

5 czerwca

17.00Eksperymenty z pompą – Klub Urbanowice MCK przygotował warsztaty z Laboratorium Pana Korka, bo które dziecko nie lubi eksperymentować? Teraz będzie miało okazję pod czujnym okiem specjalistów!

6 czerwca

18.00„Ristorante” – spektakl w wykonaniu Teatru na Walizkach z Wrocławia, przygotowany dla najmłodszych przez Klub Wilkowyje MCK.

8 czerwca

16.00Starotyskie animacje dla dzieci – przygotowane przez Miejskie Centrum Kultury w Tychach w ramach Budżetu Obywatelskiego.
16.00Pierwotność. Korzenie – warsztaty historyczne i warsztaty dla najmłodszych organizowane przez Muzeum Miejskie w Tychach.

 

 

 

GALERIA


Share

IV Zawody Balonowe o Puchar Marszałka Województwa Śląskiego

wpis

W ramach projektu Śląskie! Europa! odbywającego się z okazji 20. Rocznicy Wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, zawodom balonowym In The Silesian Sky towarzyszyć będą liczne atrakcje.

22 czerwca w Parku Miejskim Solidarności w Tychach będziemy świadkami zmagań zawodników sterujących balonami na ogrzane powietrze, którzy powalczą ze sobą w ramach czwartej edycji Zawodów Balonowych o Puchar Marszałka Województwa Śląskiego, organizowanych z okazji 20. Rocznica Wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. To jednak nie wszystko! Całemu wydarzeniu towarzyszyć będą m.in.: występ kabaretowy Marcina Dańca, koncerty zespołów: Bluszcz, Leepy i Big Cyc, plenerowe atrakcje dla rodzin oraz strefa NGO!

Program:
05.30 – LOT KONKURSOWY – start balonów z Parku Miejskiego Solidarności*
14.00 animacje dla dzieci (dostępne do 19.00) m.in. pokaz wielkoformatowych latawców i warsztaty tworzenia latawców z Fundacją Strefa Mocy, dmuchańce, zabawy z Teatrem Trip i Tyszakami, malowanie twarzy, balonowe zoo, pokazy baniek mydlanych
16.00 – kabaretowy występ Marcina DAŃCA
17.00 – koncert zespołu BLUSZCZ
18.00 – koncert zespołu LEEPY
19.00 – LOT KONKURSOWY – start balonów z Parku Miejskiego Solidarności*
19.30
– DJ set
20.00 – koncert zespołu BIG CYC
22.30 – Nocny pokaz balonów*

*Loty i pokazy balonów odbędą się wyłącznie przy sprzyjających warunkach atmosferycznych. Godziny i miejsca startu lotów mogą ulec zmianie. Decyzję podejmie kolegium sędziów przed każdym z lotów.

Ponad to, przez cały czas trwania imprezy dostępna będzie strefa gastronomiczna oraz strefa NGO.

Wydarzenie organizowane jest z okazji 20. Rocznicy Wstąpienia Polski do Unii Europejskiej – ŚLĄSKIE! EUROPA!

Organizatorzy: Instytucja Kultury Ars Cameralis Silesiae Superioris i Miejskie Centrum Kultury w Tychach


Zapisy na Letnie Półkolonie w Klubie Wilkowyje MCK

wpis

Zapraszamy do zapoznania się z ofertą półkolonijną dla dzieci w Klubie Wilkowyje MCK! Zapisy mailowe ruszają 4 czerwca!

Uwaga! Brak wolnych miejsc.

Zapraszamy na płatne półkolonie letnie dla dzieci szkolnych organizowane przez Klub Wilkowyje Miejskiego Centrum Kultury w Tychach!

Koszt półkolonii wynosi 600 zł od dziecka. W programie: zajęcia i warsztaty artystyczne, survival, lego i robotyka, kino, wycieczki i mnóstwo dobrej zabawy! Zajęcia odbywają się w godz. 9.00-15.30, zapewniamy jeden ciepły posiłek obiadowy.

Liczba miejsc jest ograniczona, decyduje kolejność zgłoszeń oraz dopełnienie formalności (opłata i doniesienie dokumentów po otrzymaniu informacji o zakwalifikowaniu się dziecka). Wszystkie informacje w REGULAMINIE. Można zapisać się na więcej niż jeden turnus.

ZAPISY ODBYWAJĄ SIĘ MAILOWO OD 4 CZERWCA OD GODZ. 9.00 Zgłoszenia wysyłane przed wskazanym terminem i godziną nie będą rozpatrywane (nie kwalifikują się do zapisów), a także nie będzie udzielana na nie odpowiedź.

Klub Wilkowyje MCK

terminy: I turnus: 1-5.07; II turnus: 22-26.07; III turnus: 29.07-2.08; IV turnus: 19-23.08.2024 r.
zapisy: 4 czerwca, godz. 9.00 wilkowyje.zapisy@mck.tychy.pl

W treści maila należy zawrzeć: imię i nazwisko dziecka, wiek, wybrany turnus oraz telefon kontaktowy.

2024 KW Regulamin półkolonie

Zapraszamy!


XIII edycja Tyskiego Festiwalu Performance

wpis

30 maja rusza XIII edycja Tyskiego Festiwalu Performance. O sztuce performance i odwadze organizatorów festiwalu Marcin Stachoń rozmawia z Artim Grabowskim – współtwórcą pierwszej w Polsce dyplomującej Pracowni Sztuki Performance na ASP w Krakowie.

Twoje pierwsze skojarzenie na hasło „Tyski Festiwal Performance”?

