Popioły. Milenium

„Ta opowieść jest kłamstwem, ale też najszczerszą prawdą” – podaje opis sztuki. Najnowszy spektakl Miszy Czornego (reżysera, autora tekstu oraz choreografa) jest dziełem bardzo osobistym, wypadkową historii konkretnych osób i narracyjnych konceptów.

Koncepty te powstały pod okiem Artura Pałygi w ramach Szkoły Pisania Sztuk w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor otrzymał za ten tekst nagrodę podczas pierwszej edycji projektu WyspianKiss. Po kilku miesiącach prób po raz pierwszy zaprezentował sztukę widzom na Scenie w Malarni.
Igor. Iza. Mateusz. Kuba. Czworo bohaterów. W każdym z nich zgliszcza niedawnych związków, w które zaangażowali się tak mocno, że rozstanie uderzyło w nich z ogromną siłą. Na pozór jakoś się trzymają: rzeczywistość łatwo zagadać, uśmiechy kryją ból, a dresy w krzykliwych odcieniach czerwieni i niebieskiego pokazują otoczeniu, że wszystko u nich po staremu. W duszach zalegają im tytułowe popioły, choć trudno nie dopatrzyć się tam też żaru, który niezwykle łatwo rozniecić.
W linearnej opowieści o czwórce przyjaciół reżyser przeplata ze sobą wątki dwóch par. W jednej scenie widzimy Igora i Kubę, w drugiej, po szybkiej przestawce scenografii, Izę i Mateusza. Obie pary spotykają się niecały rok po bolesnych rozstaniach i już na pierwszy rzut oka widać, że rany nie zostały zabliźnione. Igor przychodzi do Kuby z ogromnym kaktusem, czym trochę chce mu wbić szpilę. Od początku wyraźnie sugeruje to seksualny kontekst spotkania. Mateusz pokazuje się Izie z gitarą, a dziewczyna nie wierzy, że to przypadek. W końcu zawsze powtarzała, że „chłopiec z gitarą byłby dla niej parą”. Tęsknotę cielesną łatwo jeszcze zaspokoić, jednak tuż po niej pojawia się pustka, wracają dawne pretensje i nieprzepracowane tematy. Osią dramaturgiczną jest tajemnica, która pośrednio doprowadziła do samobójstwa jednego z bohaterów.
W pierwszym akcie dostajemy nieco chaosu narracyjnego. Zapewne wiąże się to z bałaganem w życiu bohaterów w momencie spotkania drugiej połówki. Trudno jednak czasem nadążyć za tym, które kwestie wypowiadane są do partnera scenicznego, a które mają pozostać tylko w myślach danej postaci. Dużo jest też zmian świateł, które zdają się wprowadzać rozwiązania formalne, ale po chwili gubią konsekwencję. Tematy ulegają zapętleniu. Bartosz Cudak, kurator projektu WyspianKiss, w wywiadzie określił tę historię jako „odpowiadającą tiktokowym trendom”, co tłumaczyć może jej konstrukcję, ale zapewne nie ułatwia niektórym widzom odbioru. Im bliżej kulminacyjnego momentu pierwszej części, tym bardziej klimat gęstnieje. Pomysłowo ograna czerwona kanapa w kilka minut zamienia się z miejsca spotkań i miłosnych igraszek w ścianę dzielącą bohaterów, a następnie w blok mieszkalny Igora.
Drugi akt przynosi zmianę tonacji i wprowadza spokojniejszą, niemal elegijną atmosferę. W przebudowanej scenografii bohaterowie poruszają się odtąd pomiędzy szumiącymi, jesiennymi liśćmi. Ubrani w stonowane kolory, w naszych oczach od razu stają się starsi, dojrzalsi, nieco melancholijni. Z jednej strony działa to na korzyść spektaklu: mniej krzyku, więcej refleksji. Z drugiej, trudno uniknąć wrażenia, że wszystkie karty zostały już rozdane. Fabularne twisty też są nieco rozczarowujące. Sztuka trzyma za to naszą uwagę na poziomie emocjonalnym. Dominujący w pierwszym akcie wątek Izy i Mateusza schodzi na plan dalszy, a zamiast tego powoli obserwujemy pogodzenie się Kuby z odejściem Igora.
