Bez wahania stawiam na sport. Rozmowa z Tomaszem Jachimkiem

Pochodzący z Gdyni, a mieszkający w Warszawie artysta wyląduje na Śląsku, w Tychach, gdzie zabierze tyską publiczność do świata błyskotliwego humoru już 18 maja, podczas Tyskiej Gali Sportu.

Aktor, artysta kabaretowy, dramaturg, dziennikarz, konferansjer, pisarz, poeta, scenarzysta, sportowiec, stand-uper – Tomasz Jachimek. Wymieniam wszystkie (albo prawie wszystkie) Pańskie zajęcia w kolejności alfabetycznej, bo zdaje się, że trudno powiedzieć, które z nich jest tym pierwszym. Chyba, że potrafi Pan wskazać to, które powinno być na początku? Dodatkowo zapytam – jak to się udaje, wszak dobra ma zaledwie dwadzieścia cztery godziny?
Eee, to tylko takie wyliczenia. Biorę wszystko, gdzie tylko ktoś chce mnie zatrudnić. Natomiast jeśli idzie o kolejność, o to, co było na początku, to bez wahania stawiam na sport. Jako sześcioletni brzdąc zostałem zapisany na basen, potem długo, długo piłka nożna, później sporo tenisa ziemnego, trafiła się też przygoda z triathlonem i maratonem. Ale dzisiaj to już żadne poważne trenowanie, tylko bardziej lekcje wuefu prowadzone w celu odstresowania, zachowania minimalnej choćby kondycji i sprawności oraz unikania gabinetów lekarskich. Jak na razie się udaje.

Czy zacięcie sportowe przydaje się w Pańskiej działalności? Wydaje mi się, że dzięki determinacji i woli walki, cechom jakże potrzebnym w sporcie, udaje się Panu od wielu lat z sukcesem spełniać w tylu już wspomnianych dziedzinach.
Nie powiem nic odkrywczego, ale działalność sportowa i estradowa mają ze sobą mnóstwo wspólnych elementów. Ważna jest pasja, umiejętność godzenia się z porażkami, wyciąganie wniosków. Zawsze może zdarzyć się głupio przegrany mecz, gorsza tak zwana dyspozycja dnia; ale też tak w sporcie, jak i na estradzie dostaje się nagrody nie do zdobycia praktycznie nigdzie indziej. Dużo stresu, ale i dużo radości. Jeszcze jedna analogia – przy wszystkich swoich ewidentnych niedostatkach, uciążliwościach, kłopotach, życie sportowca i estradowca jest bezdyskusyjnie mocno ciekawe. Jedna korzyść na rzecz estrady – tę profesję można uprawiać znacznie dłużej, a jeśli mówimy o takich aktywnościach jak pisanie, wymyślanie czy tworzenie od podstaw, to praktycznie do śmierci. I to jest spory pozytyw.

Już niebawem, bo 19 maja, odwiedzi Pan nasze miasto ze swoim programem prezentowanym podczas Tyskiej Gali Sportu. Odnoszę wrażenie, że jest Pan częstych gościem imprez o charakterze sportowym. Czy wiążą się z tymi spotkaniami jakieś szczególne wspomnienia?
Nie, nie czuję się jakimś stałym bywalcem gal i imprez sportowych. Oczywiście, zdarzało się takie imprezy poprowadzić, tudzież na nich wystąpić, ale to nie są częste przypadki. Natomiast chętnie z takich zaproszeń korzystam; podziwiam sportowców, którzy weszli na poziom dla mnie zbyt wysoki. Zazwyczaj bywa mocno sympatycznie. Kilka razy udało mi się pograć w piłkę z byłymi reprezentantami kraju i teraz już doskonale wiem, czemu oni grali w kadrze, a mi zostało tylko pajacowanie na estradzie.

Panie Tomaszu, a może dziennikarstwo sportowe? Ja z przyjemnością obejrzałbym mecz piłkarski naszej reprezentacji komentowany przez Pana. Na pewno kibicom byłoby trochę lżej na duszy…
Oj, chyba już się nie uda… Poza tym jestem dość emocjonalnym kibicem, obawiam się, że gdybym szczerze z serca mówił, co sądzę o niektórych wyczynach naszej kadry, to mogłaby w ów komentarz zaingerować Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Raz się zdarzyło, że komentowałem mecz ekipy TVN-u z drużyną polityków. Przyznam szczerze, że zazdrościłem kolegom, którzy biegali po boisku, a ja z mikrofonem tylko mogłem o tym opowiadać.

Spotkaliśmy się w 2011 roku w Tychach przy okazji promocji Pańskiej książki Handlarze czasem. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to już dwanaście lat. Puszczając wodze fantazji i trochę „handlując” czasem – co chciałby osiągnąć Tomasz Jachimek w kolejnym tuzinie lat?
Doświadczenie nauczyło mnie, aby zbyt wiele o swoich planach nie opowiadać, zwłaszcza publicznie, bo to się najczęściej fatalnie kończy. Można, przytaczając stare powiedzonko, takim planowaniem jedynie rozśmieszyć Pana Boga. Natomiast bez wchodzenia w konkrety, głowa jeszcze na szczęście pełna pomysłów, jeszcze trochę twórczej energii zostało, jeszcze kilka szczytów do zdobycia przede mną. Wiadomo, zawsze jest ryzyko odbicia się od ściany i bolesnego poturbowania, niemniej wychodzę z założenia, że lepiej przegrać mecz, niźli w ogóle nie wyjść z szatni.

Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ja również i serdecznie zapraszam 18 maja.

rozmawiał Marcin Stachoń

 

Link do biletów: ticketmaster.pl
Więcej informacji na temat Tyskiej Gali Sportu: kultura.tychy.pl

GALERIA


Share