Kochając muzykę miłością szczerą… Rozmowa z Maciejem Lipiną

Przez Wojciecha Olszaka określony został mianem polskiego Johna Mayera. Wokalista, gitarzysta, autor piosenek, wydawca płyt. Założyciel i lider grupy Ścigani, zespołu mającego na koncie kilka płyt i mnóstwo koncertów.

Bez wątpienia ścigany i ciągle w biegu, czasem w nieznane, jak napisał o nim na łamach „Twojego Bluesa” (Z nożem na gardle mogę więcej, nr 90, jesień 2022) Jacek Kurek. Odtwórca głównej roli Ryśka Riedla w spektaklu Skazany na bluesa w Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego w Katowicach, główny głos na akustycznej płycie Acoustic 8 filmów legendy polskiego metalu, czyli zespołu KAT. Jeden z solistów w oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza i Leszka Aleksandra Moczulskiego Nieszpory Ludźmierskie. Laureat wielu nagród i wyróżnień kochający muzykę ponad wszystko… 

Beata Cieślak: Maćku, powiedz proszę, kiedy zdałeś sobie sprawę, że to jest to, co chciałbyś robić?
Gdy miałem siedem lat, rodzice zapisali mnie do prywatnego studium muzycznego, żebym nauczył się grać na keyboardzie, bo zauważyli u mnie jakieś ku temu predyspozycje. Wkrótce potem pojawiła się gitara. W zasadzie tak mniej więcej od szóstego roku życia bardzo dużo słuchałem muzyki. Pierwsze moje fascynacje to Black Sabbath i Elvis, a zaraz potem pojawił się Dżem! I wtedy okazało się, że to jest to!

Jesteś muzykiem o rozmaitych obliczach. Grasz, śpiewasz, komponujesz, piszesz teksty, a nawet zdarza Ci się być aktorem. To ostatnie może niektórych zaskakiwać?
W spektaklu Teatru Śląskiego pt. Skazany na bluesa byłem częścią zespołu, grałem na gitarze. Krótko po premierze tego przedstawienia odtwórca głównej roli uległ wypadkowi i wtedy zaproponowano mi tę rolę. Gram Skazanego na bluesa już prawie dziesięć lat. Było bardzo mało czasu na przygotowanie, bo to była nagła sytuacja… Niewiele prób, duża trema, w końcu nigdy wcześniej tego nie robiłem, wielki spektakl… Ale chyba dałem radę, skoro tyle lat spektakl cieszy się tak dużym zainteresowaniem, za co jestem wdzięczny przede wszystkim publiczności. Rysiek i Dżem od najmłodszych lat to był mój ukochany muzyczny klimat, więc chyba idealnie trafiło… Nie ma przypadków na tym świecie…

No właśnie, Nieszpory Ludźmierskie, Skazany na bluesa, Kat, duży rozrzut. Skąd taka rozpiętość repertuaru? Co tak naprawdę gra w duszy Macieja Lipiny?
Zawsze chciałem grać własne piosenki ze swoim zespołem, ale życie rzucało mi różne wyzwania. Dlatego cieszę się i twórczością własną, i tym, że mogłem się wykazać także w innej stylistyce. To buszowanie w pozornie odległych stylach bardzo rozwija i dowodzi niezmiennie, że muzyka jest jedna, choć w tak wielu wariantach i odsłonach fascynuje.

Zdecydowanie! Zdradź nam proszę, jak to się stało, że postanowiłeś na nowo zinterpretować album zespołu Anawa z 1973 roku?
Kilka lat temu byłem zaproszony przez wybitnego gitarzystę krakowskiego Jacka Królika do Krakowa na koncert z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza, wybrałem m.in. utwór Ta wiara. Po jego wykonaniu pan Jan Kanty, kompozytor i założyciel Anawy, opowiedział mi ciekawą historię związaną z tym utworem. Jak się okazało – tej pieśni nikt nigdy nie coverował ani też sama Anawa nigdy nie zdążyła zagrać tego materiału na żywo, bo po ukazaniu się albumu Andrzej Zaucha odszedł z zespołu. Pan Jan zaproponował mi, że skoro pasują mi te numery, to powinienem zrobić całą płytę, i tak się też stało. Rok temu ukazała się płyta Anawa 2.0, czyli moje autorskie aranżacje pieśni, które pięćdziesiąt lat temu zespół Anawa nagrał z Zauchą, a nie zdążyli tego nigdy zagrać live.

Zostałeś wokalistą zespołu Ścigani, a przecież chciałeś być gitarzystą? Wiem, że szukałeś długowłosego wokalisty, który przypominałby nieco Jima Morrisona…
Tak, zacząłem śpiewać niejako z musu, bo nie umiałem znaleźć odpowiedniego głosu do mojej kapeli, ale szybko pokochałem śpiewanie.

