Kobiety są głównym tematem moich realizacji artystycznych
Za sprawą projektu „Nasze dziewczyny z osiedla” tyskie osiedla będą świętować Dzień Kobiet tak naprawdę przez cały miesiąc. Jak narodził się ten pomysł? Kim są “Nasze dziewczyny z osiedla”? O tym rozmawiamy z autorką projektu, Justyną Biskup-Naumienko.
Skąd się wziął pomysł na projekt „Nasze dziewczyny z osiedla”?
Kiedy zamieszkałam w Tychach, ze zdziwieniem zauważyłam, że niektóre osiedla nazywane są imionami kobiet, szczególnie w starszej części miasta. Tak się składa, że motyw kobiety jest głównym tematem moich realizacji artystycznych. Pomyślałam sobie wtedy, że w przyszłości chciałabym zrobić taką wystawę, w której namaluję kobiety pochodzące stąd, noszące takie imiona jak nazwy osiedli. Jeszcze bardziej ciekawie byłoby, gdyby pochodziły z tych konkretnych osiedli. To akurat okazało najtrudniejszym wyzwaniem i finalnie zrealizowanym tylko częściowo.
Co umożliwiło realizację tego projektu?
To był projekt, który zaczął kiełkować we mnie jakiś czas temu, natomiast nie wiedziałam, co z tym pomysłem mam zrobić. To Tyski Bank Kultury dał mi możliwość realizacji tego projektu. Najpierw było marzenie na zasadzie: co mogę zrobić, jednocześnie dla miasta i dla siebie? Te dwie rzeczy były i są nadal dla mnie równie ważne, bo odbieram siebie jako część Tychów. I tak też podeszłam do tego projektu.
Co sprawiło, że związała się Pani z Tychami?
Pochodzę z bardzo pięknego i malowniczego miejsca – z Olsztyna pod Częstochową. Jest to cudowna wieś, sielska, spokojna i bardzo lubię tam wracać. Tam wciąż mieszkają moi rodzice. W Tychach znalazłam się z powodu mojego męża, dla niego w 2007 roku tutaj przyjechałam. Postawiłam wszystko na jedną kartę, która okazała się być szczęśliwa. Taki scenariusz bardzo często pojawia się także wśród naszych bohaterek, co jest niezwykle znaczące, bo pokazuje, jaką siłę przyciągania mają Tychy.
W jaki sposób ten projekt osadzony jest w kontekście społecznym?
Samo imię budzi pewne skojarzenia, wyobrażenia. Chciałam się z tym zmierzyć, namalować kogoś, kto faktycznie jest gdzieś między nami i mógłby stać się twarzą jednego z osiedli, z kim można byłoby się w jakiś sposób utożsamić. Chciałam pokazać, że te kobiety są blisko nas, że są ,,nasze”, że wszystkie wiele łączy, ale także każda jest na swój sposób wyjątkowa i jest indywidualnością. Padł pomysł castingu jako formy kontaktu, ale okazało się, że to nie jest wcale takie proste. Po pierwsze, bardzo ważne było dotarcie do kobiet o rzadziej występujących imionach jak Stella czy Felicja. Większość pań zgłosiła się sama, reszty musiałyśmy szukać drogą pantoflową. To nie były osoby powszechnie znane. Kiedy do mnie przychodziły, nie miałam pojęcia, kim są i to było właśnie niezwykłe, że one przyniosły pewną historię ze sobą. Dla mnie też ważny był wizerunek, bo to ja jako artysta miałam je namalować. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Myślę, że te kobiety zasługują na poznanie i docenienie ich wkładu w lokalną społeczność. Być może ta wystawa i cały ten projekt spowoduje, że będziemy znowu mieli okazję się poznać, pootwierać drzwi i wyjść na zewnątrz.
Wirtualność zamienić na realność?
Tak. Wielu mieszkańców tego miasta jest przyjezdna i nie pochodzi stąd – tak jak ja. Są jednak tak samo częścią Tychów, mimo że przybyli z różnych zakątków Polski. Nie wszyscy też wiedzą, że te osiedla mają imiona, a nie tylko litery alfabetu, jak powszechnie się przyjęło. Osiedle A to imię Anna, nie Andrzej. To są imiona kobiece, więc to już wiele mówi o kulturze śląskiej. Kobieta na Śląsku dużo znaczy. Ma silną osobowość i ważne miejsce w hierarchii rodzinnej. To jest charakterystyczne dla regionu śląskiego. W tradycji śląskiej kobieta ma wysoką pozycję. To, że w Tychach te osiedla noszą imiona kobiet, to nie jest wcale przypadek. O Tychach mówiło się, że jest sypialnią Katowic. Co to oznacza? To znaczy, że tutaj w Tychach zostawały kobiety, kiedy mężczyźni ciężko pracowali pod ziemią i to one budowały tę społeczność miejską. Imiona tyskich osiedli to nie są współczesne imiona, są to imiona z pewną tradycją kulturową tych ziem i nasze bohaterki odzwierciedlają te wartości.
Czym jest dla Pani malarstwo?
