Elektroklasyka Kilara
Daria Gawrońska
W latach 60. ubiegłego wieku Kilar był jednym z pierwszych przedstawicieli polskiej awangardy, który w kolejnej dekadzie odważył się na powrót do przeszłości – w jego przypadku było to sięgnięcie do muzyki ludowej. Poza muzyką koncertową i dźwiękową sferą sacrum jednym z głównych nurtów jego twórczości stała się rozpoznawalna niemal na całym świecie muzyka filmowa. W dość szybkim tempie stał się rozchwytywanym twórcą ścieżek dźwiękowych m.in. do Ziemi obiecanej, Draculi, czy Dziewiątych wrót. W swoim stylu potrafił pogodzić dwie strony artystycznej osobowości: symfoniczny rozmach obok filmowej ekspresji, liryzm naprzeciw surowego repetywizmu (powtarzalności dźwięku) wywiedzionego z folkloru polskiego, w szczególności podhalańskiego.
Dostojne, klasyczne kompozycje przeszły w kolejnym stuleciu reinterpretacje i za sprawą projektu ElektroKilar nabrały nowego brzmienia. W oryginalny dialog z twórczością Wojciecha Kilara wszedł katowicki DJ i producent Szymon „5cet” Padoł (autor muzyki do filmu Jesteś Bogiem), który do muzycznych tematów z takich filmów jak m.in. Pianista, Śmierć i dziewczyna, Portret damy, czy inspirowanej tańcami zbójnickimi i tradycyjną kapelą góralską Orawa, koncertowego i najczęściej granego hitu Kilara, dodał warstwę elektroniczną.
Projekt ElectroKilar powstał już w 2017 roku, z okazji 85. rocznicy urodzin kompozytora. W lutym bieżącego roku odbyła się premiera albumu, na którym zarejestrowano koncert z okazji obchodów 152. rocznicy nadania praw miejskich Katowicom (11 września 2017 roku) w sali koncertowej Katowic Miasta Ogrodów Instytucji Kultury im. K. Bochenek. W Tychach zabrzmi on ponownie już 6 kwietnia o godz. 19.00. Partie wokalne wykona Kasia Moś, za elektronikę odpowiadać będzie Szymon „5cet” Padoł, a towarzyszyć im będzie AUKSO Orkiestra Kameralna Miasta Tychy pod dyrekcją Marka Mosia. Na słuchaczy czekają jednak niespodzianki, bo od 2017 roku w muzyce już się wiele zmieniło. Kompozycjom towarzyszyć będzie specjalna warstwa wizualna, a w programie koncertu zabrzmią dwa nowe utwory.
Agnieszka Lakner
Oskarowe krótkometrażówki
Daria Gawrońska
To świetna okazja, by podczas jednego wieczoru obejrzeć najciekawsze produkcje minionego roku.
Fabularne filmy krótkometrażowe to swego rodzaju nowele opowiedziane językiem kina: jedność czasu i miejsca akcji, wyraźnie zarysowane postacie, sprawnie prowadzona fabuła i mocny ładunek emocjonalny w finale. Ta forma ma wielu zwolenników, zarówno wśród twórców, jak i publiczności – także w Tychach.
Tegoroczny pokaz Oscar Nominated Shorts 2024 odbędzie się 8 kwietnia. Oprócz nagrodzonego statuetką filmu Zdumiewająca historia Henry’ego Sugara (z uwielbianym, przez widzów Benedictem Cumberbatchem w roli tytułowej, któremu towarzyszą Ralph Fiennes i Ben Kingsley), zobaczymy także cztery inne produkcje, nominowane przez Amerykańską Akademię:
- Później (The After) / reż. Misan Harriman / Wielka Brytania
- Niezłomny (Invincible) / reż. Vincent René-Lortie / Kanada
- Kawaler szczęścia (Knight of Fortune) / reż. Lasse Lyskjær Noer / Dania
- Czerwony, biały, niebieski (Red, White and Blue) / reż. Nazrin Choudhury / USA
W filmie Później poznamy historię Dayo (David Oyelovo), który po brutalnym incydencie w centrum Londynu próbuje odzyskać spokój ducha. W Niezłomnym doświadczymy dramatu ostatnich 48 godzin życia czternastoletniego chłopca, który desperacko pragnie wolności. Kawaler szczęścia to przypowieść o Karlu, który odkrywa, ile w stanie jest znieść jeden człowiek, a Czerwony, biały, niebieski opowie historię młodej dziewczyny Rachel (Brittany Snow), która stawia wszystko na jedną kartę, by przełamać trudności losu. Na koniec zanurzymy się w pastelowym świecie Wesa Andersona i jego Zdumiewającej historii Henry’ego Sugara. Film jest ekranizacją popularnego opowiadania Roalda Dahla o bogaczu, który zapragnął posiąść umiejętność widzenia bez używania oczu, by skuteczniej oszukiwać w grach hazardowych.
Pokaz Oscar Nominated Shorts 2024 jest bezpłatny, ale liczba miejsc ograniczona, tak więc obowiązują zapisy (tel.: 32 227 26 22, 691 770 344, klub@mck.tychy.pl). Łączny czas maratonu: 135 minut.
oprac. SW
Warto inwestować w kulturę
Daria Gawrońska
Jako pełniący funkcję Prezydenta Miasta Tychy w tym roku po raz pierwszy (być może nie ostatni, co pokażą kwietniowe wybory samorządowe) to Pan decydował o tym, komu przypadną nagrody w dziedzinie kultury. Regulamin mówi, że nagroda może zostać przyznana z inicjatywy Prezydenta lub na wniosek Rady Miasta, instytucji kultury lub stowarzyszenia. Jak było tym razem?
Zgłoszone wnioski rozpatrywała powołana komisja konkursowa i to jej rekomendacja była dla mnie decydująca. Miałem podobne zdanie, jak jej członkowie.
Przez ostatnie lata, jako zastępca prezydenta Tychów do spraw społecznych, odpowiadał Pan m.in. za kulturę, a więc to środowisko jest Panu doskonale znane. Czy to ułatwiło wybór laureatów, czy może wręcz przeciwnie, trudno było wyróżnić kogoś spośród tego bogactwa?
Rzeczywiście, znam osobiście większość zgłoszonych do nagrody, co powodowało, że nie było mi łatwo wybrać tych, których dorobek zasługuje na szczególne uhonorowanie. Jestem jednak przekonany, że wybór, którego dokonaliśmy, dobrze i w pełni odzwierciedla to, co było najważniejsze w sferze kultury w naszym mieście w minionym roku.