Odważnie. Odważnie ze względu na dyscyplinę, która sama w sobie jest trudna w odbiorze i dość elitarna. Elitarność, która dotyczy samych artystów-performerów, ale również ze względu na wąskie grono odbiorców i miłośników. Odwaga, którą mają organizatorzy i Piotr Kumor – kurator festiwalu, polega na organizacji przedsięwzięcia, które nie ma tak oczywistego zaplecza, jak choćby Kraków posiadający „ośrodki zabezpieczające”, takie jak: Akademię Sztuk Pięknych, Cricotekę czy Teatr KTO. Tychy są po prostu mniejszym ośrodkiem, nie posiadającym tego typu wsparcia, miastem bez tradycji sztuki akcyjnej. Odwaga wynika również z programu, w którym jest dużo miejsca dla debiutantów i młodych artystek i artystów. Program, który jest swoistym poligonem doświadczalnym do popełniania błędów i stąpania po kruchym lodzie. Takie założenie programowe wymusza więcej cierpliwości i wyrozumiałości na odbiorcach. Tak pojmuję wspomnianą odwagę organizatorów.

Czy uważasz, że forma festiwalu, jaką Piotr Kumor zaproponował, jest typowa w przypadku tego rodzaju wydarzeń? Mam na myśli to, że podczas tyskiego festiwalu w programie, oprócz prezentacji, są również omówienia przedstawionych działań, ale także wykłady czy chociażby, jak w zeszłym roku, konkurs dla studentów wydziałów artystycznych?

Jest to forma typowa dla wydarzeń teatralnych, gdzie tego typu praktyki częściej pojawiają się na festiwalach teatralnych, rzadziej sztuki performans. Niezwykle cenne i ważne są te omówienia i dyskusje dla obu stron: twórców i odbiorców zarazem. Sztuka performans jest bardzo trudną formą poznawczą i zarazem jedną z najciekawszych w moim mniemaniu. Bardzo złożoną, wymagającą skupienia, otwartości i elastyczności poruszania się w różnych idiomach. To trudna sztuka przełamująca niejednokrotnie wiele tabu, posługująca się mocnymi środkami wyrazu i epatująca niewygodą, vide: długo trwające działania. Te dyskusje pomagają w pewien sposób zaznajomić się z problematyką, która wymaga nieraz intensywnego myślenia i głębszej refleksji, ale te rozmowy bywają również bardzo pouczające dla samych twórców.

Każda edycja festiwalu ma swój temat przewodni. Czy zatem uważasz, że to w jakiś sposób zamyka artystę lub też ogranicza go, a może wręcz przeciwnie, właśnie wtedy artysta otwiera się na poszukiwanie i zgłębienie danego zagadnienia?

Zapewne bywa różnie. Niewątpliwie dla niektórych performerów czy performerek taki wymóg będzie paraliżujący, a dla innych stymulujący. Osobiście mnie to odstraszało, bo narzucony temat czy hasło wymusza na tobie wyjście z jakiejś strefy komfortu. Kiedy się jednak na to zdecydujesz, to właściwie możesz liczyć na jakąś świeżość w metodzie. Pamiętam doskonale edycję „Milczenie”. Gryzłem się z tematem i chodziłem zakłopotany: „co tu zrobić?”. W ostatnim momencie wpadłem na pomysł, aby poprosić publiczność przed rozpoczęciem performansu o uczczenie ofiar wojny w Ukrainie minutą ciszy. Potem poprosiłem o kolejną minutę dla ofiar Libanu, Afganistanu, Syrii, Iranu, Jemenu, Somalii, i tak dalej, aż do dwudziestu minut – to było kolejne ograniczenie czasowe narzucone przez organizatorów. Pomysł, z którego finalnie byłem zadowolony, który wpisał się w kontekst festiwalu i przede wszystkim aktualiów geopolitycznych.

Zeszłoroczną edycję odwiedziło ponad dwa tysiące widzów, czyli dość sporo jak na tego typu imprezę, która co roku otrzymuje dotację od miasta Tychy i w zasadzie tylko dzięki temu może w ogóle się odbyć. Na dotacje ministerialne w kolejnym roku niestety nie możemy liczyć. Jak oceniasz – nazwijmy to kolokwialnie – rynek sztuki performance w Polsce? Czy nurt ten ma szansę na coraz większą popularność wśród odbiorców, czy to będzie zawsze w pewien sposób niszowa sztuka?

Performance przeżywa niesamowity renesans na świecie, który obserwuje się mniej więcej od 2010 roku, czyli od sławetnej wystawy Mariny Abramović w nowojorskiej MoMie. Film Artystka obecna unaocznił romantyczną wyższość performansu nad innymi dyscyplinami. Film trafia do randomowych ludzi, otwiera oczy niedowiarkom. Pojawia się mnóstwo publikacji, performans staje się wszędobylski, a wręcz celebrycki. Złote Lwy Biennale w Wenecji zdobywają działania o charakterze performatywnym i nie wyobrażamy sobie wernisażu bez żywego wystąpienia dzisiaj. Z drugiej strony zauważam wyparowywanie festiwali skupionych na tak zwanym egocentrycznym performancie, skupionym li tylko na artyście. Performans ewoluuje – stał się bardziej glamour, kolektywny i spektakularny. Do lamusa odchodzi ten introwertyczny, skupiony na wnętrzu emocjonalnym twórcy. Obecnie ważniejsze są te dotykające tematów społecznie, ekologicznie ważnych, z którymi utożsamia się więcej osób.

Temat tegorocznej edycji tyskiego festiwalu to „Reprodukcje. Rekonstrukcje”. Jak interpretujesz to hasło? Czy wszystko już było i pozostają nam tylko kalka i kopia? 

