Z humorem gram na czułych strunach
To spektakl, który bawi, wzrusza i skłania do refleksji – idealny na zakończenie roku. W roli Alicji, mierzącej się z rutyną w związku, wystąpi Kamilla Baar. Z aktorką rozmawiamy o sentymencie do rodzinnego miasta, przygotowaniach do roli i sile humoru w poruszaniu trudnych tematów.
Spotykamy się w związku z nadchodzącą premierą spektaklu Seks dla opornych, produkowanego przez Teatr Mały. Autorką scenariusza jest Michelle Riml, a za reżyserię odpowiada Adam Sajnuk. Wcielasz się tam w rolę Alicji, kobiety w średnim wieku, na skraju kryzysu małżeńskiego. Na scenie towarzyszy Ci Paweł Drzewiecki – to już kolejny projekt Teatru Małego, przy którym współpracujecie.
Ta współpraca zaczęła się od realizacji spektaklu Ginczanka. Żar-Ptak/Fire-Bird, który współprodukowałam. Wtedy poznałam Pawła Drzewieckiego, który dopiero objął stanowisko dyrektora. On, oprócz tego, że gościł nas z tym przedstawieniem, które zresztą zostało wspaniale przyjęte w Tychach, zorganizował spotkanie ze mną po spektaklu. Od razu poczuliśmy, że działamy na wspólnych falach – mamy podobne poczucie ważności, humoru i dystans do wielu spraw… To dla mnie wzruszające, bo Tychy to moje miasto. Jestem dumna, że to miejsce ma teatr i jeden z najstarszych festiwali teatralnych w kraju. Chciałabym, żeby ludzie o Tychach słyszeli, bo w środowisku artystycznym są one dobrze znane! Każdy tu „z czymś kiedyś był” – czy to na którymś z festiwali, czy z przedstawieniami mistrzowskimi.
Teatr Mały jest kolebką Twojej przygody z aktorstwem, a potem również kariery. Jak Ci się wraca tutaj, do siebie – tak naprawdę? Podchodzisz emocjonalnie do tych powrotów?
Bardzo! Bardzo emocjonalnie podchodzę do tych powrotów. Przede wszystkim dlatego, że moi rodzice wciąż tu mieszkają i prowadzą przedszkole, zostali tu także moi przyjaciele, moi nauczyciele z Czwórki. Odszedł mój mentor, Pan Zbyszek Skorek, ale o nim się po prostu nie da zapomnieć. To człowiek, po którym pamięć nigdy nie umrze… Tychy są ciągle bardzo bliskie mojemu sercu i bardzo się z tego cieszę. Obserwuję, jak miasto pięknieje. Mam wrażenie, że Paweł sprawił, że teatr i jego otoczenie kwitnie, że jest pełne życia, interesujące. Więc z jednej strony to sentymenty i emocje, a z drugiej – poczucie obowiązku. Chciałabym, żeby ta premiera przyniosła ludziom mądrą rozrywkę. Przyjeżdżałam tu z różnym repertuarem, w tym również bardzo trudnym, a to będzie spektakl, który ma nas wszystkich podnieść na duchu i przypomnieć o kluczowych wartościach, kiedy jest się z kimś w relacji.
Spektakl jest hitem na skalę światową, wystawiany był dotąd w wielu teatrach w Polsce i na świecie. Co według Ciebie sprawia, że wciąż przyciąga rzesze widzów?
Myślę, że ten temat jest bardzo uniwersalny – relacja pary po dwudziestu pięciu latach bycia razem. To moment, w którym wiele par doświadcza kryzysu. Tekst dotyka realnych problemów, które są tak bliskie ludziom, że oglądamy, jak bohaterowie radzą sobie z tym kryzysem, jaki mają na niego pomysł, ale też skąd się ten kryzys wziął. A te problemy są wszystkim dobrze znane. Jest tam też coś, co cenię szczególnie: inteligentne poczucie humoru. To są ludzie, którzy odnoszą się do siebie z szacunkiem. To nie jest para, która przekracza granice dobrego smaku czy gustu.