Patrząc na tegorocznych i ubiegłorocznych laureatów, można powiedzieć, że Tychy to miasto muzyki. Muzycy przeważają liczebnie wśród nagrodzonych. Tytuł Tyskiego Ambasadora Kultury do tej pory zdobywali wyłącznie muzycy: Mateusz Krzyżowski, orkiestra AUKSO i teraz Michał Czachowski. Czy zatem to muzyka jest naszym najlepszym „towarem eksportowym”, czy też może ma najliczniejszych przedstawicieli w naszym mieście?
To bardzo ciekawe spostrzeżenie. Rzeczywiście, główne nagrody otrzymywali w ostatnim czasie muzycy, ale myślę, że to nie oznacza, że Tychy kojarzą się tylko z muzyką i muzykami. Coraz więcej słyszymy o osiągnięciach grup teatralnych działających w naszym mieście (m.in. Teatru Małego, Teatru TCR czy Michała Miszy Czornego). Przypomnę, że w tym roku nagrodę otrzymała także Izabela Wądołowska, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, artystka zajmująca się projektowaniem graficznym. Przy tej okazji warto wspomnieć o ostatnim wernisażu z okazji trzydziestolecia Miejskiej Galerii Sztuki OBOK, podczas którego swoje prace zaprezentowało kilkudziesięciu artystów z Tychów. Zarówno to wydarzenie, jak i rocznica galerii świadczą o tym, że w Tychach mieszka i tworzy wielu utalentowanych artystów specjalizujących się w „sztuce wizualnej”, rzeźbiarstwie itp. Przywołam mój ulubiony przykład rzeźb plenerowych, które tworzyli w naszym mieście w latach 70. artyści z krakowskiej ASP. Faktem jest, że kiedy po raz pierwszy przyznawany był tytuł Ambasadora Kultury, największe sukcesy w swojej karierze odnosił Mateusz Krzyżowski, który uczestniczył w Konkursie Chopinowskim. Od lat wizytówką naszego miasta jest koncertująca w Polsce i za granicą Orkiestra Kameralna Miasta Tychy AUKSO, więc można odnieść wrażenie, że jesteśmy „muzycznym” miastem.
Trzeba przyznać, że wśród tegorocznych laureatów – muzyków – rozpiętość gatunków jest ogromna. Michał Czachowski – gitarzysta specjalizujący się we flamenco, Agnieszka Łapka – wokalistka bluesowa i Michał Brożek – dyrygent chóralny. Czy mogę zapytać o Pańskie osobiste upodobania? Kogo z nich słucha Pan najchętniej? A może jest jakiś inny numer jeden? Oczywiście pytam o tyskich artystów.
Jestem fanem każdej z wymienionych osób, staram się regularnie uczestniczyć w ich koncertach. Do tej grupy warto także dodać wspomnianą już przeze mnie Orkiestrę AUKSO, Sebastiana Riedla, zespół Dżem, grupy szantowe, jak również przedstawicieli młodego pokolenia – zespoły Chłodno, Kasia Skiba i Ja, Klaustrofobia, Double Blind czy Piotra Rzekę.
Czy jako wieloletni zastępca, a ostatnio osoba pełniąca funkcję Prezydenta Miasta Tychy, ma Pan może jakieś refleksje na temat tego, w jakich obszarach warto doinwestować tyską kulturę, by ułatwić rozwój utalentowanym twórcom w różnych dziedzinach?
W ciągu ostatnich lat miasto bardzo wiele zainwestowało w szeroko rozumianym obszarze kultury. Utworzona została nowa instytucja kultury – Orkiestra AUKSO, powstała Mediateka, Pasaż Kultury Andromeda, trwa remont Teatru Małego. Najważniejsze inwestycje infrastrukturalne zostały zrealizowane lub są w trakcie realizacji. Teraz – moim zdaniem – najważniejsze jest tworzenie dobrych warunków do działalności artystycznej. Sukcesy tyskich artystów poza naszym miastem są doskonałą promocją Tychów. To jeden z powodów, dla których warto inwestować w kulturę. Trzeba również pamiętać o działalności Młodzieżowych Domów Kultury, Miejskiego Centrum Kultury i jego filii w Wilkowyjach i Urbanowicach, a także Miejskiej Biblioteki Publicznej z wieloma oddziałami. Tysiące młodych mieszkańców Tychów właśnie w tych miejscach stawiają swoje pierwsze artystyczne kroki.
rozmawiała Sylwia Witman
Manifest kobiecości
Daria Gawrońska
W Teatrze Jednej Aktorki tworzy Pani sugestywne portrety kobiet. Daje im głos. Jak je Pani wybiera?
Nie wybieram ich, to one wybierają mnie. Przychodzą do mnie po prostu w snach, albo przy okazji czytania książek czy oglądania filmów. To momenty, w których dostrzegam, że jaśniej zaczynają docierać do mnie pewne postaci. Wtedy wiem, że muszę o nich opowiedzieć. A na przykład na Ginczankę trafiłam dzięki Piotrowi Rowickiemu, który zaproponował mi, że napisze dla mnie o niej tekst. Nie szukam tych bohaterek, ale one znajdują mnie.
Przygodę z monodramem rozpoczęła Pani 12 lat temu od spektaklu I będą święta w reżyserii Piotra Ratajczaka. To opowieść o kobietach, które straciły mężów w katastrofie smoleńskiej. Na ile te historie były Pani bliskie?
Wtedy te historie były chyba bliskie każdemu z nas. To był moment, kiedy codziennie w mediach programy poświęcone były katastrofie smoleńskiej. A te kobiety po prostu w nich brały udział. Nagle dostrzegłam, że głosy kobiet stały się słyszalne w przestrzeni publicznej. Chciałam przyjrzeć się tym kobietom, które dotychczas żyły w cieniach mężów. Później, grając ten spektakl, wielokrotnie słyszałam głosy żon, wdów w różnych częściach Polski, że to jest opowieść o nich. Mimo że oczywiście nie miały nic wspólnego z tą straszną katastrofą, to ten moment emancypacji silnie w nich rezonował. Do tej pory w społeczeństwie pokutują stereotypy wdowy, matki, kochanki, z którymi wiążą się konkretne, społeczne oczekiwania. A ten spektakl jest rodzajem buntu. Pokazuje, że może być inaczej.