To nieprawda, że wszystko już było, a nawet jeśli coś się wydarzyło, to powtórzone w kontekście nowych realiów i czasu przyniesie inne rezultaty. Osobiście namawiam studentów do tego, żeby kliszowali, badali zmienność kontekstów. Sama Marina Abramović udostępniła scenariusze swoich i Ulay’a performansów, tylko po to, abyśmy mogli korzystać i budować swój potencjał twórczy i wzbogać doświadczenia percepcyjne poprzez odtwarzanie ich niezwykłych działań. Nie obawiam się remake’ów, reprodukowania czy rekonstrukcji. Każda powtórka, każde granie – oczywiście mówimy o sztuce żywej – przyniesie jakieś novum, nowe doświadczenia i znaczenia. Wystarczy metr, sekundę różnicy, a pojawia się inna temperatura, energia i refleksja. Ten sam gest powtórzony w kontekście innego miejsca przyniesie inne skojarzenia. Wyobraź sobie gest markowania poderżnięcia gardła palcem wykonany na Rynku w Tychach a na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie? Nawet konsekwencje będą inne. Uważam więc, że temat tegorocznej edycji może być arcyciekawy.

Bardzo dziękuję za tę rozmowę, która, myślę, w ciekawy sposób przybliżyła te jakże niecodzienne działania. 

Ja również bardzo dziękuję i zapraszam na tyski, odważny festiwal.

rozmawiał Marcin Stachoń

Program :

Czwartek 30 maja 2024 r.

Miejskie Centrum Kultury w Tychach
14:00–14:30 performance Julia Grzenia
14:00–18:00 performance Paulina Koniarska
15:00–15:30 performance Karol Barcki
15:30–16:00 debiuty TFP Anna Pasek
16:00–17:00 Wykład otwarty: „O znaczeniach przestrzeni w performance” – dr Konrad Juściński
17:00–18:30 przerwa
18:30–19:00 performance Władysław Kaźmierczak, Ewa Rybska
19:00–19:30 performance Marta Kotwica
Miejska Galeria Sztuki OBOK
20:00–21:30 Panel dyskusyjny – Omówienie performansów dnia. Moderatorzy: Julia Kurek, Grzegorz Borkowski, Łukasz Głowacki

Piątek 31 maja 2024 r.

Miejskie Centrum Kultury w Tychach
14:00–14:30 performance Dominik Setlak
14:30–15:00 performance Julia Lewandowska
15:00–15:30 performance Patryk Różycki
15:30–17:00 Wykład otwarty: „Znaczenie ‘Zamku Wyobraźni’ dla współczesnej sztuki polskiej” – Władysław Kaźmierczak, Ewa Rybska
17:00–18:30 przerwa
18:30–19:00 performance Duetas Kisanaj – Agnieszka Janasik i Artur Janasik
19:00–19:30 performance Jana Orlová (Czechy)
19:30–20:00 performance Alicja Kochanowicz, Maciej Kwietnicki
20:00–20:30 performance Marta Zgierska i Jerzy Norkowski
Miejska Galeria Sztuki OBOK:
21:00–23:00 Panel dyskusyjny – Omówienie performansów dnia. Moderatorzy: Julia Kurek, Grzegorz Borkowski, Łukasz Głowacki

Sobota 1 czerwca 2024 r.

Miejskie Centrum Kultury w Tychach
12:00–12:30 debiuty TFP Krzysztof Howikowicz
12:30–13:00 performance Agnieszka Pawełczyk
13:00–13:30 performance Konrad Juściński
13:30–14:30 Wykład otwarty: „Wiesław Bołtryk (1954-2022): nomada z wyboru na peryferiach performansu, tułacz między peryferiami geograficznymi i kulturowymi.”- Grzegorz Borkowski
14:30–16:00 przerwa
Miejskie Centrum Kultury w Tychach
16:00–16:30 performance Julia Kurek
16:30–17:00 performance Łukasz Głowacki, Krzysztof Kula
17:00–17:30 performance Grupa Artystyczna Teatr T.C.R.
Miejska Galeria Sztuki OBOK:
17:45–19:00 Panel dyskusyjny – Omówienie performansów dnia. Moderatorzy: Julia Kurek, Grzegorz Borkowski, Łukasz Głowacki

Organizatorzy: Miejskie Centrum Kultury w Tychach, Grupa Artystyczna Teatr T.C.R.
Wydarzenie organizowane jest ze środków miasta Tychy

Sponsorzy: Invenio Polska, Kompania Piwowarska S.A. producent marki Tyskie
Partnerzy: Miejska Galeria Sztuki OBOK, Wielokran
Patroni medialni: Radio Katowice, Radio Express, Teatr dla Wszystkich, e-teatr.pl, Twoje Tychy i tychy.pl

GALERIA


Share

Symfonia porannych ptaków

wpis

Adam Bałdych to jeden z najbardziej rozpoznawalnych skrzypków młodego pokolenia, który w jedyny w swoim rodzaju sposób łączy dokonania muzyki poważnej i współczesnego języka skrzypcowego z talentem improwizatorskim.

Ceniony jest zarówno za kreatywność na polu jazzu i muzyki współczesnej, jak i twórcze łączenie obu tych dziedzin. 

W krótkim czasie stworzył własny styl, stał się inspiracją dla kolejnego pokolenia improwizujących skrzypków. Swoją muzykę prezentował na najważniejszych festiwalach jazzowych oraz w prestiżowych salach koncertowych w Europie, Azji i Ameryce Północnej (m.in. w Korei Południowej, Chinach, Japonii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Azerbejdżanie, czy Indonezji). Koncertuje i nagrywa z wybitnymi artystami, takimi jak m.in. Agata Zubel, Cezary Duchnowski, amerykański pianista jazzowy Aaron Parks, kontrabasista Lars Danielsson, puzonista i wokalista Nils Landgren oraz włoski trębacz Paolo Fresu, z którym nagrał album Poetry (jedna z najważniejszych płyt 2022 roku w zestawieniu amerykańskiego portalu Bandcamp czy brytyjskiego magazynu „Jazzwise”). Najnowszy album zatytułowany Passacaglia ukazał się na początku bieżącego roku, artysta nagrał go z Leszkiem Możdżerem, a więc w duecie wyczekiwanym z niecierpliwością przez fanów jazzu.