Spektakl na całym świecie promowany jest jako luźna komedia, jednak dotyka tematu powszechnego i prawdziwego – rutyny w związku, życia obok siebie, a nie ze sobą. Wiele osób w wieloletnich związkach może utożsamić się z problemami bohaterów. Czy według Ciebie humor w spektaklu pomaga w poruszaniu trudnych tematów, czy raczej łagodzi ich wydźwięk?
Dużo zależy od tego, jak to zostanie wykonane. My również szukaliśmy trafnego tekstu. To nie jest wybór pierwszy z brzegu. Paweł i ja już dawno obiecywaliśmy sobie, że coś razem musimy zrobić na scenie. Powiedziałam mu, że chcę, żeby to niosło ludziom radochę. Chcę, żeby ludzie w Tychach przychodzili na spektakl, który będzie pozytywny i budujący. Szukaliśmy dość długo, selekcjonując spośród innych tekstów – mniej lub bardziej ambitnych, mniej lub bardziej śmiesznych, dotkliwych. Bo trzeba trafić w to własne poczucie humoru i głębi jednocześnie. Mnie, Henryk i Alicja rozśmieszają bardzo. To jest śmiech przez utożsamienie, przez identyfikację. A humor zawsze pomaga. Humor warto całe życie pielęgnować. To jest najlepsze, co możemy w relacji sobie dać. Więc kiedy nawet mówimy o tym, że kryzys w małżeństwie jest trudny i stanowi wyzwanie, to dzięki dystansowi do siebie, poczuciu humoru przechodzimy przez niego z klasą.
Spektakl, tak jak mówisz, dotyka tematu, który można odebrać zarówno z dystansem, z humorem, jak i na poważnie. Jakie emocje u widzów uważasz za najcenniejsze? Z czym chciałabyś zostawić widza po obejrzeniu tej sztuki?
Nie mogę mówić za widzów, bo każdy weźmie z tego spektaklu coś innego. To będzie przedstawienie dla wszystkich! Na przykład, jeżeli ktoś ma dopiero kilka miesięcy stażu w związku, to może zastanowić się, „co by było, gdyby?”. Osoby, które mają dwadzieścia pięć lat stażu, będą się identyfikować z tymi problemami. Te, które mają pięćdziesiąt lat stażu, będą tęsknić za tymi czasami. Każdy pewnie odbierze to troszkę inaczej. Dla mnie na pewno ważne jest, żeby ten spektakl niósł ze sobą przesłanie, że powinniśmy rozmawiać, patrzeć sobie w oczy, wychodzić naprzeciw swoim potrzebom i nie bać się zmiany. Człowiek potrzebuje pikanterii, namiętności, nowości… Wspaniale jest, kiedy para znajduje taki klucz, który pozwala im odkrywać, co ich łączy, żeby dawać sobie nawzajem radość.
Jakie miejsce zajmuje kobiecość w kontekście małżeństwa i związku, zwłaszcza w sytuacji, gdy zmienia się dynamika relacji? Masz jakieś przemyślenia przy poznawaniu tej sztuki, przy odkrywaniu Alicji?
Nie chciałabym za dużo zdradzić na temat samej treści. Natomiast dzięki temu, że udało nam się zaprosić do tej współpracy Adama Sajnuka, reżysera, który bardzo psychologicznie podchodzi do swoich bohaterów, mam pewność, że postacie będą prawdziwe i psychologicznie dobrze zbudowane. Kryzys wynikający z wieku Alicji i kryzys wynikający z pozycji Henryka to jakby równorzędne kryzysy. Tyle że jej, jako kobiecie, w sposób naturalny łatwiej jest to komunikować. Mimo że musi walczyć ze wstydem, mimo że zmaga się ze swoimi ograniczeniami… Jednak Alicja wie, że jeśli coś ma się zmienić, to musi wyciągnąć ten problem na stół, jak kartę. Mężczyzna jest inaczej skonstruowany. Bardzo długo unika konfrontacji z problemem. Więc mężczyzna na naszych oczach uczy się, jak odkrywać przed partnerką te karty bez strachu, jak się pytać i dowiadywać się. Na pewno wątek kobiecości, tego, jak kobieta czuje się w dojrzałym wieku i w pewnym momencie relacji, będzie w tej sztuce poruszony.
