Opowieści pejzażu

Ewa Zawadzka – graficzka, fotografka, ale od 2002 roku artystka skupiona przede wszystkim na malarstwie i zafascynowana światłem.

Od 7 marca w Miejskiej Galerii Sztuki OBOK będzie można podziwiać próbkę jej bogatej twórczości, podczas wystawy zatytułowanej …opowieści pejzażu dla początkujących i zaawansowanych.

Tytuł opowieści pejzażu towarzyszy Ewie Zawadzkiej od początków jej twórczości artystycznej.

– To był pierwszy tytuł, jakiego używałam przy grafikach, jednak nie w tym znaczeniu, że to ja o pejzażu opowiadam, lecz on sam opowiada o sobie – mówi artystka. I podkreśla, że ten kontekst przez lata się nie zmienił.

Dziś, gdy odnosi swoje „opowieści” przede wszystkim do malarstwa, nadal nie postrzega swojej pracy jako odwzorowanie czy naśladownictwo pejzażu, lecz raczej jako dialog z nim. Podstawową rolę w tym dialogu odgrywa światło.

– W ostatnim roku rozbudowywałam według własnego projektu architektonicznego moją galerię autorską – mówi Ewa Zawadzka. – Chciałam stworzyć wnętrze, w którym światło ma dużo do powiedzenia. To światło, które wpada do pomieszczenia, prowokuje mnie do nowych kompozycji i zabaw z moimi obrazami. Również na wystawie (która zostanie zaprezentowana w galerii OBOK – SW) wszystko, co pokażę, będzie skupione wokół jednego tematu, właśnie światła. Zawsze zależy mi na tym, aby wystawa była spójna. Żeby było jasne to, o czym mówię swoimi pracami.

W Galerii Miejskiej OBOK będzie okazja, by zobaczyć próbkę twórczości graficznej i fotograficznej artystki, jednak główną oś będą stanowiły obrazy, przede wszystkim duże formaty.

– Tytuł …opowieści pejzażu dla początkujących i zaawansowanych brzmi trochę jak tytuł podręcznika – przyznaje autorka. I wyjaśnia czym był inspirowany: – Gdy byłam jeszcze studentką Akademii, w pracowni malarstwa czytaliśmy książkę Bohumila Hrabala Lekcje tańca dla początkujących i zaawansowanych. Każdy po kolei czytał na głos przez pół godziny, a reszta malowała. Coś z atmosfery tamtych lat we mnie zostało i pewnie dlatego to nawiązanie. A z drugiej strony ta wystawa to rzeczywiście będzie taki trochę podręcznikowy pokaz dla widzów, jak można opowiadać o pejzażu.

Opisując życiorys i artystyczną drogę Ewy Zawadzkiej, prof. dr hab. Irma Kozina napisała następujące słowa: „Młodość artystki upłynęła pod znakiem częstych zmian miejsc zamieszkania. Pożywką dla jej (…) wrażliwości na piękno otoczenia stały się (…) malownicze zaułki Sochaczewa, Warszawy i Bydgoszczy. Największym szokiem estetycznym tamtych czasów okazała się jednak, spowodowana awansem zawodowym ojca, przeprowadzka do Gliwic. Niemal codzienne dojazdy do katowickiego liceum pociągiem, przez zanurzone w szarej kurzawie, naznaczone szybami kopalń i halami hut tereny Zabrza, Rudy Śląskiej, Świętochłowic i Chorzowa, zainicjowały twórczy niepokój, rozbudzając powolną fascynację geometrią przemysłowej zabudowy i kubicznością wznoszonych pośpiesznie żelbetowych blokowisk”.

Czy zatem pejzaż, o którym opowiada, lub raczej z którym prowadzi dialog, Ewa Zawadzka, to pejzaż śląski?

– Nie w dosłownym znaczeniu – odpowiada artystka. – Będzie on z pewnością bardzo monumentalny, bardzo monochromatyczny i syntetyczny. To jest taki pejzaż, który ja trochę buduję, a nie naśladuję. Lubię harmonię i rytm. Oczywiście o wszystkim ostatecznie decyduje światło, które wpada, a raczej przeciska się przez szczeliny, żeby oświetlić pomieszczenie.

Wystawa potrwa do 17 kwietnia.

Sylwia Witman 

GALERIA


Share