Cofnijmy się jednak do 2019 roku, kiedy na zamówienie AUKSO Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy Adam Bałdych przygotował Early Birds Symphony – utwór, którego prawykonanie odbyło się na festiwalu Auksodrone w tyskiej Mediatece – to właśnie dzieło zabrzmi w Tychach ponownie. W dniu swoich urodzin wirtuoz skrzypiec, czyli 18 maja, znów połączy siły z Helgem Lienem – pianistą jazzowym, kompozytorem i liderem jednego z najważniejszych skandynawskich zespołów jazzowych Helge Lien Trio. Owocami wcześniejszych ich spotkań są dwie płyty: Bridges i Brothers. Przed tyską publicznością, wraz z Adamem Bałdychem, zagrają: Andrzej Święs, na kontrabasie, oraz Dawid Fortuna na perkusji. Muzykom towarzyszyć będzie AUKSO Orkiestra Kameralna Miasta Tychy pod batutą Marka Mosia. Koncert planowany jest w ramach cieszącego się popularnością cyklu AUKSO MODERN, w którym Orkiestra zaprasza do wspólnego występu pierwszorzędnych artystów, nietuzinkowe zespoły i znamienite orkiestry.

Agnieszka Lakner

Więcej na temat koncertu przeczytają Państwo tutaj.

GALERIA


Share

Rozmowa z Tomaszem Wenklarem

wpis

W pracowni Tomasza Wenklara rzeźby powstają niemal ze wszystkiego. Czasem nie trzeba ich nawet tworzyć, wystarczy je dostrzec.

Oprócz dużych projektów – jak realizowany właśnie tympanon dla Archikatedry Chrystusa Króla w Katowicach – rodzą się tu liczni „partyzanci” – jak sam je nazywa twórca. I dopiero one pozwalają w pełni dostrzec niewiarygodną wyobraźnię artysty.

To będzie Twoja trzecia wystawa indywidualna w Galerii OBOK, gościsz tam ze swoimi pracami mniej więcej co dekadę. Co pokażesz tym razem? 

Chcę pokazać głównie rzeźby, które powstały od ostatniej wystawy. W 2015 roku pokazywałem w OBOK część zrealizowanych już wtedy modeli tyskich rzeźb, od butów Ryśka Riedla po tors Karolinki. Teraz raczej nie będą to modele, które już gdzieś stoją, bo tych rzeźb w ostatnim okresie pojawiło się mniej. Wystawa Mój kosmos, bo taki dałem jej tytuł, to będzie zbiór rzeczy, które urodziły się po partyzancku.

Po partyzancku? Czyli jak? 

Przy okazji, przy powstawaniu rzeczy dużych. Teraz na przykład robię kolejne fragmenty tympanonu dla katowickiej katedry. Główne postaci są już gotowe: w środku Chrystus, z jednego boku Święty Jacek, z drugiego – Jadwiga Śląska. Teraz powstają grupy, które będą umieszczone po obydwu stronach postaci Chrystusa. I podczas pracy nad tak dużym projektem nagle do głowy wpada pomysł, który jest tak świeży i zaskakujący, że jeśli się go nie urodzi w danym momencie, to już się go nie urodzi w ogóle. Wtedy przerywam na chwilę główną pracę i robię tego „partyzanta”. Powstają szkice, plakaty rzeźbiarskie, czasem niedokończone. Ale ważne, że myśl została uchwycona. Stąd pomysł na tytuł wystawy: Mój kosmos. Bo w kosmosie też tak to działa. Są ogromne galaktyki i gwiazdy, są też maleńkie obiekty, które powstały jakby przy okazji tworzenia się tych wielkich. Te małe czasem wpadają w atmosferę i się w niej się spalają, ale ja zawsze mam nadzieję, że pomysł będzie na tyle solidny, by przetrwać. Ta wystawa to będzie stado takich mniejszych i większych meteorytów, które wpadną w wyobraźnię wszystkich widzów. I zobaczymy, czy się w tej wyobraźni spalą, czy gdzieś osiądą w pamięci.

Bardzo piękna kosmiczna metafora. 

Od dziecka jestem zafascynowany kosmosem, odkąd obejrzałem film E.T. Zawsze miałem nadzieję, że on kiedyś wyląduje też w Polsce, a nie tylko w Stanach. I chyba ciągle trochę na niego czekam.

Powiesz coś więcej o tych „partyzantach”, których szykujesz na wystawę? 

Będą to przede wszystkim plakaty rzeźbiarskie, tak je nazywam. Jest cykl gitar, które przerabiam i dorabiam do nich własną melodię-rzeźbę (gitary pozyskałem z likwidującego się zakładu lutniczego). Będą też inne rzeczy inspirowane muzyką.

Muzyka to także Twoja pasja. 