Wiele kobiet, zwłaszcza w sztuce, odnajduje siebie na nowo w dojrzałym wieku. Czy Ty również zauważasz, że dojrzewanie zmienia Twoje podejście do ról, które wybierasz, i do samego aktorstwa?
Moja mentalność bardzo zmienia się z wiekiem. To jest proces interesujący, bo z jednej strony zachowałam w sobie taką dziecięcą, niemalże naiwną energię, dziewczęcą spontaniczność, pragnienie wolności, odkrywania nowych rzeczy… To jest fantastyczne. Z drugiej strony, mam już dużą wiedzę i dorobek życiowy, zarówno ten pozytywny, jak i negatywny. Tak naprawdę wszystko to składa się na dużo wyraźniejszą tożsamość niż kiedykolwiek wcześniej w moim życiu. Chodzi nie tylko o wybory ról, ale też o wybory życiowe. Ja już teraz doceniam każdy dzień! Jak pisał Kundera, niestety nikt nie załączył do życia brudnopisu. I to z wiekiem coraz bardziej czuję. I w wychowywaniu, i w relacjach z bliskimi, i w tej głębokiej tęsknocie,i w chęci bycia najlepszą we wszystkim, kiedy już wiesz, że to niemożliwe. Ale także w odwadze patrzenia na swoje wady i akceptowania ich.
Minęło przeszło dwadzieścia lat od pierwszego wystawienia sztuki. Spektakl porusza kwestie codziennych zmagań w długoletnich związkach. Czy według Ciebie, mimo zmieniających się czasów, temat długoletnich związków i wyzwań, jakie niesie wspólne życie, pozostaje ponadczasowy i równie ważny jak wtedy, gdy sztuka była wystawiana po raz pierwszy?
To jest opowieść o parze, która zdecydowała się być razem przez dwadzieścia pięć lat. Teraz dużo bardziej popularne jest rozstawanie się i szukanie idealnego partnera czy partnerki. A wiadomo, że takich ludzi nie ma. Tutaj mamy parę, która stworzyła rodzinę, mają dwójkę dzieci. W tym sensie wydaje mi się, że ta sztuka absolutnie się nie zestarzała, że jest cały czas aktualna. Mówimy o czasach bieżących: o erze internetu, mówimy o czasach mediów masowych, o wszystkim, co nas definiuje poprzez social media.
Czy role, które grasz, wpływają na Twój rozwój osobisty? Czy postać Alicji pozwoliła Ci coś odkryć lub przemyśleć na nowo?
Na pewno! Każda rola ma na mnie ogromny wpływ. A jaki wpływ będzie miała ta? To się dopiero okaże.
Czym według Ciebie jest dobra sztuka? Czy spektakl powinien wyłącznie bawić, czy może też prowokować do głębszych przemyśleń i zmian?
Tego nie wiem. I nawet nie próbowałabym tego definiować… Ale mogę powiedzieć, że ja w teatrze lubię się wzruszyć. Bardzo. I właściwie po to idę do teatru – po identyfikację i po wzruszenie. A wzruszenia bez śmiechu nie ma. Wzruszamy się wtedy, kiedy czujemy, że dostajemy prawdę o nas samych. Że ta prawda ze sceny dotyka jakiejś małej strunki albo wielkiej struny w nas.
Jakbyś miała komuś polecić ten spektakl, to komu? Koleżance, mamie, partnerowi, parze?
To będzie spektakl absolutnie dla każdego. Lubimy komedie romantyczne – to będzie komedia romantyczna. Zapraszamy więc wszystkich!
rozmawiała Monika Wieczorek
foto. Błażej Baar
Więcej informacji o spektaklu znajdą Państwo w zakładce KALENDARIUM.