Eksperyment na 100 procent
Prosta z pozoru historia otwiera przed widzami możliwość ingerencji w świat sceniczny, co daje nieoczekiwane i zaskakujące efekty.
Teatr to miejsce spotkania i dialogu. O ile w kwestii spotkania nikt nie ma wątpliwości, bo przecież choćby w tym najprostszym rozumieniu proces zachodzi mimowolnie, kiedy aktorzy stykają się w przestrzeni artystycznej z widzem, o tyle kwestia dialogu to szalenie ciekawe i niejednokrotnie trudne do jednoznacznego zdefiniowania zjawisko. Chociaż widz z reguły usadzony jest w fotelu i w ciszy oraz skupieniu zanurza się w prezentowanej na deskach teatru historii, to jednak często zmuszony jest do szukania odpowiedzi na stawiane pytania, poddaje pod osąd zachowania i motywacje bohaterów czy na długo zostaje z tematem obejrzanego przedstawienia. Sami zaś aktorzy nieraz twierdzą, że obecność i reakcja widzów współtworzy ich grę.
W przypadku 40% do miłości, najnowszej premiery Teatru Małego w Tychach, przedstawienia prezentowanego na Scenie Kameralnej w Pasażu Kultury Andromeda, możemy mówić o jeszcze innym rodzaju spotkania i dialogu teatralnego. Zaproszona przez dyrektora Pawła Drzewieckiego Aleksandra Respondek (na co dzień pracująca w teatrach niemieckich) zrealizowała spektakl w oparciu o metodę teatru forum, brazylijskiego reżysera i praktyka dramy, Augusto Boala.
Jeszcze przed rozpoczęciem pokazu dało się wyczuć wśród publiczności (która w większości świadoma była, że bierze udział w swoistym eksperymencie teatralnym) pewnego rodzaju ekscytację. Owo uczucie nie maleje, kiedy tuż przed spektaklem dyrektor Paweł Drzewiecki oznajmia widzom, że w pewnym momencie historia zostanie zatrzymana i do gry wkroczy joker…
Jesteśmy w poczekalni dworcowej (miejscu jakże symbolicznym) i to tu przypadkowe spotkania ludzi, którzy dokądś zmierzają lub skądś przyjechali jest początkiem historii i przeplatania się ich losów, których wspólnym mianownikiem jest „miłość” do alkoholu. Ale to tylko fasada. Bo owo uzależnienie i towarzysząca mu pustka, zapełniana procentami, bierze się przecież z bezgranicznej samotności, braku zrozumienia czy bycia wysłuchanym, ze świadomości straconych szans, chorobliwego rozpamiętywania przeszłości czy wreszcie z utraty perspektyw na lepsze życie. Nawet jeśli w tym świecie pojawi się uczucie, to szybko konfrontowane jest ono z własnymi ambicjami i potrzebami, które dobitnie stawiają „ja” nad „my”. Poruszająca jest scena spowiedzi, gdy bohaterowie jednym głosem oskarżają się nawzajem, a potem opowiadają o swojej „miłości do…”.
Nieoczekiwanie na scenę wkracza joker. Co ciekawe, obsada tej postaci nie jest stała, bo podczas premierowego pokazu w tej roli wystąpiła Justyna Rutkowska – pracująca w nurcie psychodynamicznym psycholog i psychoterapeuta, natomiast już kolejnego dnia rolę przejęła reżyserka spektaklu. Zadaniem jokera jest dialog z publicznością i analiza wybranych scen. Dzięki temu widzowie mają realny wpływ na losy bohaterów. Reżyserka zadaje proste pytania – co nas poruszyło, czy uważamy, że można coś zmienić lub poprawić w zachowaniu bohaterów? Widzowie wypowiadali się chętnie, a dzięki zaproszeniu jokera mieli możliwość bezpośredniego wejścia do świata aktorów i prezentacji, jak sami zareagowaliby w danej sytuacji scenicznej. Aktorzy zaś po wysłuchaniu rad i sugestii odgrywają sceny po raz kolejny, jednak zmieniają (improwizując!) swoje kwestie według wskazówek otrzymanych od widzów. Wszystko dzieje się na naszych oczach, tu i teraz. Magia teatru!
Podczas tej części 40% do miłości rodzi się rzeczywiście coś niesamowitego. Dochodzi do pełnego dialogu i zespolenia widzów z aktorami. Nie ma już pozornej opozycji: my – widzowie i oni – aktorzy. Wszyscy jesteśmy w tym świecie, bierzemy odpowiedzialność za to, co się wydarzy, co zaraz obejrzymy, jak potoczą się losy bohaterów. Na podkreślenie zasługuje nie tylko rewelacyjne prowadzenie sytuacji przez jokera (bo nie jest łatwym zadaniem, żeby zachęcić publiczność do działań i to jeszcze w sytuacji pełnego komfortu, bez znanego i stresującego „wyciągania na scenę, na siłę”), ale także świetnie zgrany zespół aktorski. Widać chemię między aktorami, a mówiąc prościej – że zwyczajnie się lubią i dobrze im się ze sobą pracuje. Dopełnieniem całości jest niebanalna oprawa muzyczna tworzona na żywo przez Michała Sosnę.
40% do miłości potwierdza tezę, że w teatrze warto ryzykować, bo takie działania często, jak ma to miejsce w tym przypadku, kończą się sukcesem. To prawda, że każdy spektakl jest niepowtarzalny (bo nie da się identycznie, co do gestu, zagrać żadnego przedstawienia), ale w przypadku tego tytułu słowa te nabierają dodatkowego znaczenia. Zarówno my – widzowie, jak i oni – aktorzy nie wiemy, co zdarzy się podczas kolejnego pokazu i wszystko zależy wspólnie od nas. 40% do miłości to udany eksperyment teatralnego dialogu i bardzo dobrym pomysłem jest zaproszenie młodzieży szkolnej do tej dyskusji, co uczynione zostało kilka dni po pierwszych pokazach premierowych.
Szkoda tylko, że w życiu nie można danych scen odegrać raz jeszcze, zachować się lepiej, dojrzalej, rozsądniej. Cała nadzieja więc w teatrze rozumianym jako przestrzeń dialogu, tam możemy powtórzyć, powiedzieć coś inaczej, coś sobie uświadomić. Warto wierzyć, że bogatsi o te doświadczenie będziemy nieco mądrzejsi w życiu, w którym – jak wiadomo – „nic dwa razy się nie zdarza”.
Marcin Stachoń
fot. Agnieszka Seidel-Kożuch