Tak, to bardzo istotny dla mnie temat. Ważne są dla mnie też portrety, bo zawsze, gdy kogoś portretuję, to ten człowiek staje się moim znajomym. Na początku zna się tę postać jak ikonę w internecie. Wiadomo, że Hendrix wyglądał tak, a Lennon tak. Ale gdy zaczynam rzeźbić tego kogoś, okazuje się, że ta twarz jest znacznie bardziej skomplikowana. Oglądając różne zdjęcia, widzi się różne grymasy, różne nastroje. Poznaje się tego człowieka. Powstaje w wyobraźni cały film o nim i jego życiu, a ja z tego filmu wyciągam jeden kadr. Rzeźba jest tym kadrem.Na wystawie chcę pokazać kilka wersji portretu Kilara, którego na pewnym etapie rzeźbiłem w bardzo realistycznych przedstawieniach, jako popiersie stojące w przestrzeni miejskiej Katowic i Czeladzi. Ale w efekcie, słuchając muzyki Kilara i oglądając go na różnych zdjęciach, oprócz tego oficjalnego wyobrażenia, zobaczyłem jeszcze dodatkowe „Kilary”. I musiałem to wyrzeźbić.

Tych „partyzantów” jest już całkiem sporo. Mam tu w pracowni pomieszczenie, które kiedyś miało być biurem. Miałem tu podejmować gości i robić im kawę. Ale teraz ledwo można tu znaleźć miejsce na stopę. Dokładam tu kolejne pomysły, kolejne rzeźby. To jest moje Toy Story, wierzę, że kiedy stąd wychodzę, to one żyją własnym życiem. Chociaż mają tu coraz mniej humanitarne warunki. Tutaj mam dość drastyczną rzeźbę Rozstrzelanie. To jest rzecz, która wpadła mi do głowy, kiedy zwiedzałem Warszawę. Poczułem, że te kamienie i napisy, upamiętniające miejsca egzekucji, nic do wyobraźni widza nie wnoszą. Jeśli ktoś nie zna języka polskiego, nic mu to nie powie. Dlatego stworzyłem to. Moje postaci zamknięte są w pustej kratce – to skojarzenie z grą planszową…

To kolejna Twoja pasja. 

Zgadza się. Gdy kupuje się nową grę, figurki są w takich właśnie kratkach, z których trzeba je wyciąć. I przyszła mi myśl, że wszyscy ludzie są wycięci z jednej kratki, a jednak mordują się nawzajem. A poza tym ta krata pozwoliła mi lepiej przedstawić upadających ludzi. Jest całe mnóstwo miniatur, niektóre z nich na pewno pokażę na wystawie. Na przykład Newton, taki trochę rysunkowy, zrobiony z drutu. Jabłko zwisające swobodnie w centrum rzeźby jest jednocześnie jego okiem. Albo Don Kichot, błędny rycerz, czy moja wersja króla Kazimierza Wielkiego. Mam też różne motywy religijne w autorskich aranżacjach. Robię sporo rzeźb religijnych i przez cały czas przepracowuję te tematy na dwa różne sposoby. Z jednej strony przedstawiam świętego w pewnym kanonie, zachowując wszystkie atrybuty. A z drugiej – rodzą się przy tym także inne, trochę szalone pomysły. Mam tutaj na przykład Świętego Franciszka. Na obrazach jest on zazwyczaj przedstawiany w momencie, gdy otrzymuje stygmaty. Gdy spojrzymy na to takim naiwnym, dziecięcym okiem, to on w tej sytuacji trochę przypomina marionetkę. Wyzbywa się wolnej woli, oddaje się w pełnym posłuszeństwie. Więc tak go przedstawiłem, jako marionetkę, w surowej, klockowatej drewnianej figurce.

Albo Trójca Święta w formie pionowych totemicznych rzeźb. Uświadomiłem sobie, że nie ma czegoś takiego w historii sztuki. Słowianie, którzy żyli na tych ziemiach, czcili swoje bóstwa i przedstawiali je w formie totemicznej. Gdy zmienili wiarę, nastała zupełnie nowa estetyka i nie ma tego momentu, w którym pogańska estetyka przechodzi stopniowo w chrześcijańską. Nie ma czegoś pośredniego. Postanowiłem więc, że zrobię to brakujące ogniwo.

Dorabiasz brakujące ogniwo w historii sztuki sakralnej. Odważnie. 

Trójcę Świętą przedstawiłem też jako kamerton. Kiedy stukniesz w jeden pręt, wszystkie trzy zaczynają rezonować. To jest zjawisko fizyczne. Ale kamerton ma jedną podstawę, jedno uziemienie. Być może Trójca funkcjonuje w podobny sposób. Cykl anten – także będzie pokazany na wystawie i także ma inspiracje religijne, chociaż nie tylko. Kiedy się patrzy na krzyż ze współczesnej perspektywy, to przypomina on antenę. Przetwarza dla nas jakiś przekaz.

Rozmawiasz czasem o swoich religijno-artystycznych wizjach z osobami duchownymi?

Bywają takie rozmowy i reakcje są różne, w zależności od osoby. Niektórzy są zaskoczeni takim spojrzeniem. Niekiedy słyszę, że to już za bardzo przekracza oficjalny kanon. Ale dla mnie te rzeźby są jak pamiętnik. Widzę świat w pewien sposób i co jakiś czas wypada mi z tego rzeźba. Tak samo jak pisarz, zapisuję swoje myśli i odczucia. Dlatego pojawiają się różne motywy i konteksty. Natrafiłem kiedyś na historię kultu cargo. Historia jest niesamowita i bardzo mnie zainspirowała. To zjawisko narodziło się na wyspach Oceanu Spokojnego pod koniec II wojny światowej. Stacjonowało tam wojsko amerykańskie i co jakiś czas żołnierze otrzymywali zrzuty ubrań, żywności i innych potrzebnych rzeczy. Z tych zrzutów korzystała też przy okazji miejscowa ludność, która obserwowała to, co się dzieje. Po wojnie, gdy wojsko się wyniosło, oni zaczęli naśladować Amerykanów. Robili samoloty z siana, przebierali się za żołnierzy, odprawiali podobne defilady. Robili to w nadziei, że oszukają „górę” i ona znowu zrzuci im żywność. To zderzenie kultur doskonale pokazało, że bardziej rozwinięta cywilizacja może być łatwo postrzegana w sposób boski, a przedmiotom, których działania nie rozumiemy, możemy nadawać zupełnie inne znaczenie. Idąc tym tropem, zrobiłem moje anteny skupione wokół oka opatrzności. Ten kształt pojawił się w historii sztuki dość dawno temu. A może to projekt czegoś, czego nie zbudowaliśmy, na przykład anteny? Takie motywy pojawiają się w literaturze science-fiction. Ja zbudowałem swoje anteny w stylu kultu cargo, używając prymitywnych materiałów i splotów. Znalazłem kiedyś butelkę trójkątną w przekroju, w zakładzie szklarskim udało się ją odpowiednio odciąć i mamy doskonałe centrum anteny – oko opatrzności. Zrobiłem te anteny w czasie pandemii, ustawiłem je skierowane w okno i wysyłałem moje sygnały. Czekam, czy coś do mnie wróci. Na wystawie na pewno znajdzie się kilka anten.

