KRON: młodzi gniewni

ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM PILECKIM

Nakładem Muzeum Miejskiego w Tychach ukazała się książka omawiająca fenomen Tyskiego Klubu Fotograficznego KRON, którego twórcy w latach 1978–1983 dokumentowali Śląsk. Wypracowali jedyny taki w skali regionu – spójny i wyraźnie sprecyzowany w zakresie środków formalnych – sposób obrazowania śląskiego krajobrazu. 

Ewelina Lasota: Zacznijmy od KRONU w pigułce.

Klub powstał w 1976 roku. Prowadził go Mieczysław Wielomski, instruktor przy Zakładowym Domu Kultury Teatr Mały, którym wtedy zarządzał Fiat [Fabryka Samochodów Małolitrażowych przyp. red.]. To była kluczowa postać w KRONIE. Klub zrzeszał ludzi, dla których fotografia była pasją. Zapraszaliśmy różnych ciekawych twórców, między innymi Jerzego Lewczyńskiego, Jerzego Koniakowskiego, Wojciecha Prażmowskiego, Edwarda Poloczka. Wyjeżdżaliśmy na jednodniowe plenery (dostawaliśmy autobus z Fiata), jeździliśmy po Jurze, zwykle w sobotę lub w niedzielę, ale z tych fotografii nic nie wynikało.

Kiedy nastąpił przełomowy moment?

To był proces. Gdzieś pod koniec 1977 i na początku 1978 roku spontanicznie zaczęliśmy jeździć po Śląsku. Oczywiście wcześniej trochę fotografowaliśmy Tychy, ale ten efekt wizualny nas nie zadowalał. I dopiero Mietek Wielomski zaraził nas śląskim tematem. Myślę, że śmiało można go nazwać prekursorem kierunku śląskiego w fotografii. To była osoba nietuzinkowa, o strasznie chimerycznym charakterze, ale niezwykle twórcza. Temat podchwyciło jeszcze kilka osób. Bardzo szybko dołączyłem do Mietka ja, a ponadto Tadeusz Kluba, Michał Cała, Zbyszek Zalewski i Heniek Rączkowski.

Co was zafascynowało?

Stara architektura, bardzo życzliwi ludzie i przemysł, który się wtedy trudno fotografowało, bo obiekty przemysłowe były strzeżone przez państwo. W związku z tym strzelało się zdjęcia znienacka, nie wszystkie wychodziły. Oczywiście osobnym tematem były hałdy, których wtedy jeszcze wiele było wokół. Urzekły nas osadniki – to były osady pokopalniane ze spłuczek, które tworzyły niesamowite kształty – fascynację nimi widać wyraźnie na zdjęciach Michała.

Jednak poza powtarzalnością pewnych motywów, fotografie KRONU cechuje także spójna estetyka. 

Styl fotografowania, który powstał w KRONIE, zapoczątkował Mietek Wielomski. Jako pierwszy zaczął fotografować szerokim, najszerszym wtedy dostępnym obiektywem produkcji NRD-owskiej – Flektogonem 2,8/20. Fotografowaliśmy szerokim kątem, blisko podchodziliśmy do ludzi. Jeżeli pejzaż przedstawialiśmy wertykalnie, to żartowaliśmy, że od czubków butów daleko ponad horyzont. Czyli: pierwszy plan to zniszczona ziemia, ślady spływającej wody w osadnikach, na horyzoncie albo osiedla, albo familoki, albo hałdy, te słynne piramidy. To był nieodłączny element pejzażu, fascynujący, ponury, ciemny, posępny. I w tym mieszkający ludzie, bo poza pejzażem fotografowaliśmy także ludzi. Zapraszali nas do domów, chętnie z nami rozmawiali, ustawiali się do zdjęć. To pomogło stworzyć styl kronowski. Tak jak była kielecka szkoła krajobrazu stworzona przez Pawła Pierścińskiego i jego grupę, tak potem zaczęto nazywać naszą grupę: „śląską szkołą krajobrazu”.

Proszę spróbować opisać jej wyróżniki.