Tworzy Pani teatr biograficzny. Dotyka historii kobiet, m.in. polskiej poetki żydowskiego pochodzenia Zuzanny Ginczanki, naukowczyni Simony Kossak czy działaczki społecznej Anny Walentynowicz. Co łączy te bohaterki?
Łączy je determinacja w osiąganiu celów, samostanowienie, szukanie tożsamości, ale też trudne dzieciństwo. Większość z moich bohaterek takie miała. Simona Kossak była nie akceptowana przez rodziców, Anna Walentynowicz wyjechała z Ukrainy i zataiła swoją tożsamość, Zuzanna Ginczanka była opuszczona przez rodziców, Barbara Sadowska odrzucona przez matkę. Wierzę, że dzieciństwo determinuje nasze całe życie. Moje bohaterki łączy siła radzenia sobie z traumą dzieciństwa.
Podczas 16. edycji Tyskiego Festiwalu Monodramu MoTyF zobaczymy Panią w monodramie W maju się nie umiera w reżyserii Anny Gryszkówny. To historia Barbary Sadowskiej, matki zamordowanego przez milicję Grzegorza Przemyka. W rolę Barbary Sadowskiej wcieliła się Pani wcześniej w spektaklu Żeby nie było śladów w Teatrze Polonia, w realizacji zespołowej. Co spowodowało, że wróciła Pani do tematu, tyle że już jednoosobowo?
Historia Barbary Sadowskiej jest ze mną od wielu lat. Kiedy w Teatrze Polonia powstawał spektakl Żeby nie było śladów, wiedziałam, że chciałabym więcej miejsca poświęcić Barbarze Sadowskiej, żeby jej historia mogła wybrzmieć. Czułam, że potrzebuje odrębnej opowieści. I tak po kilku latach, w rocznicę śmierci Grzegorza Przemyka, poczułam, że to ten moment. Tak powstał bardzo przejmujący i jeden z lepszych tekstów Piotra Rowickiego, którego poprosiłam, by napisał pewnego rodzaju modlitwę. Przeniósł sceny biblijne na scenę teatralną. Łącząc to z nieznana dotąd poezją Barbary Sadowskiej, która dzięki temu monodramowi mogła wybrzmieć.
Tekst Piotra Rowickiego wypełnia żal, gorycz, pożegnanie syna. Jest „jak msza żałobna”. Dotyka dogłębnie. Jak radzi sobie Pani z tymi trudnymi emocjami, które chce przekazać widzom, a które przenikają głęboko?
To jest niewątpliwie trudne. Znalazłam swoje sposoby, oparte na różnych technikach relaksacyjnych, w których odnajduję możliwość wychodzenia z postaci. Pomocny jest też dom i moi bliscy. Natomiast, gdy gramy spektakle wyjazdowo, to powrót do pustego mieszkania jest zdecydowanie trudniejszy, bo postaci ze mną zostają i nie pozwalają mi zasnąć, oderwać się od tych tematów. W domu odpuszczam, oddaję się codzienności i obowiązkom.
Współpracuje Pani reżysersko z Anną Gryszkówną. Wasze monodramy to manifest kobiecości. Budowany na słowie, bez zbędnych rekwizytów.
Pracując z Anią, nie mam pustych przebiegów, nie mam pustych miejsc. Mamy przemyślany każdy fragment spektaklu, ale to nie odbiera wolności i przestrzeni na improwizację. I rzeczywiście, jest to manifest kobiecości. Możliwość wypowiedzenia swoich racji, wykrzyczenia ich ze sceny. To wyzwalające uczucie. Natomiast dzięki Piotrowi Rowickiemu uwaga widzów skupia się na słowie, które jest precyzyjne. To nie jest kolaż, to jest bardzo precyzyjnie ułożony tekst, dzięki któremu możemy śledzić emocje bohaterki i kibicować jej. To wewnętrzny pejzaż postaci, który tworzy się we mnie.
Za rolę Barbary Sadowskiej oraz „w uznaniu za wkład w rozwój monodramu biograficznego” otrzymała Pani nagrodę miesięcznika „Teatr” dla najlepszej aktorki.
Moja droga do aktorstwa jest zawiła, długa, kręta i niejednokrotnie nie było takiego aplauzu i wsparcia, jaki jest w tej chwili. Wiem też, że ta uwaga widzów i krytyków jakby… na pstrym koniu jeździ. Raz jest, raz jej nie ma, więc staram się do niej za bardzo nie przyzwyczajać. Wiadomo, że milej się pracuje, gdy jest się docenionym i zauważonym. Teraz czerpię z tego momentu, kiedy rzeczywiście czuję się uznana i spełniona, ale pamiętam też o tym, że to porażki mnie zbudowały, ukształtowały.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że trzy razy zdawała Pani do szkoły teatralnej, z której ostatecznie została Pani wyrzucona po pierwszym roku. Podjęła Pani studia w szkole teatralnej w Petersburgu, która ukierunkowała Panią na poziomie aktorstwa psychologicznego. Jak wspomina Pani ten czas?
To granie psychologiczne jest mi po prostu bardzo bliskie. To coś, co potrafię robić. Rozmowa na scenie z widzem to jest dla mnie coś bardzo naturalnego. Mam na myśli te procesy, które dzieją się wewnątrz mnie. Te prawdziwe emocje, oparte na autentycznych przeżyciach, które czerpię z siebie. Swoim bohaterkom udostępniam ciało i pozwalam, by te światy się przenikały. W Rosji nauczyłam się, że słowo wypowiadane ze sceny musi być żywe i mieć swoją wagę. A to nie jest takie oczywiste, bo często wychodzimy na scenę z nauczonym tekstem i go po prostu odtwarzamy. Ale Rosja, którą pamiętam sprzed 20 lat, kiedy tam byłam, to inne miejsce. Mimo że już wtedy Putin doszedł do władzy, nie było jeszcze takiego lęku społecznego, a w teatrze była wolność. W tej chwili w teatrze nie można przeklinać, nie można mówić o środowisku LGBT, nie może być nagości… jest po prostu mnóstwo obostrzeń. Dlatego moje serce dla Rosji się zamknęło.
Długo walczyła Pani o swoje miejsce na scenie. Czy można powiedzieć, że zdobyła je Pani monodramem?