Denko butelki zostało okiem opatrzności. Widzę u Ciebie więcej takich recyklingowych materiałów. Na przykład ten zbiór kartoników po mleku dla dzieci, co z nich powstanie? 

Tu zaczyna się już coś takiego jak magia twarzy. Zobacz. To zwykła deska, którą odbiłem z palety, a ile tu jest postaci: świnka, krecik, niedźwiadek… Podpisałem tę deskę, żeby jej czasem nie zużyć do czegoś innego. Gdy zrobisz w odpowiednim miejscu w desce dziurę, to ona zaczyna na ciebie patrzeć. To jest duża odpowiedzialność rzeźbiarza, bo to jak tchnienie życia w tę deskę. No więc te kartoniki z twarzami zwierzątek tak samo na mnie działały. Dzieci dostawały w nich mleko w szkole. Mam tu całą kolekcję i jeszcze je kiedyś wykorzystam. Było mi bardzo źle, gdy widziałem taki kartonik brutalnie rozdeptany na ulicy. Jak tak można, przecież to ma oczy, patrzy na mnie. Jeżeli coś ma twarz, oko, postać, nawet jeśli to tylko rozlana plama na ulicy, to ja od razu mam poczucie, że należy jej się lepsze traktowanie. Tak samo przerażające jest dla mnie oskórowywanie czekoladowych mikołajów i zająców. Dostajesz takiego na święta i go oskórowujesz, żeby dostać się do tego mięsiwa, do tej czekolady. A pamiętasz ciasteczka w formie misia? Zawsze się w domu zastanawiałem z dziećmi, co jest bardziej humanitarne: zacząć go jeść od głowy, czy od nóg, co będzie go mniej bolało? To jest u mnie pewnie jakieś napiętnowanie rzeźbą, że w każdej z tych figurek widzę istotę. Może to też są ludzie, tylko dwuwymiarowi? Ja to tak czuję, dlatego jeśli widzę gdzieś twarz, jak tutaj, w tym kawałku papy, który znaleźliśmy z synem…

Jaka groźna. 

Piękna, drapieżna twarz, prawda? No więc wyznaję taką zasadę, że jeśli widzę tę twarz, a nikt inny jej nie widzi, to jestem za nią odpowiedzialny. Mam obowiązek zabrać ją ze sobą i o nią zadbać. Nie pozwolić zrobić jej krzywdy.

Jesteś szalony.

Tak, wiem o tym.

Dziękuję za to spotkanie. Do zobaczenia na wernisażu. 

rozmawiała Sylwia Witman

Więcej na temat wystawy przeczytają Państwo tutaj.

fot. Sylwia Witman

GALERIA


Share

Mamy PLAY do wygrania!

wpis

Katowice kandydują do Europejskiej Stolicy Kultury. Chcą ten tytuł zdobyć w roku 2029 i nie starają się o niego same. Startują jako miasto „w kontekście”, który stanowi gra z innymi miastami, dzielnicami, osadami.

Dziś bardzo często zapominamy, że nikt z nas nie jest samotną wyspą. Aplikacja Katowic, uwzględniająca perspektywę 41 miast i gmin tworzących Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolię, jest odpowiedzią na pytanie o świat, który chcemy budować. To wspólnota.

Rozmawiam z trzema osobami z biura Europejskiej Stolicy Kultury, z Kasią Nowakowską, Łukaszem Kałębasiakiem i Oskarem Adamusem, bo chcę się dowiedzieć, dlaczego zdecydowali się prowadzić działania a rebours. Nie patrzą na kandydaturę z lotu ptaka, ale spotykają się z mieszkańcami i mieszkankami. Pracują „od dołu”. Jeżdżą po Metropolii. Pytają, badają, angażują zmysły i umysły.

Jak opowiedzieć o naszym regionie własnym językiem, bez przykładania do niego klisz narzucanych przez Warszawę czy Kraków? Przecież my nie mamy jednego języka… A sama idea gry, zabawy, play i połączenia Górnego Śląska z Zagłębiem jest przewrotna sama w sobie. Macie odwagę rozpoczynać taką grę?

