Dyrygent, czyli człowiek orkiestra

Jedni nazwaliby go „człowiek-orkiestra” , inni powiedzieliby o nim „mentor”, a według niego samego dziś najbardziej pasuje mu określenie „lider”. Kim właściwie jest maestro Michał Brożek?

Kim właściwie jest maestro Michał Brożek, ile i jakie ma zadania do wykonania, stając przed blisko stuosobowym zespołem, co go najbardziej cieszy w pracy z chórzystami i kiedy zdecydował, że zawodowo będzie dyrygował ludźmi? Ten wywiad ma nawet kolor i mam wielką nadzieję, że z łatwością rozpoznacie Państwo tę barwę.

Ponieważ Pańskie nazwisko w wyszukiwarce można skojarzyć bez trudu z hasłami: dyrygent, organista, nauczyciel, to wnioskuję, że jest Pan muzykiem w pojęciu bardzo wszechstronnym – którą z muzycznych aktywności wskazałby Pan jako tę jedną ulubioną i dlaczego?

Na pewno będzie to trudne do określenia, ponieważ studia, które skończyłem w Katowicach, otworzyły mi naprawdę ogromne horyzonty i rozwinęły mnie wielowątkowo. Miałem to szczęście, że byłem na kierunku edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej, gdzie skończyłem dwie specjalności: dyrygenturę chóralną oraz edukację muzyczną, dodatkowo ukończyłem specjalizację muzyki kościelnej. Jeżeli miałbym wybrać tylko jedną działalność, która inspiruje i zajmuje mnie najbardziej, to będzie to dyrygentura. Głównie z tego powodu, że w ramach funkcji dyrygenta mieści się także bycie nauczycielem, przewodnikiem i mentorem, w obecnej nomenklaturze rzekłbym liderem. Pracując z różnymi chórami, stojąc przed różnymi ludźmi – starszymi, młodzieżą, dziećmi, z różnorakim wykształceniem i doświadczeniem – muszę umieć zainspirować każdego z nich i spowodować, że wszyscy będą chcieli słuchać tego, co do nich mówię, i mi zaufać. Ta funkcja przewodnika jest dość istotna, ale nawiązując do wspomnianej przed chwilą różnorodności i wielowątkowości, dyrygent czasem musi też stać się psychologiem, który w rozmowach, czy podczas samego śpiewania, rozładowuje napięcia chórzystów po całym dniu pełnym emocji. Gdybym na próbach nie był pewny siebie i swojego przewodnictwa, to chórzyści od razu wyczuliby to i podświadomie wykorzystywali, a tego w pracy dyrygenta chcemy uniknąć. Myślę, że warto jeszcze nadmienić, że dyrygent pełni także funkcję logistyka – w przypadku chóru akademickiego, który prowadzę, mam do zarządzenia grupę blisko stu śpiewaków. Oczywiście są wyznaczone osoby (zarząd z kierownikiem na czele), które pomagają mi w koordynacji i planowaniu działań, mam też do pomocy instruktorów, którzy z kolei pomagają rozczytywać utwory, prowadząc próby sekcyjne, ale jednak to ja, jako dyrygent, odpowiadam za jak najlepszą atmosferę i logistykę naszych spotkań.

Sto osób w chórze robi imponujące wrażenie!

Zgodzę się, to ogromna radość, że tylu młodych ludzi fascynuje śpiew chóralny. Wiele osób marzy o występach na dużych scenach lub wykonywaniu muzyki ze znanymi artystami. Cieszę się, że jako chór możemy spełniać te marzenia i być atrakcyjną propozycją samorozwoju dla młodych osób. Z racji dużej liczby chórzystów wielokrotnie działamy jednocześnie na kilka zespołów. Z reguły całego naszego programu nie da się śpiewać w pełnym składzie, więc po przeprowadzonych przesłuchaniach w mniejszych grupach do wyjazdów konkursowych kwalifikuje się około pięćdziesięciu chórzystów. Oczywiście istnieją możliwości, gdzie śpiewa naraz cały chór. Jednym z takich momentów w ciągu roku artystycznego jest Metropolitalny Festiwal Chóralny, który organizuję z Chórem Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Wówczas w koncercie finałowym oprócz mojego chóru śpiewają jeszcze inne zaproszone zespoły. Muszę przyznać, że nie tylko w chórze akademickim zwiększyło się zainteresowanie współbrzmieniem, również w chórze Cantate Deo, który założyłem w 2008 roku, przyjąłem od początku września tego roku kilkunastu nowych chórzystów, co spowodowało, że w zespole jest ponad pięćdziesiąt osób.
Bardzo ciekawi mnie powrót do dwóch punktów Pańskiego życiorysu: pierwsze Pańskie muzyczne dziecięce wspomnienie oraz ten jeden moment – o ile da się go precyzyjnie ustalić – w którym już Pan zrozumiał, że będzie szedł przez życie w akompaniamencie muzyki.
Pamiętam, że nieraz już ktoś pytał mnie, jak to się stało, że zostałem dyrygentem – odpowiadając, wracałem do dziecięcych lat, kiedy pojawiły się pierwsze myśli o muzycznej przygodzie z batutą w ręku. Wówczas, myśląc o dyrygencie, miałem przed oczyma mężczyznę z bujnymi włosami na głowie, który impulsywnie za pomocą swojego ciała kreuje muzykę. Szczerze mówiąc, już wtedy bardzo mi się podobała wizja takiej pracy – stanie przed orkiestrą i chórem bowiem bardzo przyciąga ludzki wzrok, mimo że stoi się tyłem do publiczności. Już podczas studiów odczuwałem silne wsparcie i kierownictwo kilku znaczących dla mnie osób, jak na przykład Pani profesor Agnieszki Franków-Żelazny, bardzo znanej w Polsce chórmistrzyni, u której rozpocząłem przygodę z dyrygenturą, profesor Iwony Melson, która wpłynęła na mój dyrygencki warsztat, profesora Czesława Freunda, który rozwinął moją dojrzałość muzyczną poprzez śpiewanie w Chórze Kameralnym Akademii Muzycznej w Katowicach. W tym dość późnym chyba momencie, czyli na studiach, zrozumiałem, że jestem we właściwym miejscu – że to jest TO, co chcę robić w przyszłości. Nie mogę tutaj pominąć pewnej istotnej w mojej historii tyszanki – pani Teresy Chmiel, dzięki której w 2013 roku uzyskałem tę możliwość, by poprowadzić chór Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Chór akademicki niewątpliwie wpłynął na rozwój mojej kariery, bo wówczas – młodemu absolwentowi – powierzono mi tak wspaniały zespół, co dziś traktuję jako dużą dawkę zaufania oraz jako umożliwienie mi rozwinięcia skrzydeł. A takie najwcześniejsze dziecięce muzyczne wspomnienie mam z przedszkola, wówczas uczyłem się w ognisku muzycznym gry na keyboardzie. Jednak najbardziej zapadł mi w pamięci występ sceniczny z małym zielonym akordeonem.