W pewnym sensie tak. Monodram dał mi głos i przestrzeń do tego, by dzielić się swoją wrażliwością i opowieściami, które mnie interesują, a nie czekać na to, czy dostanę jakąś propozycję. Monodram dał mi niezależność i siłę do tego, żeby szukać własnej drogi. Często powtarzam studentom, że muszą znaleźć swoją szczelinę i w niej się poruszać. Coś, co będzie indywidualne. Coś, czego nikt im nie zabierze. Dzięki czemu będą mogli się rozwijać, niezależnie od tego, co się dzieje wokół. Mieć obfitość i poruszać się na różnych polach. Bardzo wspieram i zachęcam do brania spraw w swoje ręce.
Mówią, że „wyrasta” Pani na „królową monodramów o kobietach”. Jak Pani przyjmuje te stwierdzenia?
Oczywiście nie popieram monarchii w żaden sposób, więc nie czuję się królową. Natomiast chcę po prostu opowiadać historie, ale rozumiem też, że media potrzebują takich tytułów. Robię więc swoje i nie staram się spełniać oczekiwania wszystkich. Po prostu uczciwie i rzetelnie wykonuje swoją pracę. Chcę opowiadać historie kobiet, ich pragnienia, marzenia i tęsknoty. Chcę, by widzowie dostrzegli moje otwarte serce i to, że gram bez skóry na scenie, nie oszczędzam się w żaden sposób.
Słysząc MoTyF, myśli Pani o…
…o fajnej przygodzie. Jadę na teren, który znam, i wiem, że jako teatr dużo robicie dla monodramu. To jest wspaniałe, że mają szansę zaistnieć tam ludzie młodzi i aktorzy. Bardzo się też cieszę na warsztaty, które w trakcie festiwalu poprowadzę, bo nie ukrywam, że działalność pedagogiczna w tej chwili staje się dla mnie coraz istotniejsza. Właściwie przejmuje moją uwagę na dobre. Być może jest to naturalne po tylu latach eksploatacji. Dlatego cieszę się, że będę miała okazję z nimi popracować, bo też rozumiem, że to są ludzie, którzy zajmują się monodramem, którzy mają tę potrzebę wyrażania się poprzez monodram. Jestem więc ciekawa tego spotkania i pozostaję dla nich w gotowości. Mam też w sobie wdzięczność dla dyrektora Pawła Drzewieckiego za zaproszenie mnie do udziału, to dla mnie wielki zaszczyt.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
z Agnieszką Przepiórską, aktorką Teatru im. Juliusza Słowackiego
w Krakowie rozmawiała Małgorzata Wawak
Ważny jest MoTyF
Daria Gawrońska
Na chwilę przed rozpoczęciem szesnastej edycji Tyskiego Festiwalu Monodramu MoTyF chciałem zapytać Cię o początki przygody (bo chyba śmiało można to nazwać niesamowitą przygodą kulturalną, która trwa już wiele lat) z tym jakże ważnym dla Tychów festiwalem.
Kiedy zdecydowałem się startować w konkursie na dyrektora Miejskiego Centrum Kultury w Tychach, z radością odkryłem w programie tej instytucji festiwal teatru jednego aktora, a tak się złożyło, że monodram był jednym z obszarów moich poszukiwań aktorskich. Był rok 2015 i to była 8. edycja Festiwalu Monodramu MoTyF. Jako człowiek teatru hołduję zasadzie przejmowania w sztafecie artystycznej metody od mistrza. Dlatego zaproponowałem formułę mistrzowską, polegającą na tym, że spotykamy się co roku wokół innego artysty, który prezentuje swój monodram, należący do teatralnej legendy naszego kraju. Pierwszym naszym mentorem był Jan Peszek i tak naprawdę to, że przyjął nasze zaproszenie, otworzyło drzwi do rozmów z innymi osobowościami sceny. W roku kolejnym tę samą rolę pełnił Bronisław Wrocławski, zaś na dziesiątą, jubileuszową edycję zaprosiliśmy Jerzego Stuhra, któremu udało się znaleźć czas i, lubię używać tego sformułowania, odbyć z nami teatralne rekolekcje.
Początkowo MoTyF odbywał się w Miejskim Centrum Kultury jako impreza zapoczątkowana przez Jana Fręsia, kontynuowana przez Piotra Adamczyka i Wojciecha Wieczorka, no i oczywiście Ciebie, jako dyrektora MCK. Obecnie jednak jest to festiwal Teatru Małego w Tychach. Możesz opowiedzieć, jak do tego doszło i jakie nowe możliwości otworzyła ta zmiana?
Pojawiła się w Tychach koncepcja, która mi również jest bliska, że powinniśmy dążyć do specjalizacji instytucji kultury w dziedzinie twórczej, która jest głównym celem jej funkcjonowania. Trzeba też zwrócić uwagę, że przy organizacji Festiwalu MoTyF w Miejskim Centrum Kultury – chociaż pracowałem z nie mniej kreatywnym zespołem jak obecnie – to jednak musieliśmy często walczyć z materią, wszak możliwości techniczne sali w MCK są ograniczone, w stosunku do tego, czym dysponujemy w teatrze. Startując w konkursie na dyrektora teatru, wpisałem więc w koncepcję programową przeniesienie teatralnych aktywności MCK-u do Teatru Małego, dając tym samym nowe życie tyskiemu festiwalowi monodramu. Jednocześnie dzięki temu, że warunki techniczne festiwalu się poprawiły, mogliśmy śmielej zacząć podnosić artystyczną poprzeczkę, zarówno w przypadku zapraszania spektakli mistrzowskich, jak i kwalifikacji monodramów konkursowych.
Ta poprzeczka jest ustawiona bardzo wysoko w tym roku. Spektakle mistrzowskie zaprezentują Łukasz Lewandowski, Robert Talarczyk, Joanna Szczepkowska, Agnieszka Przepiórska, w programie jest również jakże nieoczywisty monodram kojarzonej ze sportem Karoliny Hamer. Jak udało się zaprosić takie nazwiska do Tychów? Czy jest jakiś wspólny mianownik lub motyw, który poruszają te monodramy?
