Wyniki konkursu XVI Tyskiego Festiwalu Monodramu MoTyF
Na sześć dni Tychy stały się stolicą monodramu, a wszystko za sprawą szesnastej edycji Tyskiego Festiwalu Monodramu MoTyF, wydarzenia, które już na trwale wpisało się w kalendarz imprez kulturalnych miasta.
Pierwsza edycja festiwalu odbyła się w 2007 roku z inicjatywy Jana Fręsia. Niezawodnie festiwalowi towarzyszyli Piotr Adamczyk oraz Wojciech Wieczorek. W roku 2015 pieczę nad imprezą objął Paweł Drzewiecki, wtedy dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Tychach. Z jego inicjatywy zapoczątkowana została formuła mistrzowska, polegającą na tym, że gościem każdej edycji był wybitny mistrz sztuki słowa i teatru. Pierwszym naszym mentorem był Jan Peszek i tak naprawdę to, że przyjął on nasze zaproszenie, otworzyło drzwi do rozmów z innymi osobowościami sceny. W roku kolejnym tę samą rolę pełnił Bronisław Wrocławski, zaś na dziesiątą, jubileuszową edycję, zaprosiliśmy Jerzego Stuhra – mówi Paweł Drzewiecki, dyrektor Teatru Małego w Tychach. To właśnie Teatr Mały od kilku lat jest organizatorem MoTyFu, imprezy, która cieszy się niezwykłym uznaniem i prestiżem w środowisku, tłumnie przyciągając widzów.
Podczas szesnastej edycji festiwalu również nie zabrakło wielkich nazwisk i spektakli. Łukasz Lewandowski z Teatru Ateneum w Warszawie zaprezentował monodram Historia Jakuba na podstawie tekstu Tadeusza Słobodzianka. Kultowy już chyba i szalenie poruszający monodram Byk przedstawił Robert Talarczyk (tekst napisany przez Szczepana Twardocha). Niesamowity spektakl Hamer, swoisty sit-up (w przeciwieństwie do stand-up’u) zaprezentowała Karolina Hamer. Po raz kolejny na festiwalu zawitała Joanna Szczepkowska, tym razem z legendarną już Gołą babą. Paweł Drzewiecki – dyrektor Teatru Małego pokazał historię pokolenia Kolumbów w muzycznym spektaklu Czy to serce pękło? Wreszcie na finał monodram Agnieszki Przepiórskiej – najlepszej aktorki sezonu 2022/2023 wg miesięcznika Teatr – W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej. To wszystko spektakle mistrzowskie. Jednak wielkich nazwisk monodramu było zdecydowanie więcej. Nazwisk może jeszcze nie tak popularnych, które na uznanie i sławę ogólnopolską muszą jeszcze chwilę zaczekać, jednak obserwując poziom prezentacji konkursowych, nie ma wątpliwości, że o wielu jeszcze nie raz usłyszymy.
Istotnym problemem poruszonym w aż w trzech przedstawieniach konkursowych jest motyw samego aktorstwa, losu artysty oraz drogi, która prowadzi na scenę, okupionej nieraz ogromnym poświęceniem. Wizję świata bez sztuki w Takie tam roztoczyła przed nami Magdalena Bochan-Jachimek, świata, w którym „nie ma obrazów na ścianach, nie ma muzyki, nie ma książek”. Całe szczęście sztuka jest, ale w jakim stanie? Wiecznie niedofinansowana, a artyści muszą pisać kolejne wnioski o granty i dotacje, żeby móc tworzyć, móc przedstawić kawałek swojego świata, choć i tak często nazywani są przez społeczeństwo darmozjadami. Nikt jednak nie dostrzega, jak wiele godzin uporu, trudu i wyrzeczeń kosztuje czas spędzony na przygotowaniach, na tym, by w ogóle móc stanąć na scenie, o czym mówi Krzysztofa Gomółka-Pawlicka w monodramie Zawód aktorki. Marzenie z młodości, pierwsze niewinne „przebieranki i wygłupy w dzieciństwie” stają się pasją, przekleństwem, ciężarem i drogą na całe życie. Zarówno w Zawodzie aktorki, jak i u Miszy Czornego w monodramie Colargol. To nie bajka pojawiają się też motywy popularnej w szkołach aktorskich „fuksówki”, kiedy to student pierwszego roku musi udowodnić, że nie dostał się na uczelnię „fuksem”. Żeby to zrobić, wykonuje „zadania aktorskie” zlecone przez starszych kolegów. Pełne przemocy zachowania starszych kolegów i koleżanek mają zahartować przyszłych adeptów sztuki teatralnej przed prawdziwą bitwą, którą to absolwenci będą musieli stoczyć w realnym życiu. W Colargolu