Homo viator wraca do domu
Kiedy pytam znajomych o Sienkiewiczowską nowelę Latarnik, u większości pojawiają się przebłyski ze szkoły podstawowej. Kojarzą, że to opowieść o mężczyźnie, który siedzi w latarni i rozmyśla, świta im motyw patriotyzmu, emigracji, tęsknoty. Ja sama, kiedy mój syn omawiał tę lekturę na lekcji polskiego, miałam to właśnie, szablonowe myślenie. Ale kiedy już sięgnęłam po ten tekst po latach, zdziwiłam się bardzo, że „sprzedaje się” go nastolatkom jako lekturę z motywem i morałem, podczas gdy w pełni zrozumiała zdaje się być tylko dla dojrzałych, doświadczonych życiowo dorosłych. I pojawiła się we mnie artystyczna chęć, albo nawet potrzeba, opowiedzenia tej historii z należną jej uwagą i czułością.
Ale wcale nie było tak, że Latarnik był moim pierwszym pomysłem, gdy dyrektor Teatru Małego w Tychach, Paweł Drzewiecki, zaprosił mnie do wyreżyserowania spektaklu. Właściwie wcale o tej noweli nie myślałam, bo skoro to opowieść o mężczyźnie, który siedzi w latarni i snuje refleksje, w pierwszej chwili wydało mi się niemożliwe, by uczynić z tego atrakcyjną dla widza inscenizację. Przekonała mnie wizja Pawła Drzewieckiego na cały teatralny sezon. Zwłaszcza, że sezon 2023/2024 zatytułowany jest Autor – Widz i ma zwracać uwagę na rolę autora i dramatu w procesie pracy nad widowiskiem scenicznym. Teatr postawił na bardzo spójny program i pielęgnowanie więzi międzyludzkich (kilkuletni plan zatytułowany jest Relacje 2.0). Bo przecież to właśnie relacje tworzą przestrzeń, jaką w strukturze obywatelskiej zajmuje konkretny człowiek. I zaczęłam się zastanawiać, jaką rolę w tej strukturze pełniłby sienkiewiczowski bohater. W XIX wieku i dzisiaj. Mężczyzna, który siedzi w latarni i rozmyśla.
Z dużą przyjemnością zasiadłam do adaptowania noweli Sienkiewicza. Rozwinęłam kilka wątków, udramatyzowałam spotkania latarnika Skawińskiego z mieszkańcami Aspinwall. Spodobało mi się, że główny bohater to homo viator – człowiek podróży, wędrowiec, pielgrzym. I ten popularny w literaturze motyw, według którego każdy podróżujący wraca z podróży odmieniony. A jeśli ktoś wędruje przez czterdzieści lat? Jak bardzo różni się wtedy siedemdziesięcioletni, zmęczony mężczyzna od chłopca, który opuszczał Polskę?
Zależało mi, aby Skawińskiego zagrał aktor wyjątkowy i wybitny, taki, który ukaże bohatera w szerszej palecie barw niż ta narzucona przez szkolne interpretacje. Teatr Mały w Tychach nie ma stałego zespołu aktorskiego, więc mogłam wybierać dowolnie. Ale nie musiałam zastanawiać się długo: wymarzyłam sobie, że latarnika zagra Lech Mackiewicz, aktor Teatru Miejskiego w Gliwicach i choć nie znaliśmy się wcześniej osobiście, miałam nadzieję, że moja propozycja wyda mu się ciekawa. Na szczęście tak było. W roli konsula Falconbridge’a obsadziłam Tomasza Lipińskiego z Teatru Bagatela w Krakowie, a w roli strażniczki portowej Johns doskonale znaną tyszanom Annę Białoń (Teatr Mały w Tychach). W ten sposób skompletowałam na scenie dream team, ale także za kulisami postawiłam na współpracowników, z którymi zrealizowaliśmy spektakle w wielu teatrach w całej Polsce. Za scenografię i kostiumy odpowiada Natalia Kołodziej, muzykę skomponował Dominik Strycharski, a o konsultacje w zakresie ruchu scenicznego poprosiłam Bartosza Bandurę.
Jako adaptatorka i reżyserka Latarnika postawiłam sobie za punkt honoru stworzenie nowoczesnej i wyestetyzowanej opowieści o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, demonach, które to uniemożliwiają, i samotności, która jest tyleż udręką, co wyborem. Przedmiotem tęsknoty może być przecież nie tylko ojczyzna, ale też inne miejsca i ludzie, zapachy i dźwięki. I wszystkie one tak samo mocno zaburzają spokój i nie pozwalają na znalezienie swojej przystani.
Lech Mackiewicz, aktor, twórca roli latarnika Skawińskiego.
Co w latarniku Skawińskim jest interesującego dla tworzącego tę postać aktora?
Podobnie jak Skawiński, ja też mam doświadczenia emigracyjne i dla mnie najciekawsze jest chyba to, że mogę skonfrontować moje przeżycia z przeżyciami postaci. Dziś jest łatwiej wrócić z emigracji, ale kiedy wyjeżdżałem z komunistycznej Polski, stałem się, tak jak Skawiński, emigrantem politycznym.
Moje postrzeganie Polski jako zjawiska też bardzo się na przestrzeni lat zmieniło i konfrontowanie tego z literaturą i ze sceną jest bardzo ciekawe. Poza tym w tej adaptacji i w pomyśle inscenizacyjnym znalazła się postać kobieca, czyli mamy takie konkretne, emocjonalne odniesienie, takie ludzkie. No i Latarnik jest o latarniku, a ja gram latarnika, to też jest dla mnie ważne, że nie jestem tu elementem układanki, a jej podmiotem.