W tym roku po raz pierwszy mamy temat przewodni prezentacji mistrzowskich, jest to „wykluczenie”. Każdy z bohaterów przedstawień nurtu pozakonkursowego w jakiś sposób jest wyobcowany społecznie. Bohater monodramu Byk Roberta Talarczyka poprzez swoją śląskość ma poczucie, że jest wykluczany z życia zawodowego. W przedstawieniu Karoliny Hamer skupimy się na problemach osób z niepełnosprawnościami, ale także wykluczeniach wynikających z odwagi w komunikowaniu własnej orientacji seksualnej. Agnieszka Przepiórska, która zdobyła w minionym roku prestiżową nagrodę dla najlepszej aktorki przyznawaną przez miesięcznik „Teatr”, to aktorka, która zbudowała swój niepowtarzalny język monodramu. W spektaklu W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej wciela się w bohaterkę de facto wykluczoną z macierzyństwa — w matkę zamordowanego przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej Grzegorza Przemyka. Łukasz Lewandowski, który jest moim zdaniem jednym z najciekawszych polskich aktorów swojego pokolenia, opowiada historię Jakuba, bohatera wykluczonego ze swojej religii, a zatem pozbawionego wszystkiego, w co przez całe dotychczasowe życie wierzył. Joanna Szczepkowska gra w swoim monodramie Goła baba dwie bohaterki, które kontrastują ze sobą. Poniekąd jest to trochę opowieść o wojnie postu z karnawałem i nieustannej walce komercji ze sztuką wysoką. Interpretacja Szczepkowskiej stawia diagnozę, że owa sztuka wysoka często dokonuje autowykluczenia, choćby z obawy przed wstydem i ośmieszeniem. A jak to się dzieje, że udaje się zapraszać takie spektakle? Myślę, że przez ostatnie lata staliśmy się pewną marką i dobra opinia o tym, co wydarza się w Tychach każdego roku na festiwalu, sprawia, że kiedy pojawia się telefon z naszego teatru, słyszymy w odpowiedzi: „Muszę tylko sprawdzić terminy”.
A czy nie boisz się tego, że gwiazdy, te wielkie nazwiska, o których wspominaliśmy, przyćmią to, co jest pewną istotą MoTyFu, czyli pokazy konkursowe monodramistów z całej Polski?
Uważam, że absolutnie nie trzeba się tego bać. Praktyka poprzednich edycji pokazuje nam, że publiczność pokochała monodramistów, że widzowie, gdy już znają termin festiwalu, rezerwują sobie czas. Myślę wreszcie, że przez lata udało się nam zdobyć zaufanie publiczności. Dodam też, że wstęp na wszystkie prezentacje konkursowe jest bezpłatny, wystarczy odpowiednio szybko pobrać wejściówkę z kasy teatru. Mówię „szybko”, gdyż pula wejściówek zawsze rozchodzi się w niebywałym tempie.
A jaki, Twoim zdaniem, jest przepis na dobry monodram, czy coś takiego w ogóle istnieje?
Dla mnie przepis ten wynika z esencji aktorstwa. Myślę, że monodram jest najbardziej aktorską ze sztuk. Kiedy aktor opowiada na scenie historię, to my, na widowni musimy poczuć, że jest ona jego osobistą historią. Rzecz jasna nie znaczy to, że wykonawca musiał doświadczyć tego samego, co jego bohater, ale ważne jest to, że temat musi go osobiście dotykać, poruszać. W monodramie ta osobistość tematu jest znacznie ważniejsza niż w innych gatunkach teatralnych.
Na koniec przypomnijmy naszym Czytelnikom, kiedy dokładnie odbywa się festiwal.
Szesnasta edycja Tyskiego Festiwalu Monodramu MoTyF 2024 rozpoczyna się 23 kwietnia i potrwa do 28 kwietnia. Pełny program dostępny jest na stronie internetowej Teatru Małego. Jestem przekonany, że podobnie jak w ubiegłych latach czeka nas piękna teatralna uczta z teatrem jednego aktora.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję i do zobaczenia na MoTyFie.
z dyrektorem Teatru Małego w Tychach Pawłem Drzewieckim rozmawiał Marcin Stachoń
Cały program wydarzenia dostępny jest tutaj.
Kwiecień oczami „Ram Kultury”
Daria Gawrońska
Ciekawy miesiąc przed nami i mam tu na myśli nie tylko wybory samorządowe. Polityka i kultura, chociaż z zasady od siebie niezależne, spotykają się jednak na gruncie zarządzania. Zarówno twórcy, jak i publiczność, a także pracownicy instytucji kultury na pewno będą z uwagą śledzić wyniki głosowania 7 kwietnia. Organizowanie życia kulturalnego i instytucji kultury jest jednym z zadań własnych gminy, tak więc przejrzyjcie, drodzy Czytelnicy, materiały wyborcze i sprawdźcie, czy w programach wyborczych kandydatów jest obecny ten jakże piękny obszar naszego życia.
O styku tych tematyk rozmawiamy w tym miesiącu z Maciejem Gramatyką, pełniącym funkcję prezydenta Tychów. Okazją ku temu jest Tyska Gala Kultury, podczas której czworo znakomitych artystów dołączyło do grona laureatów Nagrody Prezydenta Miasta w dziedzinie kultury.
Nie tylko polityka będzie nam w kwietniu dostarczać emocji. Przed nami jedna z flagowych imprez organizowanych przez Teatr Mały w Tychach: Festiwal Monodramu MoTyF. W tym numerze znajdziecie Państwo zarówno rozmowę z dyrektorem artystycznym MoTyF-u Pawłem Drzewieckim, jak i obszerny wywiad z Agnieszką Przepiórską.
W tej rubryce często pozwalam sobie na subiektywną rekomendację niektórych wydarzeń. Tym razem zatrzymam się na Portretach Literackich. Miejska Biblioteka Publiczna w ramach swojego stałego cyklu zaprasza na spotkania z Jerzym Illgiem, legendarnym redaktorem Wydawnictwa Znak, poetą, krytykiem literackim, autorem wywiadów-rzek z laureatami literackiej Nagrody Nobla: Czesławem Miłoszem, Wisławą Szymborską, Iosifem Brodskim. Bo Persson, szwedzki reżyser i przyjaciel redaktora, nazwał Jerzego Illga „zakochanym w futbolu buddystą z Katowic, publikującym żydowskie książki w chrześcijańskim wydawnictwie”. Gdy zagłębiam się w lekturę rozmów Illga z wybitnymi postaciami literatury – nie tylko polskiej – ogarnia mnie słodko-gorzkie poczucie, że świat prawdziwych humanistów przeminął na zawsze. Być może poczucie humoru Pana Redaktora wzbudzi w Państwu bardziej optymistyczne refleksje.
