Human Condition, czyli fundamentalne pytania
To seria prac Thomasa Lamprechta, amerykańskiego artysty polskiego pochodzenia, absolwenta warszawskiej ASP i nowojorskiej School of Visual Arts, który od lat działa na styku sztuki i biznesu. Wystawa w tyskiej galerii StrefArt to kolejna prezentacja jego twórczości w Polsce, po wystawach m.in. w Galerii Zachęta i WL4 w Gdańsku. Z artystą rozmawia kuratorka wystawy Katarzyna Korus.
Skąd inspiracja do serii Twoich prac Human Condition, które obecnie możemy zobaczyć w Tychach w przestrzeniach StrefArt. Dlaczego taki tytuł?
Thomas Lamprecht: Inspiracją jest oczywiście stan, w którym nasz gatunek aktualnie się znajduje. Wydaje mi się, że nie ma ważniejszego tematu do dyskusji i rozważania, niż aktualna kondycja ludzkości. Przez około 300 tysięcy lat istnienia naszego gatunku niewiele się zmieniało. Konie i bawoły ciągnęły wozy, przekaz informacji, był powolny i niełatwy do rozprowadzenia, większość rzeczy była robiona ręcznie. Aż jakieś 100-150 lat temu wszystko przyśpieszyło. Dzisiaj latamy w kosmos, wymieniamy informacje natychmiastowo we wszystkich językach, po całym świecie możemy podróżować w kilka-kilkanaście godzin. Wszyscy mają mobilne telefony, wszyscy mogą rozmawiać z kimś po drugiej stronie planety, prawie wszystko jest robione przez maszyny i udoskonalane przez A.I. A jednak ciągle działamy, czujemy i inicjujemy te same, odwieczne dobra i zła: marzymy, kochamy, walczymy, zabijamy, odkrywamy, dajemy, odbieramy…
Gdzie wiec jesteśmy? W jakiej kondycji? Dokąd zmierzamy? Rozważanie o tym wydaje mi się ważna dla nas wszystkich i to była moja inspiracja. Z tego też wziął się tytuł.
Jaka była Twoja artystyczna droga? Masz bardzo ciekawy i różnorodny artystyczny życiorys. Czy zawsze chciałeś zajmować się sztuką?
Tak. „Zawsze” znaczy tak naprawdę od trzynastego roku życia, kiedy bardzo świadomie zdałem sobie sprawę, że sztuka jest jedyną drogą dla mnie i to chcę robić. Filozofia doszła do sztuki „w pakiecie”. Oboje moi rodzice byli architektami, a więc pojęcia estetyczne, historia sztuki i projektowanie było naturalnym dodatkiem, z którym wyrastałem. Muzyka też była czymś naturalnym, bo moja ciotka, która mieszkała z nami wraz z jej koncertowym Bechstein’em, była profesorem w Konserwatorium warszawskim i pianistką chopinowską. Jako dziecko myślałem, że wszyscy grają na fortepianie, tak jak chodzą czy oddychają. Nie pamiętam czasów, gdy nie grałem.
Jako kilkunastoletni chłopiec wróciłem z Anglii ze szkoły i chciałem się dostać na Akademię w Warszawie. Nie miałem jeszcze polskiej matury, więc nie bardzo to było możliwe. Ale jednym z kolegów mojej matki ze studiów architektonicznych był Aleksander Kobzdej, uznany malarz i profesor na Akademii. Ubłagałem matkę, żeby do niego zadzwoniła i spytała, czy nie spojrzałby na moje prace. On wziął mnie pod swoje skrzydła, jednocześnie mordując mnie bezwzględną, ostrą krytyką: „Powinieneś być filmowcem, nie malarzem!”
Niedługo potem wyjechałem do Nowego Jorku, głównego w tym czasie centrum sztuki na świecie. Jeżeli chciałeś być poważnym artystą, to było miejsce dla ciebie. Tam dostałem się do School of Visual Arts, a potem na podyplomowe studia do Columbia University w malarstwie i filozofii. Chociaż miałem stypendia i dotacje, musiałem się utrzymywać i znaleźć źródła dofinansowania mojej sztuki. Żeby to uskutecznić, zacząłem brać różne projekty jako Art Director, pisarz i potem Executive Creative Director w światowych agencjach reklamowych. Moje projekty muzyczne też się rozwijały — nagrania, płyty, koncerty. Wykładałem też na różnych uczelniach po świecie. Było dużo pracy i niezbyt dużo czasu na spanie. To wyczerpujące nawet wracać do tego myślami!
