Piękny, „całkiem” kraj
Co za euforia i radość! Lokalni włodarze miast i miasteczek studzą emocje mieszkańców, broniąc pomysłu na realizację planu marzeń. Zapomniano chyba jednak o samym obywatelu tego pięknego kraju, który niejednokrotnie pozbawiony zostanie dachu nad głową, swojego
miejsca, tożsamości, historii rodziny. No, ale czego nie robi się dla uszczęśliwienia milionów, dla nowej jakości życia? Uczestniczę w całej sprawie dość żywo, próbuję bronić co rusz skrawka ogrodu, parku, podpisując kolejne protesty. Otrzymuję coraz to nowe zaproszenia do udziału w debacie czy spotkaniu.
Z końcem grudnia dostaję zaproszenie zgoła inne, zaproszenie na spektakl Teatru T.C.R. pod, zaskakującym dla mnie, tytułem „CPK – Całkiem Piękny Kraj”. Dziesięciolecie zespołu T.C.R., który mocno osadził się w historii teatralnego offu i obsypany został licznymi nagrodami, a przede wszystkim teatru, który ma swoją publiczność nie tylko na Śląsku, to powód realizacji kolejnego spektaklu.
Nowe przedstawienie ma zaskakujący, frapujący, pozornie zabawny, a przede wszystkim angażujący widza przebieg. Od samego wejścia na scenę Teatru Małego witają nas sympatyczni prowadzący (Marcin Stachoń, Dawid Kozak i Piotr Kumor), a także przemiłe kobiety (Paulina Koniarska i Alina Bachara) ubrane w stroje ludowe rodem z Cepelii, bez przynależności do miejsca, „tyskie Karolinki”. Zostaję zaproszona do zabawy. Na mapie, rozłożonej na środku sceny, która pokazuje nam Tychy, stawiam swój pionek, uprzednio wylosowany, zaznaczając tym samym swoje miejsce w mieście, zgodnie z instrukcją prowadzących. Siadam na widowni i natychmiast jestem zaangażowana w sprawę.
Bohaterem całej akcji jest miasto, to tutaj ma przebiegać CPK, aby zbudować jeszcze piękniejszy kraj. Prowadzący spotkanie przerzucają się argumentami, zachęcają do kupna lub sprzedaży nowego miejsca na Ziemi. No, bo przecież będzie pięknie, przecież nie ma obawy, wszystko już zostało zaplanowane. Kobiety w strojach ludowych jak marionety przebierają nóżkami, są na każde zawołanie. Mężczyźni już wszystko wymyślili, kobiety potrzebne nam tylko do pomocy, posprzątania czy upiększenia całej ceremonii. Tylko raz w całej akcji spektaklu oddaje się kobietom głos, który na długo zapada w pamięć:
„Nie burzcie tych murów,
Nie równajcie z ziemią pamięci przodków naszych,
Apelujemy, błagamy, kajamy się, prosząc”.
To one podnoszą sprzeciw, upominają się o przeszłość, o tradycję, o tożsamość. Niestety tylko raz mogą o tym opowiedzieć, lirycznym wierszem, jakby westchnieniem po dawno już zapomnianych historiach.
Od czasu do czasu, sprowadzony do roli asystenta, przechadza się w zadumie sam Kazimierz Wejchert, którego dzieło życia zostaje właśnie licytowane. Nie ma jednak sił sprawczych, nie prosi się go o poradę, a stawia przed faktem. Nad wszystkim czuwa demiurg (Maciej Dziaczko), który od czasu do czasu pojawia się na balkonie, przygrywając na akordeonie czy bębnie. Nie wiem czy to Stwórca, czy budowniczy Solnes, ale jego drelichowe ubranie wskazuje na pełną gotowość do przebudowy. Już za chwilę zejdzie i zrobi tu porządek. Miasto Tychy jest bohaterem, jest podmiotem całego przedstawienia, również jego historia, tradycja związana z przesiedleniami, emigracjami.
Tekst autorstwa Marcina Stachonia i Macieja Dziaczki, w reżyserii tego ostatniego, w konwencji komedii i teatru opartego na faktach sprawia, iż przedstawienie to słodko-gorzka refleksja nad rzeczywistością Nowego Ładu. Dopełniona brawurową grą aktorską całego zespołu, z projekcjami Grzegorza Porcza i muzyką Tomasza Lesia, to kolejna dobra propozycja Teatru T.C.R.
Iwona Woźniak