Sylwia Witman
W najnowszym numerze:
– wywiad przeprowadzony przez Marcina Stachonia z dyrektorem artystycznym festiwalu MoTyF Pawłem Drzewieckim;
– wywiad redaktor naczelnej Sylwii Witman z Maciejem Gramatyką, pełniącym obowiązki Prezydenta Miasta Tychy, który opowie o swoich wyborach związanych z przyznaniem Nagród Prezydenta w Dziedzinie Kultury;
– wywiad z wybitną polską aktorką Agnierszką Przepiórską, która swój monodram w sekcji mistrzowskiej zaprezentuje podczas festiwalu MoTyF;
– recenzja najnowszej premiery Teatru Małego w Tychach, spektaklu Pies, który jeździł koleją w reżyserii Anieli Kokoszy i Pauliny Giwer-Kowalewskiej;
– artykuł na temat najnowszej wystawy Tichauer Art Gallery, która zaprezentuje blisko 110 dzieł jednego z najwybitniejszych światowych przedstawicieli kubizmu i fowizmu Marca Chagalla;
– bogate kalendarium i wiele innych artykułów, które przybliżą nie jedno wydarzenie, które odbędzie się w kwietniu.
Przypominamy, że miesięcznik kolportowany jest na terenie całego miasta (lista poniżej) i jest całkowicie darmowy, dlatego zachęcamy do zabrania go ze sobą i przeczytania 32 już numeru „Ram Kultury”.
Wydawca: Miejskie Centrum Kultury w Tychach, ul. Bohaterów Warszawy 26, 43-100 Tychy, tel. 32 438 20 61, e-mail: redakcja@mck.tychy.pl
Redaktor naczelna: Sylwia Witman, e-mail: ramykultury@kultura.tychy.pl
Zespół: Daria Gawrońska, Agnieszka Lakner, Małgorzata Król, Justyna Stolfik-Binda
Korekta: Agnieszka Tabor
Layout: Aleksandra Krupa i Bartek Witański Blank Studio, Marcin Kasperek KlarStudio
Skład i łamanie: Magdalena Dziedzic KlarStudio
Druk: Drukarnia AAPrint, Mikołów Nakład: 3000 egz.
Foto na okładce: Marek Zimakiewicz
Miesięcznik znaleźć można we wszystkich instytucjach kultury, młodzieżowych domach kultury, klubach osiedlowych, urzędach, Gemini Park Tychy oraz wybranych restauracjach. Szczegółowa lista punktów dystrybucji znajduje się TUTAJ.
Poniżej prezentujemy również dotychczasowe wydania „Ram Kultury” w wersji online:
Ramy Kultury nr 32
Ramy Kultury nr 31
Ramy Kultury nr 30
Ramy Kultury nr 29
Ramy Kultury nr 28
Ramy Kultury nr 27
Ramy Kultury nr 26
Ramy Kultury nr 25
Ramy Kultury nr 24
Ramy Kultury nr 23
Ramy Kultury nr 22
Ramy Kultury nr 21
Ramy Kultury nr 20
Ramy Kultury nr 19
Ramy Kultury nr 18
Ramy Kultury nr 17
Ramy Kultury nr 16
Ramy Kultury nr 15
Ramy Kultury nr 14
Ramy Kultury nr 13
Ramy Kultury nr 12
Ramy Kultury nr 11
Ramy Kultury nr 10
Ramy Kultury nr 9
Ramy Kultury nr 8
Ramy Kultury nr 7
Ramy Kultury nr 6
Ramy Kultury nr 5
Ramy Kultury nr 4
Ramy Kultury nr 3
Ramy Kultury nr 2
Ramy Kultury nr 1
Tyska Gala Kultury 2024. Poznajmy wyróżnionych
Daria Gawrońska
Oto przedstawiciele środowiska artystycznego, którzy otrzymali wyróżnienie:
Michał Brożek – dyrygent, kompozytor organista, nauczyciel, absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Artysta koncertuje nie tylko w kraju, ale i za granicą. Jest założycielem tyskiego chóru Cantate Deo oraz dyrygentem Chóru Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Pełni funkcję dyrektora artystycznego Metropolitalnego Festiwalu Chóralnego.
Agnieszka Łapka – malarka, autorka tekstów, graficzka, wokalistka. W 2022 r. uznana za najlepszą wokalistkę bluesową w cenionej ankiecie kwartalnika “Twój blues”, gdzie od wielu lat utrzymuje się w czołówce plebiscytu Blues Top. Jako wokalistka współpracowała z takimi artystami jak: Jan „Kyks” Skrzek, Leszek Winder, Krzysztof Głuch, Andrzej Rusek, Henryk Gembalski, Józef Skrzek, Jerzy Piotrowski, Anthimos Apostolis. Od 2007 roku jest związana z zespołem Śląska Grupa Bluesowa, którego ostatnia płyta „Tu i teraz” uzyskała nominację do nagrody Fryderyk. Tworzy także solowe projekty kompozytorskie jako Łapka. Posiada liczne autorskie wydawnictwa płytowe oraz wiele płyt z zespołami, z którymi współpracuje. Na scenie jest od 20 lat.
Izabela Wądołowska – graficzka, kostiumolożka, scenografka, muralistka, malarka, projektantka, kuratorka wystaw artystycznych. Na co dzień zajmuje się projektowaniem murali malarskich oraz cyfrowych, malarstwem, projektowaniem graficznym oraz obiektów i instalacji artystycznych. Przez wiele lat była kuratorką tyskiej galerii Strefart, obecnie związana z galerią „Na Wolności”. Stworzyła markę Double Room, dla której wypracowała ofertę ponad 200 grafik wielkoformatowych. Laureatka wielu nagród, dwukrotna stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Tyskim Ambasadorem Kultury 2024 został Michał Czachowski – gitarzysta flamenco, producent muzyczny, wydawca, inżynier dźwięku, grafik, publicysta, wykładowca, doktorant Akademii Muzycznej w Krakowie, architekt. Dziś jest najbardziej znanym polskim gitarzystą flamenco, zapraszanym na festiwale muzyczne w Hiszpanii i na wszystkich kontynentach. Uznanie na arenie międzynarodowej zdobył m.in. dzięki projektowi „Indialucia” stanowiącemu nietuzinkową fuzję muzyki flamenco oraz indyjskiej. Projekt ten otrzymał liczne nagrody, jak również nominację do nagrody Fryderyka.
Nagrody wręczyli Maciej Gramatyka, pełniący funkcję prezydenta Tychów i Barbara Konieczna – Przewodnicząca Rady Miasta Tychy.
Serdecznie gratulujemy wyróżnionym!
Fot. Radosław Kaźmierczak
Dla Tych zagrają
Daria Gawrońska
Jeśli jesteś częścią lokalnej sceny muzycznej i pragniesz otworzyć swe serce przed szerszą publicznością, to zapraszamy, wskakuj na pokład tej muzycznej podróży.