Powiedz nieco o Twoich albumach.
Od dziesięciu lat jestem głównie kojarzony z rolą Ryśka w teatrze, natomiast zanim to nastąpiło w 2001 roku, założyliśmy z kolegami zespół Ścigani, i pierwsze nasze kroki to były festiwale bluesowe w Polsce. Zgłosiliśmy się na wszystkie możliwe, jakie wtedy były. W 2003 i 2004 roku tak się złożyło, że dużo tych festiwali udało się wygrać, nie zawsze pierwsze miejsce, czasami drugie, trzecie, ale te sukcesy zachęciły nas do pierwszej autorskiej płyty – Nigdy więcej bluesa – to był debiut roku 2005 w „Twoim Bluesie”. Następnie była płyta nagrana ze Sławkiem Wierzcholskim, tzn. graliśmy swoje piosenki, a Sławek nam pomagał pisać teksty i muzykę, była to płyta roku 2007 w „Twoim Bluesie”. Był w 2009 roku taki program w telewizji TVP2 Hit Generator, w którym zdobyliśmy dwie statuetki. To zachęciło nas do kolejnej płyty, w 2011 roku ukazał się krążek Spiritus movens, w 2018 – mój pierwszy solowy, autorski album, sam napisałem wszystkie piosenki i nagrałem wszystkie instrumenty (poza perkusją). Najnowsza, wydana w 2022 roku, to wspomniana już wcześniej Anawa 2.0. Teraz skupiamy się na koncertach Maciej Lipina & Ścigani – gramy trasę na 20-lecie zespołu Zaufać sobie 2023 tour, czyli najlepsze kawałki ze wszystkich moich płyt.

Jesteście bardzo utytułowani, zdobyliście wiele nagród, m.in. dwie statuetki Super Hit TVP2 za utwory Niby razem i Uwierz mi chociaż raz (2009), Odkrycie roku 2005, Płyta Roku 2007, Wokalista roku 2008 w Blues Top, Grand Prix na Blues Rock Jazz Festival 2009 i wiele, wiele innych! Co czujesz, otrzymując te wyróżnienia?
W Ściganych nie tworzymy muzyki dla nagród, choć są one oczywiście miłe, ale najważniejsze jest to, że możemy nagrywać, jeździć na koncerty, mamy dla kogo występować. I jeszcze jedno – ważne, że mamy zdrowie, bo nie wszyscy koledzy, którzy zaczynali z nami, jeszcze żyją, inni chorują. Cieszę się zdrowiem, staram się doceniać każdy dzień, a nie zawsze miałem tyle pokory, teraz dopiero jej nabieram. Wydaje mi się, że najważniejsze jest żyć codziennie, tu i teraz, nie przestawać pracować, tworzyć, grać koncerty, szanować ludzi dookoła i szczerze kochać muzykę, a zdobywanie nagród nie może być głównym celem. Niektórzy poddają się też, bo nie zawsze można wyżyć z muzyki, a tu przecież trzeba rodzinę utrzymać, dziećmi się opiekować. Niektórzy kompozytorzy, tak samo zresztą jak malarze, zostają docenieni dopiero sto pięćdziesiąt lat po śmierci. Niektórzy nie wytrzymują tego ciśnienia, znajdują sobie jakieś inne zajęcie, lepiej płatne, a sztukę stawiają na drugim, trzecim miejscu. To jest w ogóle trudne zajęcie, ale ja na przykład nie mam zamiaru nic innego robić, i nie chcę, i nie lubię, i nigdy nic innego nie robiłem. Nie można się oszukiwać, trzeba przede wszystkim pozostać sobą.

To absolutnie najważniejsze. Szczerość, autentyczność procentuje. W końcu swego czasu Zbigniew Hołdys powiedział, że jesteście najlepszym zespołem w Polsce…
Brzmi to tak clickbajtowo i bałwochwalczo, ale faktycznie – tak wtedy powiedział w telewizji, ale oczywiście w ramach tego, co wtedy mógł słyszeć w Polsce na scenie. Natomiast to było kilkanaście lat temu i wiele mogło się zmienić. Chciałbym rzeczywiście uchodzić za dobrego muzyka, bo po to to robię. Kocham muzykę i staram się zawsze wykonywać ją najlepiej, jak potrafię. Z drugiej jednak strony, gusta są przecież różne, dlatego trzeba przyjść na nasz koncert i sprawdzić, jak to naprawdę jest.

A skąd ten kapelusz na Twojej głowie?
Pierwszy mój kapelusz dostałem w prezencie na koncercie od zespołu Skazanego na bluesa na koncercie, który odbył się w moje urodziny w 2016 roku, w legendarnej Leśniczówce. Poza tym wszyscy moi ulubieńcy mieli kapelusze na scenie: nie tylko Rysiek, ale także Niemen, Stevie Ray Vaughan, okazjonalnie Hendrix, Clapton, ale także całe Lynyrd Skynyrd, Allman Brothers czy trochę też w hołdzie dla śląskiego brzmienia: Andrzej Urny (Dżem, Krzak, Perfect), Jurek Kawalec (Krzak).

Zapraszając na „Jazdę trolejbusem z bluesem”, gdybyś zechciał w kilku słowach powiedzieć nam, co tam się będzie działo?
To wydarzenie ku pamięci Ryśka Riedla. Trolejbus z publicznością, i również ze mną, będzie jeździć po najważniejszych miejscach związanych z Ryśkiem w Tychach: pierwsza sala prób Dżemu, czyli Dom Kultury Górnik, klub Jesiony – tam zagram utwór Jesiony, i chyba jeszcze mural Ryśka na jego bloku. W tych lokalizacjach będą krótkie koncerty. Nie tylko Ryśkowe piosenki będą grane, ale moje również!

Fantastyczna inicjatywa!
To pomysł Marcina Sitki, chodzi m.in. o promowanie książki Rysiek Riedel we wspomnieniach. Już dwa lata temu w związku z obchodami poświęconymi Ryśkowi miasto Tychy poprosiło mnie o plenerowy występ Skazanego na bluesa i przyszli chyba wszyscy mieszkańcy! Było naprawdę wspaniale!

Dziękując Ci za rozmowę, wszystkich Państwa, którzy ją przeczytali, zapraszam nie tylko do Tychów, ale także na inne Twoje koncerty!

Beata Cieślak
pedagog, autorka tekstów o sztuce,
organizatorka wystaw

GALERIA


Share