Łukasz Kałębasiak: Właśnie rzecz w tym, żeby w trakcie wspólnej gry stworzyć język i zbudować opowieść! Wspólnej, to znaczy prowadzonej z mieszkańcami, pomiędzy miastami, a także pomiędzy Górnym Śląskiem a Zagłębiem. Od połowy 2023 roku odwiedzamy każdy subregion Metropolii, i to po kilka razy. Spotykamy się z mieszkańcami, artystami i  ludźmi kultury. I wszędzie słyszymy, że metropolia to wyjątkowa, różnorodna, bogata przestrzeń, która jest niedoceniana na zewnątrz. Nadal ciąży nam stereotyp miejsca szarego i przemysłowego. To informacja podcinająca skrzydła. Jaki jest powód, by czuć, że to, co nasze, jest gorsze od tego, co w Krakowie, Wrocławiu czy Warszawie? Przecież nie o wartościowanie tutaj chodzi, a o wartości. Mamy je wpisane w nasz region i w sposób wyjątkowy je pielęgnujemy. One wynikają z silnych więzi w lokalnych społecznościach – tworzą się w miastach i regionach, gdzie dominujący był przemysł ciężki. Każdy, kto choć raz zjechał szolą pod ziemię, wie, że nikt w pojedynkę tam nie przetrwa. W kopalni, na dole, ważni są ludzie, którzy potrafią sobie pomóc, i ta sytuacja znajdowała odbicie na powierzchni, bo tu po prostu można było liczyć na drugiego człowieka. W to chcemy nadal razem grać z sąsiadami w swojej dzielnicy. Ta wartość stanowi dla nas inspirację przy haśle Play!

Jesteśmy w Tychach, mieście zaprojektowanym przez Hannę i Kazimierza Wejchertów wokół pewnej idei. Jakie idee są dla Was kluczowe, gdy myślicie o GZM-ie i miastach wpisanych w aplikację?

Łukasz Kałębasiak: Idee pomagają nie tylko budować miasta, ale są niezbędne, żeby jednoczyć wokół siebie ludzi. Tego potrzebujemy najbardziej. GZM to wciąż młody organizm, który otrzymał na początku czysto techniczne kompetencje, takie jak zarządzanie transportem publicznym. Trudno jednak jednoczyć ludzi wokół idei punktualnie kursujących autobusów, bez względu na to, jak ważne jest to zadanie. Wspólne działanie inicjowane przez artystów czy ludzi kultury ma już taką moc. Szczególnie, że chcemy to robić, mając na uwadze dostępność kultury. Jesteśmy przekonani, że w kulturze tkwi źródło prawdziwej radości. Tak jak pan Jourdain ze sztuki Moliera nie wiedział, że mówi prozą, tak wciąż wielu ludzi nie wie, że to, co sprawia im na co dzień radość, to właśnie kultura. I że nie musi być to cotygodniowa wizyta w filharmonii. Może to być gra wideo, w którą grają. Zależy nam, aby rozszerzać tzw. pole kultury, w ludzkich głowach, i w naszym programie artystycznym. Nie zależy nam na naskórkowych eventach. Zależy nam na wydarzeniach, które łączą mieszkańców naszych miast i pozwalają im rozwijać więzi. Dlatego przygotowaliśmy Spójnik.

Wiemy, że w pierwszym Spójniku mieszkańcy Tychów otrzymali dofinansowanie i zrealizowali swoje pomysły. Ale to nie wszystko, przeprowadzaliście w ubiegłym roku konsultacje i badania, co z nich wynika dla Tychów, a co dla regionu?

Oskar Adamus: Bardzo ważną kwestią dla tyszan i tyszanek jest tożsamość kulturowa i historyczna związana z samym miastem. To bardzo inspirujące! W aplikacji konkursowej podkreślamy, że jesteśmy zbiorem różnych historii i chcemy współpracować, nie tracąc tożsamości małych ojczyzn, z których się wywodzimy. Tyszanie bardzo lubią przestrzeń miasta i o nią dbają. Jest dla nich najczęstszą lokalizacją, by uczestniczyć w kulturze. Szczegółowe informacje znajdą się w raporcie, nad którym jeszcze pracujemy. Są one ogromną częścią przygotowywanej aplikacji i niezależnie od wyniku konkursu pozostaną z nami i pozwolą lepiej rozwijać kulturę w całej Metropolii.

A co teraz? Właśnie zamknęliście tyskie konsultacje, otwarte i zamknięte. Co się na nich działo?

Katarzyna Nowakowska: Tak, jesteśmy po kolejnych konsultacjach w każdym z subregionów. Każde spotkanie ma swoją wyjątkową dynamikę w zależności od miejsca. W Tychach pojawiło się kilka osób, które uczestniczyły rok temu w naszych pierwszych konsultacjach. To dla nas sygnał, że wierzycie w to, co robimy, i chcecie być nadal częścią tego procesu. Były oczywiście też nowe osoby, dzięki którym spoglądamy z innej perspektywy, a nawet wychodzimy poza tzw. „bańkę”. Jest to cenne doświadczenie.

Na koniec pytanie przewrotne. Wasza aplikacja jest pomarańczowa, a dla starszych mieszkańców, pamiętających jeszcze czasy PRLu, skojarzenie z tym kolorem w kontekście hasła PLAY jest dość wyraźne – i przywodzi na myśl pomarańczową alternatywę i grę, zabawę z rzeczywistością.

Oskar Adamus: Pracując nad aplikacją od strony wizualnej, musimy mieć z tyłu głowy kilka kontekstów, między innym, kto ją weźmie do ręki (i finalnie oceni), jej użyteczność i powiązanie z naszą historią. Oczywiście zaczynamy tutaj od koloru cegieł – tak mocno kojarzonego z regionem, z familokami. Metropolia to ponad dwa miliony ludzkich serc, a więc też energetyczny, żywy kolor. Pomarańczowy jest mocno widoczny (wpadł oko jurorom!)… i jest kolorem szaleńców, którzy wierzą, że to, co robią, potrafi stworzyć nową jakość w świecie. My w ten nowy, wygrany świat wierzymy. A sam projekt też jest lokalny, pierwsza aplikacja została zaprojektowany przez cudownych ludzi z katowickiej ASP – Annę Kopaczewską i Romana Kaczmarczyka. Można ją obejrzeć na naszej stronie www.katowicegzm2029.eu.

rozmawiała Magdalena Gościniak

 

GALERIA


Share

Noblistka i Pan Cogito

wpis

Kraj poetów – tak przez wielu czytelników, recenzentów i krytyków literackich jesteśmy postrzegani.