Czorny precyzyjnie rysuje również ścieżkę, którą podąża główny bohater Igor, by zrealizować swoje marzenie – zostać aktorem i tancerzem. Żelazna dyscyplina i poddawanie ciała istnej tresurze, by zawsze było giętkie, rozgrzane, elastyczne, zwinne i lekkie, ale przede wszystkim gotowe do nadludzkich poświęceń to codzienność bohatera monodramu. Na drugim biegunie jest ciało tytułowej Masary ze spektaklu Julity Koper. To ciało jest powodem do wstydu. Duże, ogromne, niezgrabne wyśmiewane, znienawidzone najbardziej przez główną bohaterkę. Jesteśmy w piekle nastolatków, którzy są wobec siebie bezwzględni. Przemoc w tym świecie rodzi kolejną przemoc. Spirala zła jest nakręcona i prędko się nie zatrzyma. Złem jest też wojna, której obraz przedstawiono w Dystrofii – monodramie Faustyny Baran. Jednak to nie wojna staje się głównym bohaterem spektaklu, a skrajny głód, który powoli, systematycznie i z zabójczą skutecznością przemienia ludzi w zwierzęta gotowe zrobić wszystko, by przeżyć. W tym świecie instynkt przetrwania jest silniejszy niż ograniczenia i kulturowe tabu. Do dżungli miasta zabiera nas Maria Czok w monodramie Moje pogo, spektaklu powstałego na podstawie bestsellerowego reportażu Jakuba Sieczki – lekarza, który przez sześć lat pracował w stołecznym pogotowiu ratunkowym. Oglądamy galerię przypadków ludzi potrzebujących pomocy, a także chwili rozmowy i tego, by ktoś ich zauważył i wysłuchał. Nadzieję w postaci miłości, która przynosi ocalenie obrazu toksycznej matki, rysuje w monodramie 20 den Julia Fidelus. Niełatwa, wręcz dramatyczna relacja matki z córką, choć mogłaby przygnębiać, to jednak nie odziera z wiary, że tym, co odróżnia nas od zwierząt, jest silne uczucie miłości, jakim bezwarunkowo potrafimy obdarzyć drugiego człowieka. Motyw ten również wybrzmiewa w monodramie Prymicje Karoliny Konickiej. Bolesna tajemnica z przeszłości, sukcesywnie odkrywana przed widzem, jest jak rozdrapywanie starych ran, boli, ale, zdaje się, to proces niezbędny do tego, by wreszcie wybaczyć sobie i zrobić przestrzeń na najważniejsze słowa.
Przed trudnym wyzwaniem stanęło jury tegorocznego festiwalu – Dorota Landowska, Małgorzata Langier, Waldemar Raźniak i Adam Sajnuk. Poziom tej edycji był bardzo wysoki. Monodram to specyficzny rodzaj teatru, który tworzy jedna osoba potrafiąca zbudować cały świat, i niczym teatralny stwórca zabierająca nas na chwilę do swojego mikrokosmosu, choć nie zawsze łatwego, to jednak czasem nie chce się go opuszczać. Nie pozostaje więc nic innego, jak zachwycić się i westchnąć „ależ to był MoTyF!”, i czekać na kolejną edycję, która, niestety, dopiero za rok.
Marcin Stachoń
Jury w składzie:
Waldemar Raźniak (przewodniczący) oraz Małgorzata Langier, Dorota Landowska i Adam Sajnuk postanowiło przyznać następujące nagrody:
Grand Prix w wysokości 10.000 zł brutto dla Pani Julity Koper za monodram pt. „Masara” na podstawie opowiadania Szczepana Twardocha, w reż. Kuby Mielewczyka – za połączenie wszystkich aspektów inscenizacyjnych na profesjonalnym poziomie, nowoczesną formę, siłę wyrazu aktorskiego i trafny wybór materiału literackiego,
Nagrodę aktorską w wysokości 5.000 brutto dla Julii Fidelus za monodram „20 DEN” na podstawie książki Miry Marcinów pt. „Bezmatek” pod opieką artystyczną Natalii Sakowicz – za precyzyjną adaptację, sprawną i pomysłową animację lalką, autentyczność i bezpretensjonalność gry aktorskiej;
oraz dwa wyróżnienia po 2.500 zł brutto dla:
Miszy Czornego za monodram „Colargol. To nie bajka” w reż. Moniki Szydłowieckiej – za szczerą, osobistą wypowiedź i za odwagę łączenia różnych gatunków sztuk.
Magdaleny Bochan-Jachimek za monodram „Takie tam” na podstawie tekstu Szymona Jachimka, w reż. Agnieszki Płoszajskiej – za interaktywność, sprawność dramaturgiczną, ostrość obserwacji środowiskowych.
Wszystkim nagrodzonym składamy serdeczne gratulacje.