Na scenie występują studenci Szkoły Aktorskiej Teatru Śląskiego (Klaudia Jagiełło oraz Mikołaj Dumanowski), wydziału Teatru Tańca krakowskiej AST w Bytomiu (Dawid Sozański) oraz wydziału Aktorskiego krakowskiej AST w Bytomiu (Alex Spisak). Młodzi aktorzy dają z siebie mnóstwo energii, nie boją się odważnych scen, widać w nich gorączkę uczuć. W trudnej opowieści o żałobie i stracie oraz próbie odzyskania emocjonalnej równowagi z zaskakującą lekkością potrafią sprzedać nieco humoru. Erotyczne zbliżenie Izy i Mateusza zostaje przedstawione za pomocą metafor kulinarnych. Ostrzegam, na pastę all’Amatriciana nie spojrzycie już tak samo. W tej scenie błyszczy Klaudia Jagiełło, która w wielu momentach kradnie show. Młoda aktorka przyciąga uwagę i kreuje swoją bohaterkę z ogromną empatią oraz rozbrajającą szczerością. Cała obsada świetnie sobie radzi z ekspresją ciała i daje popis umiejętności tanecznych, a choreograficznych układów jest tu bez liku. Nie dziwi to, biorąc pod uwagę, że Misza Czorny to absolwent wspomnianego bytomskiego wydziału AST. Miłośnicy takich elementów w teatrze nie będą zawiedzeni, choć osobiście miałem wrażenie, że jest ich nieco zbyt dużo.
Podobno Popioły. Milenium to obraz pokolenia Y, czyli tzw. milenialsów (urodzonych w latach 1981–1996). Do tej generacji należy sam reżyser. Rocznikowo jesteśmy zresztą rówieśnikami. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy spektakl dobrze funkcjonuje jako głos pokoleniowy. Bohaterowie sztuki są aktorami (lub porzucili tę drogę) i przeżywają emocje w specyficzny, spotęgowany własną wrażliwością sposób. Autorefleksja, samoświadomość i przebyte terapie, rozmowy o nich, wydają się wyjęte z biogramów pokolenia Z, a zatem nieco młodszych osób. Również eskapizm scrollowania social mediów i spędzania mnóstwa czasu z nosem w telefonie sprawia wrażenie popkulturowo przynależnego bardziej do „zetek”, choć wiadomo, że granice są tu płynne. Pewien problem miałem również z referencjami kulturowymi, do których odnoszą się Igor, Iza, Mateusz i Kuba. Czego tu nie ma… Mamy odniesienia do gier konsolowych z lat 90. Jest Green Day, ale też wspólne śpiewanie Sanah. Ktoś czuje się jak w Wożąc panią Daisy, ktoś wspomina o rozhisteryzowanej Szapołowskiej. W języku bohaterów występuje sporo inside joke’ów, tworzących specyficzny idiolekt przyjaciół. Nikt nie sili się na ich tłumaczenie, co uważam za atut i zabieg, który wzmacnia autentyczność. Jest też zapijanie problemów, palenie papierosów, wyjazdy z pipidówek na studia do dużych miast, powroty do domu, problemy z pracą. A więc to milenialsi? Trochę tak, ale to zaledwie strzępy pokoleniowego pejzażu.
Za muzykę, częściowo wykonywaną na żywo, odpowiada Michał Sosna, który wykorzystuje utwory Vivaldiego. To jeden z najlepszych elementów spektaklu, który znakomicie podbija zarówno wykrzyczane wprost emocje, jak i niewysłowioną żałobę. Ostatecznie w Popiołach. Milenium chodzi głównie o duchowe rozedrganie. Igor chce stać się feniksem, spłonąć i odlecieć. Zostanie pamięć. Złudna, fragmentaryczna, niepewna. „Nie pamiętam, dlaczego z nim zerwałam” mówi Iza o Mateuszu. „Zaczynam sobie przypominać, dlaczego się w tobie zakochałem”, wyjawia Kuba Igorowi. To, co pamiętamy o sobie i o innych, może być dla nas przekleństwem… i nadzieją.

Mateusz Wiskulski
Teatr Śląski, Scena w Malarni, premiera 14 grudnia 2024 roku

 

Projekt zrealizowany w ramach programu Tyskie Inicjatywy Kulturalne we współpracy ze Anatomia Rocka.
Scenariusz spektaklu „Popioły. Milenium” napisany przez Miszę Czornego powstał podczas 6. edycji Szkoły Pisania Sztuk w Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego prowadzonej przez Artura Pałygę. Sztuka ta otrzymała Nagrodę Główną ADiT Agencja Dramatu i Teatru 1. edycji projektu WyspianKiss.

Autor zdjęć: Grzegorz Krzysztofik

GALERIA


Share