To była fotografia społeczna, socjologiczna, bo pokazywała warunki, w jakich żyją ludzie. Wszystko było ciemne, czarne, smoliste i taka też była nasza fotografia, takie były powiększenia. Duży kontrast, szeroki kąt. Nie przeszkadzało nam, że budynki na naszych zdjęciach walą się, to po prostu był skutek widzenia świata i fotografowania przez obiektyw szerokokątny. Bardzo mało było zdjęć robionych obiektywami długimi. Uprawialiśmy rodzaj fotografii wieloplanowej – na pierwszym planie osadniki, osiedla, familoki, ulice (jeszcze wtedy zupełnie bez drzew, Śląsk nie był wtedy zielony), a nad nimi górujące kominy, zabudowania hut, hałdy. Przeważnie kadr horyzontalny. Jednak jeżeli chodzi o fotografie Michała Cały i Mietka Wielomskiego, to oni kadr, pejzaż traktowali wertykalnie.

Jak na fotografie KRONU reagowała cenzura?

Sposób fotografowania i nasza fotografia były niewygodne ówczesnym władzom. Mieliśmy nawet wrażenie, że nas obserwowano. Dlaczego fotografujemy akurat to? Dlaczego to jest takie ponure? Dlaczego nie fotografujemy Tychów?

No właśnie: dlaczego?

Tychy powstały w polu, dwadzieścia parę kilometrów od Katowic, podobnie jak Jastrzębie Zdrój, gdzie wśród pól wybudowano gigantyczne bloki – nie takie jak w Tychach. W Tychach to były malutkie bloczki w porównaniu z tym, co powstało w Jastrzębiu czy w Żorach. Tychy to było miasto za równe, za ładne, jeżeli chodzi o architekturę. Więc fotografowanie kierowano w stronę architektów, stąd zdjęcia na przykład pana Andrzeja Czyżewskiego czy pana Zygmunta Kubskiego, zdjęcia fotoreporterów z Katowic, którzy dokumentowali Tychy. Ale one pokazują przede wszystkim blokowiska, mało na nich ludzi. KRONOWI chodziło o coś innego. Staraliśmy się pokazać Śląsk, mimo że był taki ponury, ładnie, estetycznie, to znaczy: dobra kompozycja, powtarzalność pewnych schematów, na przykład człowiek – jeżeli robiliśmy portret – był na pierwszym planie, sfotografowany szerokim kątem, bardzo blisko, i w tej brzydocie Śląska był urok. Natomiast w nowoczesności miasta uroku nie widzieliśmy.

Jak wasza fotografia prezentowała się na tle ogólnopolskim?

Ta fotografia, tak jak już powiedziałem, nazwana później śląską szkołą krajobrazu, zrobiła niesamowitą furorę. Praktycznie od wiosny 1978 roku każdy konkurs był przez nas obsadzony. Jeśli mowa o wzajemnych wpływach, to były one widoczne w Katowickim Towarzystwie Fotograficznym. W tym okresie zarówno ja, jak i Tadeusz Kluba i Michał Cała też króciutko byliśmy jego członkami. I wiem, że nasza obecność w KTF-ie miała wpływ na styl pracy pewnej grupy fotografów w Katowicach – i na styl, i na ostateczny wygląd zdjęć, bo niezależnie od tematu śląskiego, jakim się zajmowaliśmy, zdjęcia KRONU po prostu były charakterystyczne. Je trzeba oglądać na papierze. Ich nie da się docenić na ekranie monitora lub jako projekcję z rzutnika. Wszystko się traci, cały ten klimat, atmosferę, smaczek, barwę, odcień czerni, ziarnistość. KRON rozwalił – w sensie pozytywnym – polską fotografię końca lat siedemdziesiątych.

Fragment rozmowy, jaką w marcu 2021 roku przeprowadziła Ewelina Lasota z Muzeum Miejskiego w Tychach na etapie zbierania materiałów do książki i wystawy Tyski Klub Fotograficzny KRON. Śląsk 1978–1983.

fot. Artur Pławski

GALERIA


Share