To nie tylko konkurs – to historia, która kipi od inspiracji i muzycznej pasji. Każdego roku gromadzi on niezliczone talenty z Tychów, ludzi odważnych w eksploracji dźwięków i muzycznych eksperymentów. Wiemy, że to właśnie za takimi brzmieniami tęskni tyska publiczność – za odważnymi, przejmującymi, odkrywającymi nowe wymiary muzyki.
W poprzednich edycjach audycji Dla Tych zagrają wystąpiły znane tyskiej publiczności zespoły, takie jak Double Blind, Klaustrofobia, Kasia Skiba i Ja, Chłodno czy Leepy.
Czy Twój zespół jest gotowy na ten muzyczny rollercoaster? Czy chcecie zaszaleć na scenie i pokazać światu, co macie do zaoferowania? To właśnie teraz jest Wasz moment. Weźcie udział w muzycznej przygodzie, która czeka na wasze brzmienia, wasze opowieści i waszą energię!
To wydarzenie cieszy się rosnącym zainteresowaniem, co świadczy o bogactwie muzycznych talentów w naszym mieście. A może w tym roku dołączysz do tego wyjątkowego grona?
Jak zgłosić swój zespół? Należy zapoznać się z regulaminem i wypełnić formularz, zawierający:
- dwa aktualne, wysokiej jakości zdjęcia zespołu,
- logo zespołu (jeśli posiadacie),
- linki do co najmniej 5 utworów, w tym minimum 2 występy na żywo lub nagrania z prób oraz 1 cover polskojęzyczny w autorskiej aranżacji,
- rider techniczny,
- linki do wszystkich oficjalnych profili społecznościowych zespołu,
- w przypadku niepełnoletności któregoś z członków, wymagana jest pisemna zgoda przedstawiciela ustawowego (załącznik nr 2).
Zgłoszenia przyjmujemy do 15 kwietnia 2024 r. do godz. 15.00. Należy je przesłać drogą mailową na adres: mateusz.poszwa@mck.tychy.pl.
Jeśli Wasza muzyka łączy spójność stylistyczną z poszukiwaniem oryginalnego brzmienia, a Wasze teksty mają moc przekazu, to macie szansę zaistnieć, a my chętnie Wam w tym pomożemy!
Lista zakwalifikowanych zespołów zostanie ogłoszona 22 kwietnia 2024 r. na stronie kultura.tychy.pl oraz na Facebookowym profilu Miejskiego Centrum Kultury w Tychach.
Na zwycięzców czeka możliwość udziału w finale konkursu Rock na Plaży 2024, gdzie będą mieli okazję zaprezentować swoje utwory obok największych gwiazd polskiej sceny rockowej, co może się okazać przepustką do ogólnopolskiej kariery.
Załącznik nr 2 Zgoda przedstawiciela ustawowego Dla Tych zagrają 2024
Załącznik Regulamin VIII Przeglądu Muzycznego Dla Tych zagrają 2024
Załącznik nr 2 Zgoda przedstawiciela ustawowego Dla Tych zagrają 2024 DO EDYCJI
Załącznik nr 1 Zgłoszenie uczestnika Dla Tych Zagrają 2024
Załącznik nr 1 Zgłoszenie uczestnika Dtz 2024 DO EDYCJI
Nieprzezroczystość w Muzeum
Daria Gawrońska
Zaświadczyć mogą o tym uczestnicy wydarzeń, które 15 lutego odbyły się w Muzeum Miejskim w Tychach. W ich centrum znalazła się fotografia, rozumiana zarówno jako praktyka, jak i będący jej wynikiem obraz.
Temu skupieniu na fotografii winna była gościni miejskiego muzeum, Agnieszka Pajączkowska, kulturoznawczyni i pisarka. Podczas przeprowadzonych w muzeum warsztatów wzbudzała w uczestnikach czujność i nieufność wobec dotychczasowego sposobu patrzenia na zdjęcia. Pokazywała, że fotografia nie jest neutralnym medium, które po prostu rejestruje rzeczywistość. Że nie jest wolna od spojrzenia samego fotografa, jego intencji czy pozycji społecznej.
Biorąc śmiałe założenie, że większość Tyszan posiada własne kolekcje prywatnych fotografii, warsztaty poświęcono w głównej mierze zdjęciom rodzinnym. Uczestnicy dowiedzieli się, jak łączyć obraz z opowieścią. W jaki sposób pogodzić ustalanie faktów z osobistymi wspomnieniami. A także jak dostrzegać okoliczności powstania danego kadru, motywacje fotografa oraz własne, mimowolne założenia.
Nie skończyło się jednak na warsztatach. Niedługo po nich w murach muzeum odbyło się spotkanie autorskie wokół najnowszej książki Agnieszki Pajączkowskiej – jak trzeba zauważyć, przyciągające niemałą liczbę uczestników. Książka zatytułowana Nieprzezroczyste. Historie chłopskiej fotografii okazała się podróżą w głąb nie tylko technik i estetyki fotografii chłopskiej, lecz także w głąb historii społecznej. I tu także istotne okazało się to, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Jak wskazywała autorka, czym więcej dowiadujemy się o przeszłości, tym bardziej obraz staje się nieostry i pełen sprzeczności.
Refleksje pobudziły potok pytań zadawanych przez obecnych na spotkaniu Tyszan. Wśród gęstych wypowiedzi pojawiły się również te rezonujące z działalnością muzeum. W szczególności dotyczyły one historii mówionej, mikrohistorii i antyhistorii. A więc tematów, które na tyskim gruncie znaleźć można np. w publikacji Osiedle A, czyli pierwsze. W trakcie wydarzenia zobaczyć można było także prace prezentowane na dobiegającej końca wystawie Tyski Klub Fotograficzny KRON. Śląsk 1978–1983. Jeżeli więc minione wydarzenia pozostawiły poczucie niedosytu, odsyłamy do wydanej nakładem muzeum publikacji, pod tym samym co wystawa tytułem.
Jakub Skucha
Muzeum Miejskiego w Tychach
fot. Artur Pławski
Podążając w stronę światła
Daria Gawrońska
Latarnik — najnowsza premiera Teatru Małego, w reżyserii i adaptacji Aliny Moś — jest spektaklem, który idealnie wpisuje się w przestrzeń sceny kameralnej Teatru Małego. Dzięki bliskości widowni i sceny jesteśmy tuż obok, a może nawet nie obok, ale w samym centrum świata głównego bohatera.