Wspaniałe! W tej chwili wyobrażam sobie małego chłopca z zielonym instrumentem i zadaję sobie pytanie – czy ten kilkuletni Michał wiedział, że pewnego dnia otrzyma wyróżnienie od Prezydenta Miasta Tychy podczas Tyskiej Gali Kultury 2024?

Myślę, że wówczas sobie tego w żaden sposób nie wyobrażałem. Oczywiście to wielka gratyfikacja, ale równocześnie ogromna motywacja do stawiania sobie kolejnych muzycznych wyzwań. Nagroda Prezydenta Miasta Tychy nie była dla mnie przełomem w rozumieniu otwarcia się nowych możliwości, ponieważ tutaj muszę wspomnieć, że odkąd pamiętam, współpraca z Miejskim Centrum Kultury i Miastem Tychy układała się bardzo pozytywnie. Mam tutaj na myśli fakt, że chór Cantate Deo działający przy parafii Krzyża Świętego w Tychach-Czułowie wielokrotnie był i nadal jest zapraszamy do oprawy muzycznej miejskich uroczystości i jest zawsze bardzo pochlebnie przyjmowany i recenzowany. Nie ukrywam, że tego rodzaju rozpoznawalność przyczynia się do obfitych naborów nowych uczestników i to mnie ogromnie cieszy. Wyróżnienie od Prezydenta zmieniło chyba bardziej moje nastawienie, ponieważ z podbudowaną pewnością siebie, z przysłowiowym „kopem do działania” zacząłem stawiać sobie coraz wyższe poprzeczki i mocno się rozwijać.

Najbliższe plany na – XXXIV Tyskie Wieczory Kolędowe (styczeń 2025) – jakie aranżacje kolędowe usłyszymy?

Na Tyskie Wieczory Kolędowe nie wybieramy się jako uczestnicy konkursu. Wystąpimy z solowym koncertem, z uwagi na zdobytą najwyższą lokatę w poprzedniej edycji tego wydarzenia. Zatem przygotowujemy repertuar kolęd tradycyjnych, takich jak Bóg się rodzi, Wśród nocnej ciszy, ale pojawią się też kolędy w nieco nowszych aranżacjach i kilka z nich będzie mojego autorstwa – między innymi Ach, ubogi żłobie czy Północ już była. Mamy w planie także zaśpiewać Lulajże, Jezuniu w opracowaniu tyszanina Piotra Pudełko oraz Mędrcy świata w aranżacji Pawła Łukaszewskiego – moim zdaniem niełatwy, ale bardzo inspirujący kawałek sztuki. Ponadto będzie okazja usłyszeć kilka utworów sakralnych, które z powodzeniem zaprezentowaliśmy na międzynarodowym konkursie chóralnym w Cieszynie (7 grudnia 2024 roku).

Zmierzamy ku podsumowaniu, mam jeszcze takie przewrotne pytanie: czy chórzyści Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach Pańskim zdaniem lepiej liczą, czy lepiej śpiewają?

Nie sprawdzałem wprawdzie ich umiejętności matematycznych, natomiast śpiewają wyjątkowo pięknie. Naprawdę tworzą muzyczny klimat, zgrywają się osobowościami i to wszystko sprawia, że możemy bez wahania sięgać po trudną, ambitną literaturę i robić ją dobrze. Mówi się w branży, że nie ma złych chórów, są tylko źli dyrygenci – myślę, że chórzyści są odzwierciedleniem dyrygenta, dosłownie jego lustrem, zatem na pewno cieszy fakt, że oba moje zespoły są w stanie brać na warsztat ciekawe projekty, które dają radość zarówno śpiewakom, jak i publiczności. Praca dyrygenta to misja, bo nie chodzi w życiu wyłącznie o realizowanie własnych ambicji, poszukiwanie tylko gratyfikacji i nagród. Praca z ludźmi, których łączy wspólny cel i pasja, bycie ich liderem, który scala grupę, sprawia mi równie wielką, a czasem i większą radość niż wszelakie nagrody.
Chciałabym życzyć dalszych wyróżnień i sukcesów, ale właściwie jestem o nich przekonana, więc bardziej skupię się na życzeniu zdrowia i niegasnącego zapału, aby z łatwością realizował Pan kolejne cele i sięgał jeszcze wyżej ze swoimi chórami. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Z dyrygentem Michałem Brożkiem rozmawiała Hanna Leśniewska

GALERIA


Share

Aktualności powiązane


Wydarzenia towarzyszące