Z zawodu jestem nauczycielem plastyki. To co robię, to moja praca i jednocześnie hobby. Moje umiejętności wykorzystuję zawodowo po to, żeby realizować siebie i swoje pasje. Do tej pory miałam wystawy indywidualne, jak i grupowe w czasach studenckich. Ostatnie wernisaże miały miejsce w Katowicach, Częstochowie i małych lokalnych galeriach. Było to już jednak jakiś czas temu, a nie prowadzę w głowie systematyki tych wystaw. Znowu pojawiło się marzenie, żeby do tego wrócić. Projekt ,,Nasze dziewczyny z osiedla” był taką rzeczą, którą chciałam zrealizować właśnie teraz, ponieważ inne marzenia, jak założenie rodziny czy poszerzanie swoich horyzontów, udało mi się wcielić już w życie.
Czy związana jest Pani z innymi dziedzinami sztuki?
Teraz uczę w młodzieżowym domu kultury i moi uczniowie przychodzą realizować swoje talenty i pasje. W liceum skończyłam klasę o profilu ceramika, natomiast na studiach ukończyłam litografię. Studiowałam również w Wyższej Szkole Fenologicznej na profilu artystycznym. W tej chwili zajmuję się tkaniną i zgłębiam ten temat. Uprawiam również teatr dla dzieci. Realizuję w Mediatece małe formy teatralne w cyklu ,,Bajkoopowiadacz” oraz występuję w przedszkolach. Kończyłam Reżyserię Teatru Dzieci i Młodzieży we Wrocławiu. Teatr jest ze mną od dziecka, ale studia dały mi mandat do tego, żeby to robić zawodowo. Cieszy mnie praca z dziećmi, że mogą one uczestniczyć w tworzeniu. Zdarzyło mi się nawet popełnić dla nich trzy bajki. Moją ulubioną jest bajka dotycząca dbania o środowisko. To temat bardzo bliski memu sercu. Ta opowieść nosi tytuł ,,Przyjaciele z zielonego zakątka”.
Czy są to bajki pisane z myślą o wystawieniu na scenie?
Tak, to są bajki wystawiane na scenie, które bardzo angażują dzieci. Pomysł zakłada element improwizacji, zadziania się tu i teraz. Dzieci to widzowie, którzy tak naprawdę dopiero uczą się bycia widzem. Mam jeszcze w głowie jeden projekt, w którym chciałabym zwrócić uwagę dzieci i rodziców w stronę historii sztuki. W propozycjach programowych nie ma takiej formy poznawczej świata. To, czego dzieciom zazdroszczę, to umiejętność przeżywania bez posiadania doświadczenia. My, dorośli, jesteśmy pozbawieni tych pierwotnych emocji.
Jest jakaś dziedzina nieartystyczna, w której się Pani spełnia?
Dla mnie ważni są ludzie. Pomagać, nie być obojętną, tworzyć dobre relacje. Jest we mnie potrzeba dawania, doceniania. Ja lubię być potrzebna. Oczywiście, może to być jednocześnie cecha pozytywna i negatywna, ale myślę, że rodzina to rozumie. Jeśli ktoś do mnie zadzwoni w środku nocy, prosząc o pomoc, to ja będę dla tej osoby. Dużo satysfakcji daje mi społeczna uprawa ogrodu na osiedlu. W tym się realizuję. Bardzo mi miło, kiedy ktoś powie: o jak fajnie przycięty żywopłot lub o jakie piękne kwiaty. To są takie drobnostki, ale dużo dla mnie znaczą.
Czy zatem podchodzi Pani do swoich realizacji jako miejski narrator?
Ależ to Pani ładnie nazwała. Nie wiem, co powiedzieć, bo nie lubię mówić o sobie, to mnie krępuje, a z drugiej strony nawet nie czuję się artystą i nie umiem tego uzasadnić. Nie wiem, kiedy nadejdzie ten czas, kiedy będę potrafiła o sobie powiedzieć ,,artystka”. Myślę, że ma Pani rację, nazywając mnie narratorem, bo to nie ja jestem tu bohaterem w kontekście tego projektu. Bohaterkami są moje dziewczyny z osiedla. Chciałabym, żeby to one mówiły, one nam się pokazały, żeby one były wizytówką miasta. Ja jestem tylko pomysłodawcą, ewentualnie narzędziem, które je wydobyło, autorem, który je pokazał. Ja dałam im głos, możliwość wypowiedzi, zaistnienia w szerszym kontekście społeczno-artystycznym. Było to też niewątpliwie przekroczenie jakichś ich barier i to jest taka wartość, która wydaje mi się jest w tym projekcie wartością dodaną. Myślę, że żadna z nas, żadna z kobiet biorących udział w projekcie, nie wiedziała, jaki to będzie miało finał, ile się o sobie dowiedzą, jaki to będzie miało wymiar. Ja jestem niesamowicie szczęśliwa, że zrealizowałam swoje marzenie tutaj, właśnie w Tychach. To, że mogłam zrobić coś dla miasta, jest dla mnie niezwykle ważne.