Wprawdzie remont budynku Teatru Małego postępuje zgodnie z planem, jednak minie jeszcze kilka miesięcy, zanim będziemy mogli cieszyć się przedstawieniami na dużej scenie. To jednak nie powód, by Teatr nie planował również repertuaru na scenie kameralnej w Pasażu Kultury Andromeda, której potencjał zdaje się wreszcie w pełni wykorzystany. Już przekraczając próg sali, w której prezentowana jest najnowsza premiera, widz momentalnie zanurza się w świecie latarnika. Wejście w klimat spektaklu jest natychmiastowe. Horyzont i podłogę zdobi farbowana artystyczna tkanina. Na środku sceny ustawiono okrągłą, odbijającą światło platformę — samotnię Skawińskiego, jego latarnię. Gdy tylko pojawią się pierwsze światła sceniczne, przestrzeń zaczyna swoisty koncert zmieniających się kolorów. Jesteśmy na pełnym morzu, lub obserwujemy je — niczym mewy, z którymi zaprzyjaźnia się główny bohater — z powietrza. Scena w Andromedzie pulsuje od barw. W bardzo podobnej tonacji utrzymane są kostiumy bohaterów pojawiających się na scenie.
Chociaż na kartach swej noweli Sienkiewicz portretuje świat, w którym bohaterami są mężczyźni, z tytułową postacią latarnika na czele, reżyserka dokonuje bardzo ciekawego zabiegu i rolę strażnika portowego powierza kobiecie. Johns w interpretacji Anny Białoń dodaje historii kolorytu i nowych, nadpisanych znaczeń, uwydatniających motyw przewodni tej interpretacji. Strażniczka portowa w wykonaniu Białoń zdaje się kobietą zahartowaną poprzez otoczenie. Przecież w tej surowej rzeczywistości, gdzie prym wiedzie nieobliczalna natura w postaci żywiołu wody, nie można pozwolić sobie na chwilę słabości. Jednak z czasem okazuje się, że to tylko pozory. Konsul Falconbridge w wykonaniu Tomasza Lipińskiego jest człowiekiem stanowczym i choć mogłoby się zdawać nieugiętym, to przecież daje szansę Skawińskiemu jako latarnikowi, którego ciągła obecność na scenie to jasny sygnał, że bacznie nadzoruje ten świat. Ktoś musi tu dbać o porządek, wszak niezapalenie latarni, choćby tylko raz, może przynieść katastrofalne skutki. Lech Mackiewicz jako latarnik buduje rolę niezwykle prawdziwie, przekonująco. W tym przypadku aktor nie jest w roli, ale to bohater na trwale zespaja się z aktorem. Twarz Skawińskiego zdaje się skrywać w sobie ogrom smutku i nostalgii. Mamy do czynienia z człowiekiem po przejściach. I choć dzieli się z nami zaledwie strzępami historii swojego życia, to bezgranicznie mu wierzymy. Ta prawda jest w oczach i sposobie opowieści, którą snuje niespiesznie, co rusz nagabywany przez Johns. Zresztą, oboje są na siebie skazani. Ona dziennie dostarcza mu żywność i wodę. On nie może opuszczać swojej siedziby przez sześć dni w tygodniu, poza niedzielą. Z czasem między bohaterami nawiązuje się więź. Niełatwa relacja, która prowokuje do zwierzeń. Ludzie mierzący się na co dzień z potężnym żywiołem, stawiający czoła przeciwnościom natury, okazują się w rzeczywistości istotami mocno pokiereszowanymi, obolałymi od smutku i tęsknoty. W Latarniku tęsknota za utraconym (k)rajem, drugim człowiekiem czy własnym miejscem na ziemi zdaje się przybierać ten sam gorzki smak.
Nieuchronna tragedia musi się wydarzyć. Latarnik skazany jest na los spisany na kartach Sienkiewiczowskiej noweli. Wprawdzie z czasem zdobywa zaufanie i szacunek lokalnej społeczności i zdawać by się mogło, że Falconbridge, początkowo nieufny, dokonał dobrego wyboru, to jednak o wszystkim przesądza feralny wieczór. Skawiński zanurzony w literaturze odpływa marzeniami gdzieś daleko na łono kraju ojczystego. Nie zapala latarni. W konsekwencji rozbija się statek. Skawiński nie może tu zostać. Czeka go kolejna tułaczka. I znów: „Zepchnięty sto razy, rozpoczynał spokojnie swoją podróż po raz setny pierwszy”.
Tyski Latarnik jest jak głęboki teatralny oddech. W dobie eksperymentów formalnych, rozbuchanych efektów inscenizacyjnych i mnogości reżyserów z „wizją i pomysłem” Alina Moś proponuje nam rzetelny i uczciwy teatr oparty na jego istocie, czyli relacji z widzem. Sprzyja temu kameralna przestrzeń, gdzie wszyscy jesteśmy na tym samym pokładzie, a z daleka gdzieś błyska światło. To przecież samotny latarnik, uwięziony w swej wieży oświeca nas i wskazuje drogę. Płyniemy wskazanym szlakiem i czujemy się nie tylko dobrze, ale i bezpiecznie, podążając w stronę światła.
Śledząc uważnie historię Teatru, nie można pominąć jednego, jakże znaczącego i szalenie istotnego faktu – Teatr Mały na naszych oczach, tu i teraz, przechodzi niesamowitą metamorfozę. Z teatru impresaryjnego, który dawniej prezentował jedynie spektakle gościnne czy efekty pracy działających w mieście grup młodzieżowych czy offowych, sukcesywnie przekształca się w scenę repertuarową. Obok Latarnika w repertuarze Teatru znajdują się także inne, własne produkcje: 40% do miłości, Córki króla Leara, Wyspa mojej siostry, Dzieci z Bullerbyn – to tylko wybrane z ostatnich tytułów. Są to przedstawienia skierowane do szerokiego grona odbiorców, realizowane również przy użyciu nowatorskich metod, czego przykładem jest choćby 40% do miłości — spektakl, który powstał w oparciu o metodę teatru forum.
Produkcja inscenizacji bez całego zaplecza technicznego, pracowni, wreszcie teraz, w warunkach pracy mocno utrudnionych remontem głównej siedziby, jest nie lada wyzwaniem. Jednak pełna widownia i gorący aplauz publiczności po Latarniku zdają się najlepszym świadectwem na to, że obrana strategia jest nie tylko potrzebna, ale i mocno doceniana przez widzów.