Kogo chciałbyś wykreować na scenie w przyszłości?
Coś musi do mnie przemówić, coś zaciekawić. Tak jak to było z Latarnikiem. Uważam się – może to zabrzmi nieskromnie, ale tak sądzę – za aktora misyjnego, w jakiś sposób wybitnego, ale niedocenionego. Wiem, że wielu aktorów tak uważa, ale ja mam podstawy twierdzić, że w moim wypadku naprawdę tak jest. Miałem okazję grywać z takimi aktorami, jak Cate Blanchett, Jeffrey Rush, Essie Davis, zagrałem tytułowego Idiotę wg Dostojewskiego w Teatrze Stanowym w Adelajdzie, byłem w czołówce aktorów teatralnych Australii. Miałem wtedy poczucie, że jestem w dobrym miejscu. Po powrocie do Polski bywało różnie, ale Latarnik jest jedną z takich postaci, które są mi bliskie, i cieszę się, że mogę się z nim mierzyć. Nie mam potrzeb, żeby zagrać na przykład Króla Leara. Reżyserowałem ten dramat w Playbox Theathre w Melbourne, spektakl jeździł po świecie, graliśmy go m.in. w Globe Theathre w Tokio, ze spektakli wyreżyserowanych przez Polaków pokazywano tam jeszcze tylko Hamleta (IV) Andrzeja Wajdy. Może chciałbym zagrać kiedyś Pana Kleksa? Marzy mi się spektakl na podstawie scenariusza filmu Million Dollar Baby, w którym mógłbym zagrać z moją żoną, Alicją. Ja zagrałbym postać kreowaną w filmie przez Clinta Eastwooda, a Alicja bokserkę, którą grała Hilary Swank.
Jak wygląda Twoja praca nad rolą Latarnika?
Uczę się tekstu, analizuję motywację Skawińskiego, układam logistykę emocji i zdarzeń scenicznych. W tym spektaklu to o tyle trudne, że Skawiński dość skrótowo i anegdotycznie opowiada o wielu sytuacjach, w których się znalazł, więc to duże wyzwanie, żeby to wypełnić i uwiarygodnić. Sprawić, żeby stało się prawdą wszystko to, co może wydać się bujdą.
Natalia Kołodziej, autorka scenografii i kostiumów.
Co było dla ciebie punktem wyjścia przy tworzeniu scenografii do Latarnika?
Intuicja poprowadziła mnie do zbudowania nieoczywistej przestrzeni sugerującej wnętrze latarni. Myśląc o kształcie, formie i funkcjach latarni, zbudowałam makietę okrągłej platformy z fragmentem barierki. Latarnik, przesuwając barierkę, wprowadza w ruch pierścień okalający platformę, tym samym porusza zamocowane w nim światło, światło latarni. Machinę osadziłam w farbowanej tkaninie artystycznej, której kolorystyka wyraźnie nawiązuje do wody, powietrza i nieba. Z tkaniny wyłaniają się wyrzeźbione przez znakomitą rzeźbiarkę, Martę Sucherską, pagórki i naturalnej wielkości mewy. Starałam się minimalistycznie, a zarazem malarsko uchwycić obraz miasteczka Aspinwall.
W co ubrałaś bohaterów Latarnika?
Kostiumy uszyte są ze „świata scenografii”. Farbowałam i malowałam każdą tkaninę, z której powstały zarówno elementy scenografii, jak i kostiumy aktorów. Ich kolorystyka powoduje, że postacie w spektaklu dosłownie zanurzają się w świecie Latarnika.
Dominik Strycharski, kompozytor.
Jaka jest muzyka, którą tworzysz do spektaklu Latarnik?
To muzyka nowoczesna, oddająca świat wewnętrzny bohatera, cały wielki bagaż doświadczeń, wspomnień i emocji, które on ze sobą niesie. Skawiński opowiada o różnych aspektach swojego życia, wiele rzeczy jest niedopowiedzianych, więc muzyka ma za zadanie nakreślić pejzaż wnętrza człowieka, który żyje w swojej własnej rutynie i ta muzyka opowiada właśnie o tej rutynie. Z jednej strony podkreślając jej powtarzalność, z drugiej, pokazując całą emocjonalną głębię.
Jak wygląda proces tworzenia muzyki teatralnej?
Muzyka do Latarnika powstaje w trakcie prób i staram się mieć kontakt z tym, nad czym pracują aktorzy i aktorki, a są to dość duże ciągi monologów i rozmów. Następnie po odczytaniu energii próby i energii aktorów i aktorek, którzy na mnie bardzo działają i mają wpływ na to, jak tworzę, komponuję. Są takie spektakle, kiedy tworzę muzykę podczas prób, ale akurat w tym przypadku robię to w domu. Próbuję narysować ten świat dźwiękowy sam. Uznałem, że skoro nasz Latarnik jest samotny, to ta muzyka musi wypływać z samotności. Ale jednocześnie na próbach dużo wspólnie przycinamy. Nigdy nie traktuję muzyki teatralnej jako gotowej i skończonej, więc na próbach stosujemy różne zabiegi. Tworzę muzykę z warstw. Wykorzystujemy różne warstwy w różnych momentach spektaklu, od pełnej aranżacji po pojedyncze dźwięki. I to doskonale działa.
Alina Moś,
reżyserka spektaklu
Więcej informacji o spektaklu znajduje się w zakładce kalendarium.