Lista nazwisk byłaby długa i nie mam na myśli rejestru od Kochanowskiego począwszy. Myślę o ostatnich kilkudziesięciu latach. Na tej liście bez wątpienia dwa nazwiska zasługują na uwagę. Wisława Szymborska i Zbigniew Herbert.

Trudno byłoby znaleźć tak dwie różniące się postaci i to prawie pod każdym względem.

Wisława Szymborska. Spokojna, raczej unikająca tłumu, poklasku. Gdzieś tam cicho sobie pisząca. Owszem, jak każdy twórca była ciekawa, w jaki sposób jej poezja jest odbierana. Każdy autor czeka na reakcje czytelników, po to przecież pisze, po to dzieli się z nami swoimi przemyśleniami, widzeniem świata. Wieczory autorskie były dla niej męczące. Owszem, odpowiadała na zaproszenia, owszem, czytała swoje wiersze, ale już bardzo niechętnie mówiła o życiu osobistym, politycznych poglądach czy światopoglądzie. Była zdania, że wnikliwy czytelnik sam znajdzie odpowiedzi na niektóre z tych pytań.

Jako mała dziewczynka przeskakiwała kałuże, bo bała się, że woda ją wchłonie i już na zawsze zniknie. Otoczona szkolnymi koleżankami starała się nie rzucać w oczy. Trudno o to było w słynnym domu przy Krupniczej w Krakowie. Co mieszkanie, to pisarz, poeta, dramaturg. Ale i tam wywalczyła sobie kilka metrów swobody. Co nie znaczy, że unikała ludzi. Wręcz przeciwnie. Jeśli kogoś zaakceptowała, była to wierna, lojalna przyjaźń.

Słynne są spotkania, kolacje u Szymborskiej. Zawsze miała przygotowane dziwne przedmioty, gadżety, które potem w drodze losowania jako nagrody dostawali jej przyjaciele. Niektórzy do dziś zachowują owe „specjały”.

Z każdej podróży, miasta, wysyłała kartki z naklejkami, rysunkami. Uwielbiała się fotografować pod dziwnymi nazwami miast. Woody Allen podzielał te słabostki Szymborskiej i koniecznie chciał ją bliżej poznać. Była mieszczuchem, a jednak zgadzała się jechać na ryby razem z Kornelem Filipowiczem, pod namiot. Niektórzy nazywają to miłością.

W galeriach sztuki, muzeach, skupiała się na dwóch, trzech obrazach. Dosyć, wystarczy, już wiem, że na resztę nie mam sił. Była zdania, że jeden, dwa obrazy w skupieniu obejrzane to jest właśnie przeżywanie, smakowanie. I to zostaje nam w pamięci, a nie dziesiątki dzieł  uchwyconych przez moment.

Namiętnie paliła. Do historii przejdzie uroczysta kolacja dla noblistów, kiedy to Szymborskiej, na sali pełnej oficjeli, udało się namówić króla, aby zapalił papierosa.

Nagroda Nobla okazała się dla Niej katastrofą. Gazety, telewizja, fotografowie to nie był jej świat.

Zażyczyła sobie, aby na jej pogrzebie z taśmy puszczono jazz.

Zbigniew Herbert. Przez całe życie tętnił w nim Lwów, miasto dzieciństwa. A potem piętno odcisnęło powstanie warszawskie, którego był w zasadzie przeciwnikiem.

Przez lata stał z boku, poza parnasem literackim. Kiedy tylko mógł wyjechać na Zachód, godzinami przesiadywał w galeriach, muzeach, chodził po ruinach. Szkicował, przygotowywał teksty. A wieczorami z rybakami czy mieszkańcami miasteczek, wiosek pił wino i rozmawiał. Każdy wyjazd był okupiony ogromnymi wyrzeczeniami finansowymi, a w efekcie też zdrowotnymi. Lubił prowokować, podburzać. Czasami niestety zamieniało się to w awanturę. Następnego dnia przychodził więc z kwiatami. Wśród przyjaciół, znajomych miał przezwisko Kicia. Na dobrą sprawę nie wiadomo, kto pierwszy i dlaczego je wymyślił. Miał słabość do wina i kobiet. Potrafił się cieszyć drobiazgami. Chciał tym, którzy w czasach PRL-u nie mogli zobaczyć obrazów w Luwrze czy greckich kolumn, opisać to i opowiedzieć o tym. Gdziekolwiek był, był duszą towarzystwa. Potrafił być czarujący, ale za chwilę nieznośny.

Tak różne postacie, ale łączyła ich wyjątkowa wieloletnia przyjaźń. Historię tej przyjaźni poznamy bliżej, słuchając fragmentów listów i wierszy, czytanych przez parę znakomitych aktorów Dorotę Segdę oraz Jacka Romanowskiego, podczas spotkania w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tychach 15 maja. Spotkanie będzie oparte na publikacji Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja z lat 1955–1996 oraz na słuchowisku radiowym pod tym samym tytułem.

Jan Mazurkiewicz

Zdjęcia: Premiera słuchowiska Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie, Studio im. Romany Bobrowskiej Radia Kraków, 10.12.2018 r. fot. Marek Lasyk, archiwum Radia Kraków

Więcej informacji na temat wydarzenia dostępne jest tutaj.

GALERIA


Share