Co jest dla Ciebie ważne w tworzeniu lub może nawet najważniejsze. Przekaż, forma, technika, kolor? Gdzie czerpiesz inspiracje?
Przez lata, oprócz tworzenia mojej sztuki, zajmowałem się i pisałem sporo o teorii, filozofii i krytyki sztuki. To jest dla mnie najistotniejsza podstawa, od której można się odbić, żeby robić coś sensownego, czy wartościowego w sztuce. Elementy estetyczne nie są i nie mogą być sztuką same w sobie. Malarstwo szczególnie wypełniło wszystkie swoje zadania i wyzwania w momencie, kiedy Helma Klint i Wassily Kandinsky zamknęli ten rozdział swoimi pracami. Forma, kolor, kompozycja, głębokość, płaskość, perspektywa, figura, światło, zagospodarowanie dwu wymiarowej powierzchni, wszystko to zostało wypełnione i zużyte. Na naszym panelu mówiłem trochę o tym, że głównym zadaniem sztuki jest poszukiwanie i odkrycie prawdy. Każdy ruch, gest, kreska, jest pod obserwacją autentyczności i prawdy. Przez to sztuka musi być jakimś odkryciem, wynalazkiem, unikalnym wydarzeniem czegoś nowego, odsłonięciem nowych możliwości. A nie powtórnym wynalazkiem koła.
To nie jest łatwe. Sztuka jest trudna i nie zawsze taka, jak większość publiczności myśli o twórczości — czyli że to przyjemność i zabawa. Tworzenie sztuki wymaga od artysty wiedzy, dyscypliny, warsztatu i samokrytyki wszystkiego; od intencji, do pierwszego znaku na pustym płótnie do końcowego efektu.
Z czego czerpię inspirację? Ze wszystkiego co mnie otacza.
***
Thomas Lamprecht – multimedialny artysta mieszkający na co dzień w La Jolla – dzielnicy San Diego w Kalifornii.
Zaczął studiować malarstwo w 1969 roku w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych u znanego polskiego malarza Aleksandra Kobzdeja. W 1973 roku wyjechał do Nowego Jorku, gdzie rozpoczął edukację w School of Visual Arts. Tam studiował u takich artystów jak: Joseph Kosuth, Ronald Bladen, Donald Nice, Larra Zox. Naukę kontynuował w Columbia University, Graduate School of the Arts i w 1978 roku uzyskał stopień magistra malarstwa.
Jego poszukiwania na polu sztuki od początku były dużo szersze. Pracował w różnych mediach, włączając w swoje działania muzykę, inscenizacje teatralne, działania w przestrzeni, film i wideo oraz prace tworzone cyfrowo. Wykładał teorię sztuki i publikował teksty krytyczne. Jego twórczość była pokazywana w wielu dużych ośrodkach w całej USA i Europie. Od lat zajmuje się również kooperacją sztuki i biznesu. Pracował dla największych firm amerykańskich.
Na zaproszenie galerii StrefArt i Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej oraz Fundacji HELISA, przyjechał do Tychów ze swoim projektem Human Condition. Wziął też udział w wydarzeniu Human Condition Day, które zgromadziło liczne grono przedstawicieli świata sztuki i biznesu.
– Jako Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna od lat wspieramy nie tylko rozwój przemysłu i technologii, ale również działania o charakterze społecznym i kulturalnym – mówi Ewa Lipka, wiceprezes zarządu KSSE S.A. – Doskonałym przykładem jest wydarzenie Human Condition Day, które zorganizowaliśmy 26 czerwca br. we współpracy z HELISA Foundation. To spotkanie poświęcone było roli człowieka w dynamicznie zmieniającym się świecie – świecie nowych technologii, transformacji gospodarczej i wyzwań klimatycznych. Wydarzenie odbyło się w naszej przestrzeni StrefArt – nowoczesnej, industrialnej galerii, która łączy biznes, naukę i kulturę. To miejsce stworzone do inspirujących spotkań, konferencji i wystaw. Human Condition Day był okazją do refleksji nad wartościami, emocjami i relacjami międzyludzkimi, które pozostają fundamentem każdej technologicznej zmiany.
Sylwia Witman